Colette Peignot, bo tak naprawdę nazywała się autorka „Sacrum”, zostawiła po sobie skąpy i eklektyczny korpus dzieł. Należą do niego zaangażowane ideologicznie felietony poświęcone wojnie w Hiszpanii, fragmenty przekładu „Czerwonej gwiazdy” Aleksandra Bogdanowa – powieści science fiction o marsjańskim komunizmie, korespondencja z przyjaciółmi, których nazwiska w niemałym stopniu budowały pejzaż intelektualny Francji międzywojnia, dwa autobiograficzne teksty prozą – „Sacrum” oraz „L’histoire d’une petite fille” (Historia małej dziewczynki), a także liczne wiersze. Pseudonim przyjęła prawdopodobnie na cześć ukochanej Petrarki, Laury de Sade, której potomkiem był słynny markiz. Aż do przedwczesnej śmierci w 1938 roku jej dorobek literacki pozostawał praktycznie nieznany. Niedługo później, dzięki staraniom Georges’a Bataille’a i Michela Leirisa, dwa szczupłe tomy obejmujące niemal wszystkie utwory Peignot trafiły wreszcie do druku.
Publikowane na łamach Pola „Sacrum” to swego rodzaju manifest autobiograficzny. Wspomnienia z dzieciństwa pełnią w nim funkcję materiału empirycznego, z którego Laure próbuje wyabstrahować sens tytułowego pojęcia. Jej wywód przybiera formę zbioru aforystycznych fragmentów zwieńczonych definicją, która nie rości sobie praw do uniwersalizmu, obiektem swoich refleksji Peignot czyni bowiem wyłącznie siebie samą: Czym jest dla mnie sacrum? A dokładniej – na czym polega moje sacrum? […] Wydaje się oczywiste, że wszystko, co nas fascynowało w dzieciństwie […] należy zbadać w pierwszej kolejności. Ponieważ ze wszystkich materiałów, którymi możemy dysponować, te pochodzące z dzieciństwa mają szansę być najmniej wyrafinowane[1]. Francuska poetka stosuje się w swoim tekście do powyższych zaleceń, które jej przyjaciel, Michel Leiris, formułuje w eseju „Sacrum w życiu codziennym”.
Do naukowej wykładni tego pojęcia Laure odnosi się nonszalancko, raz tylko przywołując jego „socjologiczne” ujęcie – sacrum miesza się z tym, co społeczne, aby to, co społeczne, stało się święte . Trudno jednak ustalić, czy w tej enigmatycznej uwadze chodzi o nawiązanie do myśli Durkheima i jego klasycznej pracy „Elementarne formy życia religijnego”, czy raczej do dorobku Collège de sociologie – stworzonej przez Bataille’a instytucji, którą Laure dobrze znała. Drugi wariant wydaje się bardziej prawdopodobny. Wbrew pozorom instytucja ta niewiele miała jednak wspólnego z socjologią, która spełniałaby standardy naukowej ścisłości. Nazwa tego lotnego parauniwersytetu, na którym odczyty wygłaszali między innymi Pierre Klossowski, Alexandre Kojève czy Roger Caillois, wiąże się z leżącymi u jego podstaw założeniami badawczymi, do których w pierwszej kolejności należało zgłębianie roli sacrum w stosunkach społecznych.
Krótki tekst Laure stanowi jej autorski wkład w tę archeologię. W proponowanym przez nią ujęciu sacrum musi być odczuwane przede wszystkim we wspólnocie z innymi. Można by wyciągnąć stąd wniosek, że jego nośnikiem są ekstatyczne – czyli, dosłownie, wypychające nas poza własne granice, jak sama pisze – formy interakcji, nad którymi nie unosi się odium komunikacyjnego konwenansu. Francuska poetka zastrzega jednak, że aby spełnić wymogi narzucone przez jej wykładnię, interakcje te muszą uwzględniać również konfrontację ze śmiercią. Jako egzemplaryczny przykład doświadczenia sacrum Peignot wskazuje swoje spotkanie z ojcem odchodzącym na front, spotkanie naznaczone przeczuciem – wyrażoną zawczasu w obliczu tego, który miał zostać poświęcony, zgodą na jego poświęcenie – że wraz z wymarszem na wojnę utraci go na zawsze.
