Straszny dziaduniu (11)


Kosy i kokosy


 

Dwa kosy,
Młokosy,
Chciały zbić kokosy
Na kosodrzewinie,
Która z tego słynie,
Że jest niska, rosochata,
Pokrzywiona i garbata…

Choć to sosny bliska krewna,
Nie ma z niej dobrego drewna
I nie można z tej karlicy
Zebrać ani krzty żywicy.

Lecz te dwa młokosy
Piały wniebogłosy,
Że zbiją kokosy
Na kosodrzewinie!

Zagadnęły starą sowę,
Czy na mleko kokosowe
Szyszki się przerobić dadzą
I czy drogo je sprzedadzą?

Stara sowa wyglądała
Jakby była osowiała,
Rzekła jednak rezolutnie:
– O czym wy marzycie, trutnie?

Posłuchajcie mnie, leniuszki,
Śnią się wam na wierzbie gruszki,
A to wasze piękne głosy
Mogą przynieść wam kokosy!

Zamiast się zajmować drzewem,
Zróbcie coś ze swoim śpiewem.
Pora przestać się kokosić
I z głupotą tak obnosić…

Ale kosy,
Znane trzpioty,
Czuły niechęć do roboty
I wolały w miłym cieniu
Poprzestawać na marzeniu:

Że zbiją kokosy
Na kosodrzewinie,
Która z tego słynie,
Że jest niska, rosochata,
Pokrzywiona i garbata.

I tak im mijają lata.

 

Zbigniew Dimitroca