Zaułek bez-troski (11)


NIE TRAĆ MOCZU Z OCZU


 

Pecunia non olet. Podejrzewam, że to jeden z tych cytatów jak To be, or not to be znanych z tego, że są znane bez głębszych zobowiązań. I świetnie, bo czemu nie. Łaciński cytat zawdzięczamy cesarzowi Wespazjanowi, który swoją wypowiedzią znacząco, choć nie wiadomo po co, zwiększył szczątkową znajomość martwego języka.

 

Cesarskie słowa o pieniądzach, które nie śmierdzą, nie spadły z nieba, historycy podają dwie sytuacje, w których miały zostać wypowiedziane. Pominę tę, która pochodzi z niezbyt wiarygodnego źródła. Zaufam Swetoniuszowi i jego Żywotom Cezarów, w których relacjonuje, że pomysłowy Wespazjan gwoli zasilenia pustawego skarbca nałożył na garbarzy i praczy podatek od moczu, ich narzędzia pracy. Ów, dzięki wydzielanemu amoniakowi, posiadał właściwości czyszczące, usuwał bród, tłuszcz i sierść, więc miał tak szerokie zastosowanie, że właściwie nie można było się bez niego obejść. Przy czym – to będzie dygresja – garbarze do zmiękczania oprawianej skóry wcierali w nią kał, który opodatkowany nie został. To zaniechanie da się jednak usprawiedliwić, gdyż prawdopodobnie chodziło o mniejsze, nieopłacalne fiskalnie ilości.

 

Wracając do moczu. Syn pomysłowego Wespazjana, o imieniu Tytus (który wsławił się zniszczeniem Jerozolimy i żydowską kochanką Bereniką), był z ojcem blisko, ale go nie rozumiał. Dlaczego tata, a przy okazji cesarz, zajmuje się czymś tak niegodnym jak ludzkie odchody? W odpowiedzi na jego protesty Wespazjan miał dać mu do powąchania garść monet i podstępnie spytać:

– Co czujesz?

– Nic.

– No właśnie, pieniądze nie śmierdzą.

Z tym można by się sprzeczać. Wedle chemików i dzisiejszej wiedzy banknoty długo używane wydzielają zapach setek spoconych dłoni. To konkret. Metafora Wespazjana za to się wzbogaciła o nieoczekiwany paradoks. Za jego czasów oznaczała, że pochodzenie pieniędzy nie umniejsza ich wartości. Przeszkodą mogła być fizjologia, ale już nie grabież albo handel niewolnikami. W naszych czasach działania szkodliwe społecznie jak handel narkotykami lub ludźmi są wyjęte spod prawa. A pieniądze zdobyte w ten sposób zwane „brudnymi” nie mogą legalnie wejść do obrotu. Nie mogą, ale wchodzą, wystarczy je „wyprać” czyli ukryć ich źródło, czym też skutecznie zajmują się wyspecjalizowane jednostki. Jak widać w naszych czasach pieniądze zaczęły śmierdzieć, ale postęp cywilizacyjny zapewnił odpowiednie dezodoranty, więc wychodzi na jedno.  

 

A wracając do moczu. Historycy nie rozwodzą się na temat jego zdobywania. Wiemy, że był zbierany z publicznych toalet i trafiał do wielkich kadzi, skąd czerpali go potrzebujący, głównie pracze, ale również na przykład lekarze. Ten krótki opis rodzi wiele pytań. Po pierwsze: jaki to system pozwalał na zachowanie indywidualnego urobku? Ludzie sikali do dzbanów? Do glinianych waz? Nie! Toalety były zaopatrzone w kanały odpływowe, ale droga między kanałem a kadzią pozostaje nieznana. Archeolodzy ustalili, że w Rzymie wypróżnianie się było czynnością towarzyską. W przybytkach do tego celu panował rozkoszny rejwach, pan gawędził z panią wymieniając ploteczki w pełnej koedukacji, czyli bez przepierzenia.

Podatek od wyniku konwersacji i innych czynności ściągano prawdopodobnie przy czerpaniu z kadzi. Nie wiadomo na jakich zasadach. Może był zryczałtowany? Tak czy owak, dostawcy tego cennego surowca żadnego ekwiwalentu za wytwór swoich nerek nie pobierali, co wydaje mi się skandaliczne. Widzę w tym przejaw gospodarki rabunkowej, w której najniższe, acz niezbędne ogniwo produkcji, jest skazane na pracę niewolniczą. Przy odrobinie dobrej woli można jednak popatrzeć na to inaczej, uznając sikanie i jego rezultat za pracę społeczną, przynoszącą istotny wkład do ogólnego dobrobytu. Piękna teoria, chciałoby się w nią wierzyć, nawet jeżeli brak podstaw, gdyż na tej dobrowolnej daninie zarabiało nie tylko państwo, ale i pośrednicy.  

 

Rzymianie moczu nigdy nie tracili z oczu. Na podbite ziemie przynosili cywilizację: budowali drogi, wznosili mosty i… gromadzili oraz zabierali do siebie urynę tubylców. Tym samym dobrowolna danina składana w Rzymie nabierała charakteru wyzysku kolonialnego, o czym człowiek wrażliwy nie powinien zapominać.

Największym powodzeniem na rynku cieszył się mocz młodych Iberyjczyków. Wlewany do specjalnych cystern tygodniami przemierzał drogi, nim pokonał dwa tysiące kilometrów, które dzieliły półwysep od metropolii. Na ten luksusowy towar czekano z niecierpliwością, również dlatego że był głównym składnikiem płynu do czyszczenia zębów.

Dlaczego właśnie mocz barbarzyńców z Iberii uchodził za najlepszy jakościowo i osiągał najwyższe ceny? Dlaczego lekceważono urynę Brytów lub bliższych terytorialnie Galów?  Nie mam pojęcia, mogę tylko przypuszczać, że u źródeł tego zaślepienia leżał nieodparty pociąg do iberyjskiej urody.

W związku z tym mam takie życzenie. Jeżeli już ktoś przyparty do muru oddaje mocz w bramie, bez żadnego społecznego pożytku, to niech przynajmniej zachwyca wyglądem efeba!

 

Irena Wiszniewska