Agata Pyzik


Koniec romansu

Komunizm, seks i melancholia w dzienniku Annie Ernaux

„Se perdre”, Gallimard, Paris 2001;
„Getting Lost”, trans. Allison L. Strayer, Seven Stories Press, New York 2022.


 

 

 

Czuliśmy, że żyjemy gdzieś obok tych wielkich wydarzeń, zazdroszcząc ludziom ze Wschodu, że przeżywają podobne chwile. Potem widziało się, jak wpadają do sklepów w Berlinie Zachodnim, i litowało się nad ich byle jakimi ubraniami i torbami bananów. Ich brak doświadczenia w zakupach wzruszał, lecz spektakl tego kolektywnego głodu dóbr materialnych, zaspokajanego bez powściągliwości i nieelegancko, był dla nas przykry. Nie okazali się godni czystej i abstrakcyjnej wolności, którą dla nich wymyśliliśmy. Litość, jaką zwykliśmy odczuwać wobec ludów żyjących w „jarzmie komunizmu”, ustępowała surowej ocenie tego, jaki użytek czynili z wolności. Bardziej się ich lubiło przedtem, gdy stali w kolejkach po kiełbasę i książki, pozbawieni wszystkiego…

Annie Ernaux, „Lata”[1]

 

 

Koniec romansu zbiegający się z końcem komunizmu. Wielka historia dziejąca się i wpływająca na najbardziej intymne momenty życia. Górnolotność nie pasuje do stylu Annie Ernaux. Zarówno jej biografia i jej trzymające się blisko życia pisanie bezustannie krążą pomiędzy tym, co powszechne, ogólne, uniwersalne i tym, co osobiste. Nie inaczej jest w przypadku jej dziennika „Se perdre” (przetłumaczonego na angielski jako „Getting Lost”, dosłownie „gubić się”), napisanego na przełomie lat 80-ych i 90-ych, a opublikowanego ponad 20 lat później. Kobieta koło 50-ki romansuje z dużo młodszym od niej żonatym mężczyzną, pracownikiem radzieckiej ambasady w Paryżu tuż przed upadkiem komunizmu. Czytanie o rosyjskim romansie uwielbianej pisarki w samym środku inwazji Rosji na Ukrainę, kiedy toksyczny wpływ rosyjskiego dziedzictwa kulturalnego jest wyraźniejszy niż kiedykolwiek, jest doświadczeniem trudnym. Podczas lektury obrzydzenie i pewnego rodzaju gniew walczą z fascynacją, z pragnieniem zapuszczenia się do tej samej otchłani, w jakiej ląduje pisarka. To  „romans większy niż życie”, przeżywany przez „postać większą niż życie”.

Ernaux opisuje to, co najbardziej przyziemne, a jej absolutna szczerość, niesentymentalizm, odzieranie języka z metafor, nagie fakty, które nam podaje, pozornie oddalają „Se perdre” od typowego dla powieści romantycznych stylu i stylistyki. Jest ona jednak nieuchronnie uwikłana w nieubłaganą architektonikę romansu: pewien kicz romansu sam z siebie jednocześnie bohaterów uwzniaśla i degraduje, degraduje też sam język pisarki, która mimo starania nie jest w stanie mu nie ulec.

Sam romans toczy się według nieubłaganego, trącącego nieuchronną sztampą scenariusza. Rozpoczyna się około połowy 1989 roku w Moskwie, na studyjnym wyjeździe francuskich pisarzy. Na jednej z imprez tego wyjazdu Ernaux zauważa przystojnego dyplomatę, a grawitacja tego pożądania jest przytłaczająco niemożliwa do odparcia. Następuje typowy moment romansu: mimo pełnej sali jest tak, jakby byli tam tylko oni, romantyczne wyizolowanie pary, co sprawia, że późniejsze spełnienie w pokoju hotelowym jest tym bardziej intensywne. Namiętność od razu wyzwala w Ernaux fatalizm życiowy. Nawet jeśli pisarstwo Ernaux i aktywny podmiot kobiecy w jej książkach można uznać za przeciwieństwo bowaryzmu, a Ernaux-bohaterka stara się odrzeć swój romans z wszelkich romantyzujących klisz, powracają one rykoszetem ze zdwojoną siłą. Im bardziej Ernaux stara się wyzbyć iluzji typowych dla Emmy Bovary, tym silniej potem im ulega.