Bataille – drugi, poza Leirisem, intelektualista, który był dla Laure częstym partnerem w dyskusji i wymianie idei, a prywatnie jej kochankiem – zaliczyłby je do momentów komunikacji w sensie mocnym […] które rodzą się dzięki wzruszeniom zmysłowości i obrzędowości […] w dramacie miłości, rozstania i śmierci[2]. I rzeczywiście, dla Laure sacrum pojawia się w chwili kontaktu między osobami połączonymi zażyłą więzią, które nagle konfrontują się z namacalnym ryzykiem jej utraty. Choć ta nieustająca groźba śmierci jest upajającym absolutem, jak pisze Peignot, to jednak sama śmierć nie staje się u niej obiektem kultu: sacrum powstaje na progu istnienia i niebytu wskutek napięcia między tymi biegunami, w obrębie relacji, gdzie poczucie głębokiej wspólnoty z drugą osobą umożliwia wyjście poza orbitę własnego Ja.
Dlaczego więc francuska poetka w tak krótkim tekście tyle uwagi poświęca śmierci?
I
„Sacrum” otwiera pełniący funkcję motta wiersz, w którym Laure – przynajmniej pozornie – podsumowuje swoje życie jako jego negację: Nie w życiu mieszkałam, lecz w śmierci. Jako trzynastolatka nosiła już żałobę po kilku członkach rodziny, przede wszystkim straciła zaś ojca, który zginął na froncie I wojny światowej. Wkrótce później zachorowała na gruźlicę. Jej dzieciństwo do pewnego stopnia przypominało opiekuńczą kwarantannę uzasadnioną troską o jej kruche zdrowie. Czytając „L’histoire d’une petite fille”, literacki autoportret poetki z czasów dorastania, trudno oprzeć się czasem wrażeniu, że przez lata wychodziła ona z domu wyłącznie po to, by uczestniczyć w pogrzebach swoich zmarłych krewnych. Pod wpływem opresyjnej kultury wychowawczej panującej w burżuazyjno-katolickim domu młoda Peignot czuła się coraz bardziej osamotniona. Dom ten nie stanowił zresztą dla niej schronienia. Jej rodzinę często odwiedzał uchodzący za przyjaciela ksiądz, przez którego była molestowana. Kiedy Laure próbowała opowiedzieć o tym doświadczeniu swojej matce-dewotce, ta zignorowała jej oskarżenia, twierdząc, że nie można ufać osobie, która przestała chodzić do kościoła – rozmowa dotycząca krzywd wyrządzonych przez księdza nie doprowadziła do ich uznania przez matkę, która na koniec wyrzuciła córce, że ma serce z kamienia. Ta nie pozostała jej dłużna: Przyparta do komody, odpowiedziałam: „Nie – z marmuru, bo jest zimniejszy”[3].
Nic więc dziwnego, że Peignot prędko zaczęła odrzucać katolicyzm, który w jej oczach sprowadzał życie do jego ersatzu. Mijani na ulicy przedstawiciele lumpenproletariatu i klasy robotniczej uosabiali w jej oczach nieskrępowany bojaźnią witalizm: Egzystencja tych ludzi była szorstka i krucha, ani lepsza, ani gorsza od innych, przyglądając się ich twarzom, dostrzegałam jednak bezpośredni sens życia, które nabierało wyjątkowego posmaku, kiedy myślałam o […] mojej matce i kobietach w czerni wychodzących z kościoła, o ich wielkich uczuciach, z których niewiele wynikało. Robotnicy, praczki, burdelmamy potrafiły cieszyć się życiem tak, jakby źródłem radości nie były jedynie rzadkie rozrywki nadpsute lękiem budzącym się na myśl o tym, co przyniesie jutro[4].
