Oczepiny
Kilku harcerzyków od donoszenia,
koleżanka mamy, leżanka wujka.
Pierwsze dni lata, beztroski ruch
słodkiej śmietany i twój stary –
chuj na weselu.
Wyliczanka w koszuli zapiętej
na ostatni guzik. Wykrzywiony
uśmiech w kolorze pergaminu.
Nieświeży oddech, nieatrakcyjny
przy odbijaniu młodego do tańca,
w oczekiwaniu na prawo jazdy.
Pierwszy łuk – źle, drugi – dobrze.
W końcu strzała dopada świateł.
Nie ma jej w naturze, wyparowała
na urlop do miasta, gdzie spogląda
w wolfram, ustawia budzik, wątpiąc,
że istnieje poranek, który ukradnie.
Oko i wąż (terrarium)
Trumienka kremacyjna zgrzyta
i choć miała być śliczna, wygląda
niczym etui na ciało, z klapką, co trzaśnie.
Mówię ci, William, wilgotne oczy Yeatsa
rymują się z czaszką paragwajskiego
grzechotnika, bez łaski.
Z rana tego nie brakuje, choć gmachów,
schodów, punkcików światła, nawet podróży
do krypty — może trochę. Tylko w nocy.
Autopsja
Echo cicho donosi, że plotę od rzeczy.
Jeszcze kiedyś będę się mądrzył.
Autoresponder
Tuż przed wylogowaniem i sprintem na zakupy,
autoresponder stakeholdera wysyła życzenia.
Niech te święta będą czasem bliskości,
odpoczynku i pogłębienia relacji
z tym, co naprawdę ważne.
W tle „Christmas in Harlem”, Ye,
który dla mnie jest martwy,
więc zmieniam go na kogoś,
kto naprawdę nie żyje.
Dopisuję do listy, by pamiętać
o krzesłach z piwnicy.
Świetna robota.
Dziękuję, robocie.
Wypieranie
Płynę z nurtem,
chowam się za ceglany tron.
Śnię o wyjściu z lasu,
nieśmiało, fifty-fifty.
Miały być pieśni,
ale czy miało się udać?
Spaść jak ten kamień,
wytrzeć mordę piaskiem?
Przed wyruszeniem w drogę,
należy zebrać drużynę.
To miały być te sny,
których już nie mam.