„Jeśli chcemy, by wszystko pozostało jak jest, wszystko musi się zmienić”. Naprawdę? Oczywiście, w świecie istnieją aż zbyt liczne szkoły myślenia i można byłoby sobie wyobrazić więcej niż dwie przeciwne opinie w tej sprawie, jak na każdy temat dotyczący procesów historycznych bądź z kolei kwestii egzystencjalnych. W tej pracy postaram się znaleźć argumenty przemawiające za tą tezą. Według mnie pożądanie zmiany jest bowiem fundamentem rozwoju cywilizacyjnego i być może to najprostsze wytłumaczenie, dlaczego wyszliśmy kiedyś z jaskiń. Ci, którzy nie czują potrzeby doskonalenia, a zwłaszcza ci, którzy czują do niej jakąś awersję, skazani są z perspektywy czasu na klęskę. Wprawdzie można twierdzić coś zupełnie innego: albo że postęp jest tylko ludzkim złudzeniem albo że jest pojęciem względnym, bo to co uchodzi za postępowe równie dobrze może być uznane za krok wstecz albo zmianę na gorszę. Nie mam koniecznie zamiaru polemizować z takimi opiniami, ale w tej pracy postęp rozumiem w perspektywie społeczno-historycznej, zaś poglądy o nieistnieniu postępu oparte są na punkcie widzenia bardziej metafizycznym.
Dlaczego niektóre społeczeństwa, narody, cywilizacje przodują w świecie? Dlaczego niektóre osiągnęły postęp, podczas gdy inne są, przeciwnie, wręcz coraz bardziej przepełnione obskurantyzmem i fanatyzmem? Każdy inteligentny człowiek powinien odrzucić z góry brednie o „naturalnych” albo „wiecznych” różnicach między społeczeństwami i zastanowić się poważniej nad tą sprawą, która może być ważna także dla Polaków.
Ważnych odpowiedzi dostarcza nie tylko analiza faktów historycznych, ale również studiowanie historii sztuki, w tym zwłaszcza literatury. Jedną z powieści, które mogą wnieść coś cennego do naszej dyskusji jest „Lampart” Giuseppe Tomasiego di Lampedusa, który mówi co prawda o bardzo szczególnej społeczności, jaką byli i są Sycylijczycy. W powieści tej sprawy historyczno-polityczne są tylko wprawdzie tłem dla relacji psychologicznych bohaterów, ale to właśnie tło staje się koniec końców niezwykle ważne; to właśnie ono rzutuje na życie osobiste i koleje ludzkich losów w ich kluczowych momentach.
O samej Sycylii coś wie każdy człowiek, przynajmniej z tych minimalnie zainteresowanych geografią albo historią polityczną Europy. Sycylia nigdy nie była mityczną „krainą pieczonych gołąbków”, choćby z uwagi na uwarunkowania przyrodnicze (gorący klimat, górzyste ukształtowanie terenu, nieurodzajne gleby) i geopolityczne – była głównie okupowana przez obce potęgi. Zabobony, „pokazowa” pruderia i fanatyzm katolicki zakorzeniły się tutaj na zawsze, podczas gdy w innych krajach zaczynały zanikać w miarę rozwoju społecznego.
Lampedusa nie neguje tych opinii; przeciwnie, potwierdza je stanowczo i jako rodowity Sycylijczyk podaje nam mnóstwo pouczających szczegółowych przykładów nt. mentalności swoich ziomków. „Na Sycylii nie jest ważne, czy coś robisz dobrze czy źle; grzechem, którego my Sycylijczycy nigdy nie wybaczamy jest w ogóle coś robić” – w takim stylu Don Fabrizio Di Salina, główny bohater powieści, tłumaczy tradycje i sposób podejścia Sycylijczyków do życia, delegatowi północnego Piemontu wierzącemu naiwnie w szybką integrację, jak to ujmuje, „różnych narodów italskich”. Fabuła „Lamparta” ma bowiem miejsce w okresie kluczowych dla Włoch i Sycylii zdarzeń historycznych. Rodząca się burżuazja sycylijska, ośmielona lądowaniem oddziałów Garibaldiego i sukcesem zwolenników zjednoczenia „Półwyspu”, postanawia zniszczyć dawny porządek feudalny. Istotnie, nie można negować, że także Sycylię dotknęły pewne zmiany, zaś nowy system polityczny dawał, przynajmniej teoretycznie, możliwości poprawy sytuacji. Ale tylko nieliczni, jak Don Calogero di Sedara zarazem mogli i chcieli skorzystać z nowej epoki. Reszta? Pozostała jak dawniej. Zdaniem Księcia Saliny stało się tak, ponieważ Sycylijczycy dostali historyczną szansę o kilka wieków za późno, a w międzyczasie zdążył się wypalić w tym narodzie wszelki entuzjazm wraz z zapałem do aktywnego działania. Brak odpowiednio bliskiego kontaktu z „resztą świata” sprawił, że Sycylijczycy przywykli do swej kondycji, uznali za normalne, że w życiu nic się nie zmienia, zaś każdą propozycję zmian, nawet „pomocną dłoń” odbierali jako podstęp wymierzony w ich interesy i jako profanację tego, co im wyglądało na porządek odwieczny, naturalny bądź boski. W rezultacie wielu miejscowych, kompletnie już apatycznych, nie dostrzegło żadnych zmian ani opcji zmian, ale tylko czuli, że kolejne dynastie rządzące następują po sobie i nic więcej ciekawego się nie dzieje; nawet Don Fabrizio sam szczerze przyznaje, że miał częściowo skłonności ku takiej perspektywie. Tego rodzaju postawa nie jest dla mnie zupełnie niezrozumiała: historia świata pełna jest potencjalnych szans i obietnic; skutecznie dokonanych czynów jest mniej.
Myślę, że główną przyczyną problemów Sycylii mogła być sama jej lokalizacja. Obcy, którzy odwiedzali położone bardziej na uboczu rejony Europy częściej byli najeźdźcami i kolonizatorami niż najbardziej oświeconymi przedstawicielami swoich państw. W takich okolicznościach niełatwo było wykorzenić tak rozplenione zjawiska jak feudalny porządek społeczny i połączenie „agresywnego” katolicyzmu z pogańskimi przesądami.
Rezultatem podobnego układu rzeczy okazuje się bardzo szczególny kompleks narodowy – paradoksalna mieszanina trudnych w niej do wydzielenia elementów kompleksu niższości i wyższości. Jest to z pewnością „deformacja” mentalności zbiorowej charakteryzująca niektóre społeczności. Najbardziej interesuje mnie u Lampedusy w jakimś sensie to, że podobnie, w zasadzie równolegle, opisywali swoich krajan autorzy np. latynoamerykańscy czy irlandzcy. Oraz polscy.
Napisane w wieku 17 lat i 10 miesięcy. Z języka włoskiego przełożył autor.