Awanturniczą, choć krótką biografię dorosłej Peignot wypełniają podróże po europejskich stolicach – Berlinie, Moskwie i Paryżu – w których nawiązywała znajomości i romanse z autorami związanymi ze środowiskiem komunistycznym. W stolicy Francji, gdzie spędziła ostatnie lata swojego życia, korzystając ze spadku po ojcu, wspierała finansowo pismo La Critique sociale, na łamach którego publikowała teksty publicystyczne pod pseudonimem Claude Araxe – nazwisko skradzione zakaukaskiej rzece, która mosty zrywa, jak pisze Wergiliusz w „Eneidzie”. To znamienny wybór. Zjawiska naturalne, które Laure przywołuje w swoich tekstach, przeważnie pochodzą spoza porządku natury postrzeganej jako domena uregulowanych i racjonalnych praw, dzięki czemu mogą pełnić funkcję alegorii transcendencji – jak wybuch wulkanu symbolizujący wyrzucenie na zewnątrz fundamentu naszego jestestwa (być może jest to wspomnienie wspinaczki Laure i Bataille’a na Etnę) albo meteoryt szturmujący orbitę planety. Nadrzędnym przypadkiem konfrontacji z tkwiącym w porządku natury absolutem okazuje się natomiast odsyłające do dzieciństwa doświadczenie obracającej się Ziemi – z początku budzące lęk, który prędko przerodzi się jednak w fascynację, raz po raz skłaniającą kilkuletnią Peignot do powrotu na miejsce, gdzie po raz pierwszy doznała oszołomienia kolistym ruchem globu.
II
Emblematycznym fenomenem, który według Laure wskrzesza doświadczenie sacrum, jest korrida. Poświęcony jej tekst poetka zdążyła jednak zaledwie rozpocząć. Miał on być zadedykowany Michelowi Leirisowi, który pamięci Colette Peignot zadedykował z kolei swoje „Lustro tauromachii” – esej o literaturze i sztuce rozpatrywanych przez pryzmat metafory walki toreadora z bykiem. Leiris do pewnego stopnia zdaje się bliski koncepcjom swojej zmarłej kilka lat wcześniej przyjaciółki, zwłaszcza gdy pisze, że prawdziwy artysta idzie do końca i rzuca się między rogi, by w odpowiednim momencie zadać śmiertelne pchnięcie[5]. Jeśli znaczy to tyle, że jego rola polega na aktywnym buncie wymierzonym we współczesne mu społeczeństwo i jego konformistyczne struktury (ciągłość form, ciągłość zewnętrznych okoliczności, które nie odzwierciedlają prawdy bytu lub przestały ją odzwierciedlać, czytamy u Peignot, pozbawia nas przecież możliwości odczuwania sacrum), Laure bez wątpienia by się z taką interpretacją zgodziła. Pod tym względem przypomina hołubionego zresztą przez nią Rimbauda, który rzuca wyzwanie swojej epoce, ogłaszając: moje oczy zamknięte są na wasze światło[6]. Francuska autorka także przedkłada romantyzm obłędu nad bezpieczeństwo płynące z uległości wobec skompromitowanego w jej oczach społecznego porządku (Niektórzy zawsze będą wybierali utratę gruntu pod stopami – za cenę dowolnego ryzyka: szaleństwa lub śmierci – byleby życie wciąż trwało).
Tłumacząc, dlaczego dzieło poetyckie należy do sfery sacrum, wspomina jednak nie tylko o sprzeciwianiu się społeczeństwu, które usiłuje ujarzmić artystę, ale o wymierzonej w siebie przemocy, której celem jest akt obnażenia, komunikowanie innym racji życia, mimo że racja ta nie jest żadną stałą. Niełatwo wyjaśnić, co właściwie ta wymierzona w siebie przemoc oznacza w kontekście aktu twórczego. Przez obnażenie można natomiast rozumieć ujmowanie w formę literacką treści i doświadczeń, które są budulcem jej tożsamości, zwłaszcza tych, które pochodzą z lat dziecięcych: tam właśnie Peignot odnajduje pierwotne doświadczenie sacrum, które stanowi dla niej rację życia i rację śmierci.