Książka ta jest szczególna: opisuje pewnego rodzaju koniec czy śmierć swojej bohaterki, która tymczasowo kończy się jako pisarka i intelektualistka: przez rok trwania relacji z Rosjaninem nie jest w stanie pisać niczego poza dziennikiem, na który składa się kilka słów, maksymalnie kilka linijek dziennie, pochłonięta przez doświadczenie. Po pierwszych tygodniach upojenia akceptuje fakt, że jej związek nie ma przyszłości. Poza jednym-dwoma kilkugodzinnymi spotkaniami tygodniowo, czas, który nie jest spędzany z kochankiem, jest dla niej bezwartościowy, staje się czarną dziurą, która coraz bardziej ją unicestwia ze strony na stronę. W tych coraz dłuższych odstępach czasu pomiędzy spotkaniami bohaterka coraz bardziej się zapada, a dziennik służy tylko i wyłącznie podtrzymaniu habitusu pisania, który przychodzi automatycznie. Koncentruje się więc na samym przeżywaniu, ale ta koncentracja bez mediacji, jaką daje pisanie, jest nie do zniesienia.

Drugi koniec, jaki się tu wydarza, to symboliczny „koniec komunizmu”, który pociąga za sobą natychmiastowy koniec romansu. Po trwającej niemal rok katordze urywanych seksualnych spotkań upada Mur Berliński, a dyplomata bez pożegnania natychmiast wyjeżdża do Moskwy. Znajdująca się w stanie kompletnej inercji pisarka już wcześniej przeczuwa, że tylko zewnętrzne wydarzenie może zakończyć tę beznadziejną relację. Gdyby nie kryzys polityczny 1989 roku, trwałaby o wiele dłużej. W tym sensie chcę również zapytać o szersze zaangażowanie intelektualistów francuskich w komunizm i marksizm. Czy Ernaux, zazwyczaj przenikliwa i zdolna do złożonej analizy samej siebie i relacji jednostki z wielką historią, w tej akurat kwestii poniosła porażkę, zarówno jako kobieta, jak i podmiotka polityczna? Czy doświadczenie namiętności ujawniło brzydsze elementy jej oglądu świata?

W swoim dzienniku poza seksem, czy raczej komplementarnie do seksu, Ernaux zdaje nam sprawę ze swojego spotkania z bądź co bądź „człowiekiem Wschodu”. Radziecki urzędnik, z którym Ernaux sypia, jest potwierdzeniem wszystkich nieprzychylnych opinii, jakie lewicowi intelektualiści mieli o obywatelach demoludów, zwłaszcza po upadku komunizmu. Wielu badaczy komunizmu i jego kultur wskazuje, jak brak dostępu do dóbr konsumpcyjnych albo ich ścisła reglamentacja doprowadziła do ich przesadnej fetyszyzacji w naszym regionie. Kochanek Ernaux zostaje przedstawiony jako mężczyzna bardzo prosty w swojej psychologicznej konstrukcji. Zachwycony tym, że jest mu dane mieszkać na Zachodzie, prowadzić szybkie zachodnie samochody, chwalący się Ernaux swoimi zakupami we francuskich butikach, celebrujący koszulę Pierre’a Cardina czy spodnie Benettona jak swego rodzaju relikwie, jest całkowicie bezbronny.

