* * *
Waldemar odłóż cytryny
i podejdź proszę do mnie będziemy
uderzać ośmiornicą o rozgrzany kamień
w dzielnicy Vieux Port
o godzinie czternastej autystyczny syn
algierskiego kupca wyjdzie na rutynowy spacer
dziś towarzyszy mu opiekun z Malawi
Farhad biega po krawędziach śmieje się
co jakiś czas podskoczy w górę tak wysoko jak nikt
w ogrodach się gotuje zalewa oliwą kroi cebulę
dusi czosnek Marsylia ma cudowne światło.
* * *
chodzi mężczyzna nie jest zamyślony
szlaban na stacji w Robertsbridge jest opuszczony
czy on jest lokalny jak czerwień i sygnał.
większość osób odpowie, że czyta najczęściej
kryminały wykrzyknik są też kolczyki-motyle
z chińskiego sklepu filodendron płaczliwy
i zmarszczki śmieszki od jarania.
gruby kroi kryształ w stuletnim arboretum
nie zauważył kwitnących azalii dolna szczęka
rozbiegana jak majętna żona fakty potwierdzają
moją obserwację mści się dilując.
* * *
zryw miłośniczki ludzików
królowej odzianej w chmury: niech się zadzieje
według mojego postanowienia.
Błysk
zbudzone kobry unoszą się i wodzą
brudnymi biodrami skąpo jak u Andersena
Tragic existence rhythm siostry odpowiedzialne
za nowicjat zaczęły robić dżdżownice
wycieniowani klerycy udają pokorę.
* * *
szorstkowłosy nie ujawniaj się za szybko
poeci roczniki dziewięćdziesiąte stoicie na peronie
maso-przerażeni zabrano wam prostokąty
ubrano w komże oczy zakropiono celownikiem
dlaczego nie intonujecie prokrastynacji
spójrzcie w stronę Leszna
tam zawsze wiszą balony pisaliście
o lataniu z perspektywy ziemi.
* * *
wyjąłem rant z oka
wszystkie głosy czarowne na granicy płaczu
ze stall romantyzm not dead początek rządów
słońca gwiazd i galaktyk dwie półkule
orzechowej żółci balansują na płótnie perspektywa
majaczy w trójmiarze antropomorficzny opat
uwikłany w czerwień na policzkach bluszcz
woń schodzi trybularz rozgrzesza freski nieruchomieją
oczy krów pękają czernina na stole kropla wolnej
rtęci przeskakuje mur w akompaniamencie
nieznanej świeżości odnajduję zasięg i uciekam
a ty złudnie medytuj świeży ogórek
uśmiecham się na pożegnanie.
* * *
nierozumny deszczu czujesz się za swobodnie
na boreckim rynku to nie Stephansplatz
nie jesteś samicą zjadającą chomiczątka
dziewczynka owinie resztki w lnianą dzianinę
odmówi sobie czekoladowego mleka do soboty włącznie
hipis doktorant to drań porzucił żonę
i świruje Vedic chant z duszy Słowianin do poczytania
pomiędzy charcięciem a flegmą
odmętów dymiące kręgi przekleństwem ciszy ponad chmurami
wszyscy oklaskami podziękowali pilotowi.