Mirosław Kulisz


 

Marynarka

Najpierw wołają mnie do okna
wychylam się, trochę mocniej
zaglądają we mnie


ich zapach pod skórą
lepkie kadłuby trawlerów
krzyczą mi ręce


patrzę na fale
i chce mi się pić


 

Ofiara

Koniec uśmiechu jest ostry
kolec w tchawicy
ani drgnie
żadnych szans


masywny świerszcz
całkowicie oddany sprawie
galopada odnóży
wierzganie
w cieniu siekaczy


 

Formalność

Stojąc na skraju basenu
oblizuję usta
oglądam palce u stóp
te głupie zwierzątka
drepczę w miejscu
jakbym coś przeczuwał


zrób to
marszczy się ratowniczka
zrób to
wołają osiemdziesięcioletni pływacy
o czystych chlorowanych spojrzeniach
zrób to
falują wodorosty posiwiałych włosów


i wiem, że to tylko formalność
i wiem że idę na dno
słoja z formaliną
dołączam do eksponatów
z przyrodniczej sali
żab embrionów zaskrońców
jak miliony milionów


lecz mimo to drepczę
gram na zwłokę


 

Astronom się słania

27 lat obserwacji
a wszystko po to
żeby pewnego dnia
dostrzec


bezzębnego mężczyznę
wpatrzonego w pochmurne niebo


 

Utrata więzi

Obudzisz się w ciszy
rany otworzą się z trzaskiem
nieważkość słodka
spłynie na ramiona


upadek nie powinien cię dziwić
wszystkim kieruje błędnik