Ernaux, której się te łupy prezentuje, oczywiście śmieszy jego prostolinijność, jednak z litości nie poniża go. Jest już wtedy obytą osobą z klasy średniej, dla której dawno minęły czasy na wsi i w biedzie, opisane w „Bliskich”, kiedy zdobycie nowej sukienki czy posiadanie określonych przedmiotów miało znaczenie godnościowe. Radość Rosjanina z posiadania nowych rzeczy jest dalekim echem radości jej wywodzących się z chłopstwa rodziców, którzy cieszyli się, kiedy ich córka zaliczyła swego rodzaju awans społeczny, a oni sami, dzięki awansowi z chłopstwa do drobnomieszczaństwa, mogli pozwalać sobie na zaspokojenie jakichkolwiek pragnień poza przetrwaniem. Jednak dla Rosjanina Ernaux ma nieco mniej wyrozumiałości niż na przykład dla swojego ojca, u którego podkreślała uduchowienie i aspirowanie do rzeczy wyższych, takich jak literatura i kultura. Zupełnie tak, jakby od mieszkańca mitycznej komunistycznej krainy oczekiwała czegoś więcej. Zarazem romans z nim na wpół świadomie wykorzystuje Ernaux jako szansę na partycypowanie w tej wielkiej Historii, z której przez pragmatyzm zachodniej kapitalistycznej formy demokracji liberalnej czuła się wyłączona. Mężczyzna zostaje pozbawiony swojej podmiotowości. Czujemy tylko jego niejasną obecność wschodniego barbarzyńcy, dla którego ciało kochanki to niemal kolejne dobro konsumpcyjne, którego on z kolei był pozbawiony. Ernaux jest niczym kolejny zachodni szybki samochód.

Jednak mimo podkreślanej brutalności i nieokrzesania kochanka, który na przykład podczas seksu nie zdejmuje skarpetek i traktuje ją w nieco prostacki sposób, Ernaux nie jest w stanie nie projektować na niego innych klisz – egzotyzujących, o wzniosłej rosyjskiej kulturze. Bez względu na jego prymitywizm, ona widzi w nim dalekie strzępy czy odblaski wysublimowanej kultury rosyjskiej, rodem z Dostojewskiego i Tołstoja. Czy jest to wynik idealizacji konkretnej osoby w relacji miłosno-seksualnej, czy raczej całego kontekstu, jaki przynosi z sobą kochanek? Ernaux, jak w przytoczonym na początku cytacie, znajduje w rosyjskim brutalu idealne uosobienie wschodniego człowieka: prymitywnego, ale przepełnionego jakąś mistyczną komunistyczną tajemnicą; pociągającego właśnie ze względu na splot tych dwóch jakości. W „zakazanej” miłości realizuje pragnienie transgresji. Być może zmęczyło ją to, że przez lata zachowywała się tak, jak nakazywała jej dynamika awansu społecznego: wyszła za mąż za obiecującego, wykształconego przedstawiciela klasy średniej, pnąc się w górę drabiny społecznej, a potem nie zboczyła z tego toru, mimo że go krytycznie opisywała? W swojej twórczości, i tutaj „Gubić się” nie jest wyjątkiem, Ernaux zawsze znajdowała jednak przestrzeń wolności, w której postępuje temu rozsądnemu podejściu na przekór.

 

 

 

Historia romansu Francuzów z komunizmem pełna jest ambiwalencji. Z jednej strony francuskojęzyczna krytyka kapitalizmu od lat 50-ych i 60-ych do dziś pozostaje relewantna w kluczowych rozpoznaniach co do jego natury, czy chodzi o pisma Althussera, Sartre’a, Deborda, Deleuze’a i Guattariego, filmy Godarda czy publicystykę polityczną uczestników Maja ’68. Jest to jednak bardzo złożone, ponieważ tego rodzaju intelektualna lewicowość bardzo często była udziałem raczej klas wyższych aniżeli robotniczej. Z drugiej strony we Francji żywa pozostaje tradycja związków zawodowych i lewicowość źródłowa, „korzenna”. Mimo niesmaku z powodu kolaboracji z nazistami, a zarazem jako miejsce ucieczki „białych” Rosjan (czyli, de facto, „zdrajców” rewolucji), Francja pozostaje terytorium, na którym, ze względu na kulturę, do której wszyscy pozostali aspirują, łącznie z kochankiem Ernaux, pozornie wszystkie te głębokie, nieprzepracowane sprzeczności tracą swoje znaczenie.

