Michał Borkowski


 

Zagraj sobie…*

Nie potrzeba języka poza ludzkim umysłem.
W mig to zagwiżdżesz,
żadnej gramatyki, żadnych literówek.
Tylko ścieżka dźwięku z krtani
będąca jak proza Stendhala – jakby śpiewał ptak.
Wyobraź sobie, że nie trzeba się okłamywać,
ani mówić prawdy.

 

Wyobraź sobie, nie ma żadnych nazw.
Nic do rozumienia ani poznawania,
a także zero przyczyn.
Zamrugaj, gdy nagle bardziej żywo
jest więcej twórczej możliwości.

 

Powiesz, że jestem buc-jąkała,
ale ja się tylko dobrze bawię.
Mam nadzieję, że jeśli czaisz bazę,
to kiedyś pobawisz się z nami.

 

Wyobraź sobie – Świat poza sensem.
Mam nadzieję, że się nie boisz.
Żadnych obrońców praw
ani patologicznych kłamców.
Podziwiaj ostatnią prawdę,
jak rozbawia Świat.

 

Powiesz, że jestem buc-jąkała,
ale ja się tylko dobrze bawię.
Mam nadzieję, że jeśli czaisz bazę,
to kiedyś pobawisz się z nami.

 

* Wiersz jest trawestacją utworu J. Lennona „Imagine”.


 

Nie będę twoim mężem

Nie mam imperium, nic aktualnie nie buduję.
Jest we mnie tylko pragnienie wysokich traw,
pieczone na ognisku ziemniaki, nieuchwytne zaskrońce,
dopracowany rodowód zamiłowania do Świata.


Gdy mogę podejść do ciebie, poigrać z ogniem,
dotknąć dłoni, wplątać moje palce w twoje palce,
przesypać przez nie drobny spalony piasek.


Z Bogami urządzam sobie zasadzki
na niezmordowanych Prometeuszy moich czasów.
Jestem bardzo odpowiedzialnym gościem
za odrastanie wątroby, by nawet o tym nie myśleli.


O Zeusiku, niewczesne są moje marzenia
jak begonie wiecznie kwitnące,
wzdychanie opanowane do perfekcji,
gdy milkną zegary wśród czarnych pni.*


* „Bajka zimowa” (fragment), J. Iwaszkiewicz.


 

Studium zachwytu

Rzekłem sobie raz nie raz: co to takiego
jedzie pociąg z daleka nach Warschauer Bahnhof, ja
ja, ja, ci w ciasnym ludzie niczego nieświadomi
nadciągającej afery w kopulacji dusz
wyrzuceni na brzeg przypadku dryfujący, śmieszni.
Sparaliżowane bzdurami, szczęście wleką
narwani, jakby Ziemia miała kolce
i smuciłem się, że im na niczym nie zależy.

Zaraz odjedzie od zmysłów słynny rozum
z koktajlu mikrokosmosu pod warzywniakiem
(yhm, już to widzę)
pies z kulawą nogą nie zwróci uwagi,
kapryfolium obrodzi czerwień 102
dla niedowiarków na deser novatores
będzie można się dokładnie rozgrzewać
aleją gwiazd w obstawie os zasuwających ósemki.

Patrzę na dziewczynę, ręce mi opadają.
Robią z nich pośmiewisko, nie ma jej reakcji.
Wyobrażam sobie, jak się pięknie odwraca do mnie.
Kopara mi opada, błagam nie, nie, nie widzi.
Przecież nie spotkamy się już przez dobre
7 tysięcy lat. Nie odchodź, hej Tu jesteśmy.
Na raz zrobię ci latawce kawę, prawdę, że miło.
Będziesz mogła patrzeć przez nie siup w słońce, hen!
Daj sobie powiedzieć, że się więcej nie powtórzy.
Jak bum cyk nie zdążę oka zmrużyć.

Dobra po drugiej stronie ulicy mortal kombat
karambol przeznaczenia rżnę głupa
z nadzieją na egzystencjalne fatality
pod murkiem, kot dobija mysz łapką prosto w krtań
ciach, ale jaja.

 

Urodzony myśliwy wyglądający jak doktor kościoła
śmiertelne niebezpieczeństwo dosłownie mi przeszedł
koło nosa i o mały włos mnie nie dziabnął,
dziesięciu tak minął, dlaczego nie zwracają
uwagi na artystów uwięzionych w dietetykach
na stos papierów posklejanych łzami,
na dorabiającego w balecie filozofa,
na śmiesznie skradanie się do wyra kochanka,
stracha na wróble w dżinsówce,
drzewo wryte w glebę od wieków, dlaczego, perché dlaczego.

 

Wróżka nie maca swojej kuli dla żartów,
jak łaskotki ma na wyciągnięcie ręki,
żeby elegancko zostać po sesji z niczym.
Nie ma zmiłuj, w rytmie sobie nie żałuj.
Przewiduje maksymalnie 12 spraw na sekundę
i bierze za to stówkę za godzinę.
Dlaczego perché dlaczego?


 

Marzenie z połówki października 2023

Spacerowałem w beżowym futerku z jenota
nieopodal Rijksmuseum z Niderlandką w sile wieku,
dobrze wychowaną, wysoką blondwłosą ślicznotką
z lodowatym spojrzeniem odstraszającym klasę średnią
czyste złoto.

 

Właścicielką firmy artystycznej Agressieve Primitieven,
która pożyczyła mi sztalugi, bo ponoć mam potencjał
„więc maluj”!

Po sprawdzeniu notowań giełdy
pojedlim, popilim za ponad 4 stówy
zaprosiła mnie do swojego apartamentu
na Johannes Verhulststraat 2137,
dlatego, że mam dużo do powiedzenia, widzi to na
konferencjach.
wieczorem kochaliśmy się przy świecach o zapachu goudy,
ale to był pewnie Boerenkaas, tylko narkotyki spłaszczyły mi smak.

Paląc jointa po stosunku, wgapialiśmy się w wioskowego głupka
Carlosa Saenza de Tejada z dorysowaną „Krytyką czystego rozumu”
przez jej zaprzyjaźnionego artystę, z którym czasem sypia
dziwiła się, dlaczego rzucam w bezdomnego zgniecionym banknotem 5€
po cholerę łapię się na widok kominiarza za guzik,
błagając niczym Zeusa o grom z jasnego nieba,
by za drugim razem urodzić się kobietą.


 

Dlaczego kiedyś popełnię samobójstwo

Tę wąską, czarną gumkę, którą ściąga włosy
w nocy nosi na ręce, żeby nie zginęła
jej nocne obyczaje są zaskakujące,
długo by można na ten temat *.


Nie musi w ogóle ze mną mieszkać.
Raz po raz z balkonu spojrzę w dal,
regały ze słonikami są nie do ruszenia:
słowo się rzekło bye bye.


Ale o wodzie na termofor zupełnie. Ładne niebo.
Miałem dokładnie to samo na studiach.
Kyrie, eleison tyle razy przyrzekałem,
która godzina. Nie będę mieszał


* M. Świetlicki, „O.”, fragment.