Wystawy, na których nie byłem
(1)


MAJTKI
I NOWA SZTUKA

[z okazji wystawy malarstwa
Juliusza Lewandowskiego]


 

 

 

Biogramy artysty nie pozostawiają wątpliwości: jest to Jeden z nielicznych twórców sztuki erotycznej w Polsce bądź też Malarz samouk, tworzący prace o tematyce erotycznej. Tak się go właśnie postrzega, pójdźmy więc tym tropem, bo jeśli nawet w jego twórczości da się bez trudu wyśledzić i wątki polityczne („Polski chaos”, 2022), i religijne („W czyśćcu”, 2021), to jednak znakiem rozpoznawczym pozostaje powtarzający się motyw gołego chłopaka w majtkach, siedzącego na krześle, w fotelu, albo też leżącego na tapczanie. Celowo piszę „gołego”, nie jest on bowiem ani nagi, ani ubrany, majtki sytuują go gdzieś pośrodku tych dwóch stanów uważanych tradycyjnie za przeciwstawne. Erotyzm tych przedstawień jest tyleż niewątpliwy, co i nieprzesadny, można by nawet uznać, że widzimy na tych obrazach jakieś zwykłe, codzienne sytuacje, chłopak w majtkach jest przecież trochę jakby ubrany, a może nawet całkiem ubrany (w przeciwieństwie do dziewczyny w majtkach, która ubrana już nie jest), lecz jednak: mężczyzna maluje chłopaka, zatem w grę musi wchodzić erotyzm.

Do sztuki erotycznej nie mam zbytniego zaufania, podobnie zresztą jak do np. sztuki komicznej, każda sztuka mająca wywołać jednoznacznie określoną reakcję odbiorcy wywołuje ją tylko u określonej grupy odbiorców, podzielających albo ten a nie inny typ humoru, albo (w przypadku sztuki erotycznej) taką a nie inną orientację seksualną. Choć oczywiście zdarzają się też przypadki odwrotne, gdy dzieło nie zamierzone jako erotyczne (bądź komiczne) budzi znienacka podniecenie albo rozbawienie. Pamiętam swoją niebywałą ekscytację, gdy jako dziecko odkryłem w książce „Obrazy Włoch” planszę przedstawiającą „Bitwę nagich mężczyzn” Antonia Pollaiuola – nie był to raczej sztych zamierzony jako erotyczny, jednak w czasach, gdy przysłowiową „gołą babę” można było zobaczyć dosłownie wszędzie, a nagi mężczyzna stanowił wciąż tabu, okazał się on dla mnie założycielski, gdy chodzi o rozpoznawanie własnej seksualności. Drugą taką rzeczą (tu już zbliżamy się bardziej do sztuki Lewandowskiego) była niewinna z pozoru dziecięca wycinanka. Przedstawiała ona chłopca w samych majtkach, otoczonego mnogością ubrań, które – po wycięciu – można było na niego „przywdziewać”, choć dla mnie od ubierania go bardziej podniecające było rozbieranie, przy czym jednak nie dawało się zdjąć mu majtek, gdyż miał je na sobie „z definicji”.

Majtki, jak się wydaje, były najpierw elementem garderoby kobiecej, rzeźby z kręgu kultury cykladzkiej (3000-1000 r. p.n.e.) przedstawiają głównie kobiety w majtkach (jedyny znany mężczyzna jest akurat całkiem nagi), są to zapewne jakieś boginie, idolki, nie żadne koleżanki, w każdym razie przy daleko posuniętym schematyzmie samego ujęcia wyraźne zaznaczenie majtek wydaje się tu ekscesem, budzi zakłopotanie naukowców, starających się dowieść, że może jednak nie są to wcale majtki (ale w takim razie co?). Jako ubiór najzupełniej zwyczajny i codzienny, majtki (oraz biustonosze) pojawiają się natomiast w Pompejach, zarówno u kobiet malowanych na ścianach budynków, jak i (pełniących dziś funkcję obiektów na poły „artystycznych”) odlewach ciał obywatelek zaskoczonych przez wybuch Wezuwiusza. Mężczyźni (europejscy) zaczęli nosić majtki znacznie później, co ciekawe: chyba w okresie, gdy kobiety przestały się w nie ubierać, gdyż zdjęcie majtek pod krynoliną było wręcz fizycznie niemożliwe bez pomocy służącej. Być może istnieją przedstawienia wcześniejsze, mnie jednak przypomina się „Święty Sebastian” Antonella da Messina (koniec XV-go wieku), ma on na sobie ewidentnie majtki i zresztą swoim obojętnym wyrazem twarzy przypomina chłopców z obrazów Lewandowskiego (jedynym, co te twarze wyrażają, jest „trud pozowania”). Obraz ten jednak należy do rzadkości, pozujący malarzom chłopcy okrywali się zazwyczaj jakimś perizonium, bardziej stosownym dla osób świętych, w które zazwyczaj się wcielali. Zaryzykuję tu tezę, że majtki wkroczyły do sztuki tak naprawdę dopiero wraz z wynalazkiem fotografii, gdy robiono studyjne zdjęcia modelom, mające posłużyć adeptom malarstwa jako materiał ćwiczebny. Modele w majtkach pozowali też kobietom, które coraz powszechniej zaczęły sięgać po pędzel, czego przykładem akty malowane przez Annę Bilińską-Bohdanowiczową w 1885-ym roku (jak zauważa Paweł Leszkowicz, wszystkie majtki na jej obrazach są czerwone, co akcentuje newralgiczną strefę i jej podminowany charakter).