Francja przechowuje więc pewnego rodzaju nostalgiczny, arystokratyczny, wyidealizowany obraz Rosji z czasów rewolucyjnych, z drugiej strony była podatna na wszystkie tradycje lewicowe i krytyczne wobec kapitalizmu, i idealizuje radziecki komunizm. Ta ambiwalencja bezustannie udziela się samej Ernaux, dla której seks z Rosjaninem jest możliwością ucieczki od samej siebie: swojej genealogii, swojej robotniczości i wiejskości, swojej francuskości. Oprócz tego, że jest wyniszczającą namiętnością, pozwala Ernaux na krótkie momenty ucieczki od tego, kim Ernaux boi się, że się stała: burżujką, osobą konwencjonalną. Jest wyłomem w obowiązku nieustannego awansowania i pilnowania się. Ernaux postępuje być może „źle”, ale nie jest hipokrytką.

Tego rodzaju transgresywność ukryta pod powierzchnią jest obecna u Ernaux od samego początku: przede wszystkim w historii z aborcją (Ernaux musiała pozbyć się ciąży nielegalnie w 1963, kiedy karane było to więzieniem). W filmie na podstawie opisującej to doświadczenie książki („L’evenement” to powieść z 2000 roku, film, w polskim tłumaczeniu „Zdarzyło się”, pochodzi z 2021) głównym powodem aborcji jest pragnienie ukończenia studiów. Ciąża zniszczyłaby plan Ernaux ucieczki ze wsi i uzyskania innego życia niż to jej rodziców, a więc de facto możliwość wyrwania się ze swojej pozycji społecznej. Gdyby nie zabieg, jesteśmy niemal pewni, że nie byłoby pisarki, jaką znamy – utknęłaby jako panna z dzieckiem, otoczona ostracyzmem, w rodzinnej wsi. Zdeterminowałoby to całe jej życie. Można powiedzieć, że kolejne stopnie awansu społecznego była Ernaux w stanie przeprowadzić tylko dzięki tego rodzaju transgresjom: aborcja, potem rozwód z mężem, który nie pozwalał jej pisać, a w końcu romans.

Kiedy Rosjanin znika, umieszcza to zarówno naszą bohaterkę, jak i właściwie cały otaczający świat, w zawieszeniu. Skończyła się jedna wielka narracja, a kolejna nie zdążyła się wyłonić. Moment ten określany jest przez niektórych jako „koniec historii”, rozumianej jako pewnego rodzaju aktywny przebieg następujących po sobie wielkich wydarzeń, jak i koniec ideologii. Po rzekomym końcu historii i ostatnim akordzie swojej uwodzicielskiej kobiecości Ernaux nieodwołalnie zmienia się jako pisarka. Kończy pewne wątki swojej twórczości, a bliższa staje jej się szeroka perspektywa w stylu „Lat” – już nie ultra-jednostkowa, ale generalnego intelektu, ciała społecznego. Zamienia intymistykę na ekspansywną, szeroko zakrojoną narrację. Okazuje się, że Ernaux jest równie przenikliwą kronikarką swojego libido, jak i – można powiedzieć – libido całego narodu, ponieważ rozumie, jak trajektoria pojedynczego indywidualnego życia i trajektoria życia całego społeczeństwa stają się jednym. W tym okazuje się pewnego rodzaju komunistką na opak. Wierzy, że jest coś takiego jak naród, zbiorowość, społeczeństwo, ale jednocześnie pieczołowicie wyrąbała swoją własną ścieżkę, dla kobiety. Dodatkowo takiej niezbyt wysoko urodzonej, która z wiejskiego domu i dorastania wśród analfabetów stała się jedną z pierwszych pisarek Francji i pierwszą francuską laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Choć opis romansu sprzed 30 lat w bardzo współczesnym kontekście może budzić opór, jest swego rodzaju świadectwem bezwzględności wobec samej siebie, autounicestwienia, samozatracenia, w obliczu którego można chyba tylko komuś, kto się mu dobrowolnie poddaje, towarzyszyć bez słowa.

 


[1]   Annie Ernaux, „Lata”, tłum. Krzysztof Jarosz I Magdalena Budzińska, Wołowiec 2022, s.164-165.