III
Jedyne świadectwa, z których możemy dowiedzieć się czegoś o Laure, to jej własne teksty. Z wypowiedzi mężczyzn, którzy byli jej bliscy, trudno wydobyć rzeczowe informacje dotyczące jej zainteresowań intelektualnych, pasji ideologicznych czy głównych inspiracji w zakresie poezji[7]. Nie znajdziemy ich nawet u Bataille’a, jej kochanka, z którym spędziła ostatnie lata swojego życia. Owszem, w wielu miejscach pisze on o Peignot z afektacją i wzruszeniem, ale choć jego wypowiedzi są pełne życzliwości, ostatecznie układają się raczej w sentymentalny panegiryk. Symptomatycznym przykładem tego uwielbienia jest powieść „Błękit nieba”, w której Laure, sportretowana pod wymownym pseudonimem Dirty, odgrywa rolę libertyńskiej muzy narratora, który opłakuje kres ich romansu. Porte-parole Bataille’a rozpamiętuje transgresje, jakich dokonywał wspólnie ze swoją kochanką, a powierniczką jego żali jest kobieta nosząca równie mało subtelnie dobrane imię – Lazare – która w owym czasie była jedyną istotą, która pozwalała mu wyrwać się z przygnębienia, mimo że była […] brzydka i zaniedbana (kobiety, z którymi chodziłem wcześniej, były – przeciwnie – dobrze ubrane i ładne)[8]. Postać ta miała z kolei swój pierwowzór w osobie Simone Weil. Cała trójka z „Błękitu nieba” rzeczywiście się znała, Weil i Peignot przyjaźniły się ze sobą i przez pewien czas regularnie widywały w paryskim bistrze, by prowadzić dyskusje przy lunchu. Obie miały niepohamowany apetyt intelektualny, dobre kontakty towarzyskie i zainteresowania obejmujące większość dziedzin kultury. Obie pisały, dążąc do duchowej transcendencji w warunkach ustanowionych przez współczesną im epokę[9], pisze Chris Kraus. Jeśli podobieństwo między ich osobowościami ujmiemy na tyle szeroko – zgoda. Na ile jednak były one sobie faktycznie bliskie w swoich poglądach i fascynacjach?
Weil dała się poznać jako idiosynkratyczna komunistka: aktywnie wspierała klasę robotniczą, nie poprzestając na okazywaniu jej wsparcia jako publicystka czy uczestniczka strajków. Chciała realnego zaangażowania: rzuciła pracę nauczycielki i zatrudniła się w fabryce, aby w dosłownym sensie solidaryzować się z proletariuszami. Ten sam paniczny altruizm, jak podsumowuje jej postawę Kraus, skłonił ją później do zaciągnięcia się do armii walczącej w hiszpańskiej wojnie domowej. Kruche zdrowie i słaby wzrok nie czyniły z niej jednak zbyt sprawnej żołnierki. Pod koniec życia, przebywając w Ameryce, z dala od swojej ojczyzny, przyjmowała głodowe racje pożywienia, mimo geograficznego dystansu starając się dzielić los osób, które pozostały na terenie okupowanej przez nazistów Francji. Stworzona przez Weil doktryna dekreacji koresponduje z jej czynami: głosi ona konieczność wyrzeczenia się własnego Ja, które autorkę „Ciążenia i łaski” skłoniło do zatracenia się w ekstatycznej empatii i wspólnym przeżywaniu cierpienia.
O ile francuska mistyczka rezygnację ze swojego ciała i podmiotowości uczyniła fundamentem swojej doktryny teologiczno-politycznej, o tyle dla Laure ciało i podmiotowość były czymś, co z całych sił pragnęła wzmacniać i chronić. W jednym z wierszy wyobraża sobie, jak przyjaciele rozszarpują ją na strzępy: Obecna i niewidzialna […] widziałam, jak dzielą się moim życiem[10]. Utrata własnego Ja nie zostaje tu jednak przypieczętowana, to raczej echo koszmarnych wspomnień Laure, która, przywołując je w „L’histoire d’une petite fille”, pisze zarazem o woli odzyskania swojej tożsamości, w tym ciała, które tak długo kazano jej ignorować[11]. Dążąc do ukonstytuowania własnego Ja, poetka waha się, czy te próby nie skończą się klęską: Czy nigdy nie będę w stanie odcisnąć w rzeczywistości śladu własnej woli? Gdy tylko przestaję być sama, przestaję też być sobą, co robić? Czy świat zawsze będzie dla mnie tylko źródłem cierpienia, a nie czymś, co mogłabym zmienić?[12]
Wydaje się, że ostatecznie Laure znalazła jednak – no właśnie, co: wartość? Emocję? Doświadczenie? Trudno skategoryzować ontologicznie sacrum, które w jej eseju definiowane jest w dość eliptycznym stylu, bo za pomocą przybliżających analogii. To właśnie ono okazuje się jednak źródłem siły kształtującej poczucie własnej odrębności: To coś, co utwierdza mnie w sobie na tyle mocno, bym mogła sprzeciwiać się innym. Być może trudność odpowiedzi na pytanie, czym dla Laure jest sacrum, bierze się z tego, że umieszcza je ona poza religijnym kontekstem, który gwarantowałby temu pojęciu czytelnie skodyfikowaną wykładnię. Wyswobodzone z tego kontekstu nabiera ono widmowego charakteru i staje się, jak pisze francuska poetka, stanem nieskończenie rzadko spotykanej łaski.