Wraz z początkiem XX-go wieku artyści coraz śmielej zaczęli przedstawiać zupełnie nagich mężczyzn, dość wspomnieć autoportrety Egona Schiele, rzeźby Adolfo Wildta czy obrazy Kuźmy Pietrowa-Wodkina (do tych ostatnich Lewandowski wyraźnie nawiązuje, czemu trudno się dziwić, sam przed jego dziełem „Купание красного коня” stałem w Moskwie jak urzeczony, choć wcześniej, w czasach szkolnych, miałem jego miniaturkę nad biurkiem za szybką, bo był to – podobnie jak „Łucznik” Antoine’a Bourdelle’a – „chłopiec dozwolony”). Znaczniejsza ekspansja majtek nastąpiła dopiero w sztuce lat 60-ych i 70-ych, zwłaszcza anglosaskiej, i miała niewątpliwy związek z rozwojem popkultury (sztuka przestała wymagać zupełnej nagości, odsyłającej – rzekomo – do czasów antycznych). David Hockney (na słynnym obrazie z 1972-go roku) przedstawił swój obiekt erotyczny w kąpielówkach i w dodatku pod wodą, Joe Brainard posunął się zaś wręcz do malowania samych majtek (własnych), opatrzonych datą i tytułem „Self-Portrait”.

Jeśli chodzi o konteksty bardziej współczesne i rodzime, chciałbym tu wspomnieć o dwóch tylko malarzach żyjących i tworzących pośród nas. Tomasz Karabowicz portretuje chłopców niemal wyłącznie ubranych (zdarzają się też nadzy, lecz to mniej znane przykłady), w nieco „prekubistycznej” manierze zaczerpniętej u Modiglianiego, o erotyzmie tych prac świadczy zaś zwłaszcza obsesyjne trzymanie się (w ramach cyklu) tego samego modela, którym jest niemal zawsze piękny chłopak. Majtek na tych obrazach nie widzimy, już raczej ręcznik, pełniący funkcję „współczesnego perizonium”. Wojciech Ćwiertniewicz wręcz przeciwnie, portretuje za każdym razem kogoś innego, zwykle mężczyzn (rzadziej kobiety) zupełnie nagich, na białym tle, zredukowanych do własnej cielesności, zarazem jednak dziwnie świetlistych, emanujących świetnością człowieczeństwa. Majtki (a właściwie krótkie leginsy) pojawiają się w obrazach z tego cyklu tylko raz, na portrecie „baletmistrza” (Jerzego Birczyńskiego), który wyraźnie sobie tego zażyczył. Również są białe i świetliste.

Juliusz Lewandowski nie stroni od elementów tła, nie wprowadzają one jednak żadnej anegdoty, są ledwie anturażem uzupełniającym istotę rzeczy, jaką stanowi chłopiec, w zasadzie pozbawiony indywidualności, podobnie jak jego majtki: jednobarwne, bez logo producenta. Są piękne, ponieważ służą chłopcu. Wszystko, co tu piszę, służy małemu odejściu od postrzegania tej sztuki jako wyłącznie erotycznej. Owszem, erotyzm jest w nią wpisany, lecz jednak nie tak zawsze widzimy go „na wierzchu”, co moim zdaniem działa wyłącznie na jej korzyść.

Zredukowałem twórczość Lewandowskiego do paru zaledwie obrazów znalezionych w internecie, które mi się spodobały (ale jako erotyczne chcą przecież się podobać) i skłoniły do tych tutaj rozważań. Choć przecież mógłbym się skupić na czymś zupełnie innym, choćby postaci arlekina (zapożyczonej ewidentnie, jak i sama technika malarska, od Eugeniusza Zaka) albo rycerza w zbroi. Rycerz to postać z gruntu niepociągająca, zdarzają się zresztą obrazy, na których gwałci jakąś kobietę (czyżby św. Urszulę?), takich obrazów nie mam ochoty oglądać, chłopak w majtkach wydaje mi się najzupełniej wystarczający. I zresztą, tak sobie myślę, majtki to też jakby zbroja, nierzadko skuteczniejsza.

[2023]