Kącik Wiesi (11)
Nie ma to jak mieć w zanadrzu coś swojskiego, z naturalnego chowu, dajmy na to świeże jajka, śmietanę, kawałek cielęciny, sporego indyka, tego ostatniego to najlepiej przed świętami. Dobra te ratowały życie w czasach permanentnych braków, kiedy to za gotówkę, dodajmy z trudem uciułaną, niewiele można było kupić. A nie każdy miał czas i cierpliwość, by wystawać w długich kolejkach praktycznie za wszystkim: lodówką, butami, papierem toaletowym… i co tam jeszcze rzucili do sklepu. Nawet wprowadzenie kartek i przydziałów na niemal wszystkie towary, w tym niezbędne, jak pieluchy dla niemowląt i konieczne, jak alkohol… nie zapełniło pustych półek. W tej sytuacji do łask wróciła wymiana bezgotówkowa. A ile trzeba było sobie głowy nałamać, żeby zdobyć upragniony towar. Po pierwsze, należało pozyskać przychylność pań sklepowych.
– Dzień dobry, będzie jakaś dostawa w najbliższym czasie? – zagadywało się sprzedawczynię w sklepie obuwniczym, dyskretnie podając jej kilka pętek kaszanki z niedawno ubitego świniaka.
– Za dwa dni dostaniemy kozaki i inne zimowe trzewiki – pada szybka odpowiedź ponad kuszącym zapachem zawiniątka.
Po drugie, jeśli wiedziałeś, że tego dnia nie będziesz mógł stanąć w kolejce, która z reguły gęstniała i wolno się przesuwała – bo ta pani już tu stała przed tą panią, bo ten pan to kombatant, a znowu ta pani jest w ciąży i w dodatku z dzieckiem na ręku – musiałeś zorganizować zastępstwo. Takiej osobie, wręczając patyk w rozmiarze stopy, należało się czymś odwdzięczyć – a to wędzonką z własnej spiżarni, a to jakimś cudem zdobytą paczką dobrej kawy. Biorąc pod uwagę, że zimy wtedy były raczej mroźne, do tego sporo wystawało się na przystankach, bez solidnych butów ani rusz. Ale co zrobić, kiedy te upragnione kozaki okazywały się jednak za duże czy za małe, bo o fason mniejsza. Należało je dalej puścić w obieg za, powiedzmy, motki włóczki, rajstopy, cytrusy. Obracać można było również kartkami, deputatami, przydziałami. Dla przykładu, jeśli ktoś w rodzinie miał kilku kolejarzy, mógł nadmiar darmowego węgla wymienić na kartki na mięso, papierosy czy proszek do prania. Byli i tacy, co wykupywali reglamentowane produkty, by potem sprzedawać je z przebitką. Dotyczyło to głównie wódki, na którą zawsze był duży popyt. Wreszcie niepijący, do tej pory przez nadużywających traktowani z góry, wychodzili na swoje.
Czasy się zmieniły i teraz mamy wszystkiego w nadmiarze, może poza gotówką. Ile to razy trzeba w sklepie wkładać na nos okulary, by wybrać jeden z kilkunastu rodzajów ryżu, makaronu, soli, zamiast, z przyzwyczajenia, chwytać pierwszą paczkę z brzegu. Mimo obfitości wszelkich dóbr, naturalne produkty nadal są pożądane. I jak dotąd nie zdarzyło się, aby jajka od szczęśliwych kur z wolnego wybiegu czy miód z własnej pasieki, jako drobne wyrazy wdzięczności, nie znalazły uznania w oczach obdarowanych.
– A bo gdzie teraz takie dostaniesz?!