Mimo odrzucenia religii i przedkładania jednostkowości nad wspólnotowość, Peignot w pewnym sensie pozostaje jednak bliska Simone Weil. Nawiązując do tytułu jednego z tomu serii Transgresje, obie autorki można by zaliczyć do grona „galerników wrażliwości”. Antologia Rośka i Janion skupiała się na romantycznych figurach szaleństwa, uwzględniając teksty autorów głoszących paradoksalną apologię obłędu – obłędu, który często stoi w opozycji do irracjonalizmu społeczeństw piętnujących pisarki i artystów będących ich wychowankami. Zebrane w antologii nazwiska należą do twórców, którzy przeciwstawiają swoje szaleństwo szaleństwu świata, który ich odrzucił lub wyklął. Uwzględnienie w tej grupie Laure i Simone Weil pozwoliłoby poszerzyć kategorię galerników wrażliwości. Nie tylko ze względu na płeć. We wspomnianym tomie Transgresji tytułowi galernicy to głównie otoczone romantyczną aurą twórcze jednostki odseparowane od reszty społeczeństwa nieprzekraczalną granicą, często wyznaczaną przez mury szpitala psychiatrycznego lub więzienia. Biografie Weil i Peignot podkopują ten mit. Nawet jeśli obie zapracowały sobie na reputację intelektualnych outsiderek, to z pewnością żadna z nich nie dążyła do społecznej izolacji, podejmując działania, którym w przyszłości ktoś mógł przypisać znamiona obłędu, czy to w dobrej, czy złej wierze. Proponowane przez nie wizje wspólnoty – polegającej na ekstatycznym przeżywaniu z innymi pozareligijnego sacrum oraz na posuniętym do samowyrzeczenia mistycznym komunizmie – oparte są na swego rodzaju zniewalającej wrażliwości dyktującej sposób działania, który znacząco oddala się od społecznych norm budowania relacji międzyludzkich.
Obie autorki do dziś nie zaliczają się do jakiegokolwiek kanonu, ale nawet w zestawieniu z Weil Peignot pozostaje postacią zupełnie niszową, a szczątkowy charakter jej dzieł w połączeniu z brakiem świadectw innych niż jej własne sprawia, że popularyzacja jej literacko-intelektualnych dokonań jest niemałym wyzwaniem. Fragmentaryczny dorobek, który mamy do dyspozycji, wystarczy jednak, by wzbudzić zainteresowanie postacią Laure: uprawianą przez nią etnografią własnego dzieciństwa, historią budowania własnej podmiotowości z towarzyszącym jej napięciem między pragnieniem ukonstytuowania własnego Ja a potrzebą wspólnoty i, koniec końców, jej autorskim ujęciem sacrum pozbawionym religijnego rdzenia.
[1] Michel Leiris, „Sacrum w życiu codziennym”, przeł. Joanna Pawelczyk, w: Konteksty. Polska Sztuka Ludowa, nr 3-4/2007, s. 29.
[2] Georges Bataille, „Literatura a zło”, przeł. Maria Wodzyńska-Balicka, Oficyna Literacka, Kraków 1992, s. 153.
[3] Laure, „L’histoire d’une petite fille”, Édition hors commerce, Paris 1943, s. 39.
[4] Ibidem, s. 19-20.
[5] Michel Leiris, „Lustro Tauromachii”, przeł. Maryna Ochab, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1999, s. 25.
[6] Arthur Rimbaud, „Zła krew”, w: „Sezon w piekle. Iluminacje”, przeł. Artur Międzyrzecki, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 21.
[7] Por. Paulina Tarasewicz, „La vie de Laure?”, w: Cahiers ERTA, nr 10/2016, s. 217-251.
[8] Georges Bataille, „Błękit nieba”, w: „Historia oka i inne historie”, przeł. Tadeusz Komendant, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2010, s. 181.
[9] Chris Kraus, „Aliens and Anorexia”, Tuskar Rock Press, London 2018, s. 153.
[10] Laure, „Le Sacré. Suivi par de poèmes et de divers écrits”, Édition hors commerce, Paris 1939, s. 23.
[11] „L’histoire d’une petite fille”, s. 18.
[12] Ibidem, s. 40.