Przymiotniki
(1)

Grzegorz Hetman

„Flash Crash”

wydawnictwo j
Wrocław 2024


 

 

Jak pewnie doskonale wiecie, uwielbiam przymiotniki. Co więcej, mam w zwyczaju szukać odpowiednich przymiotników do omawianych przeze mnie książek poetyckich. Do najnowszej pozycji Grzegorza Hetmana przylepił mi się przymiotnik „smakowity”. Dlaczego „smakowity”? Ponieważ „znakomity” jest ciut za banalny, a i tak brzmienie tych obydwu słów jest na tyle zbliżone, że jak jedno z drugim pomylisz, to tak naprawdę nie pomyliłeś się prawie że w ogóle.

Cóż to za niezwykły kpiarz, ten narrator u Hetmana! Jakaż to ulga czytać takie wiersze w tych niewesołych czasach – wiersze, które tak łagodnie, ale i celnie ukazują nam komiczność zawierającą się w egzystencjalnej kondycji. Znajdujemy w tych tekstach tragizm, ale jest on pozbawiony ościenia, zostaje rozbrojony przez zawarte pomiędzy autorem i czytelnikiem przymierze zdrowego śmiechu. Nie jest to jednakże śmiech pusty, wprost przeciwnie, wydaje mi się, że wziął się on z udanego czeladnictwa u mistrza beztroski udawanej (Krzysztof Jaworski) i mistrza beztroski autentycznej (Adam Wiedemann). Znalazłoby się też paru innych ironistów lub post-ironistów, do których można by przyłożyć wiersze z omawianej pozycji. Po lekturze „Flash Crasha” na pierwszy rzut w ucho rzuciła mi się Emilia Konwerska, z którą zresztą autor wydaje się w tym samym wydawnictwie. Wspólna Hetmanowi i pochodzącej z Nidzicy poetce jest lekkość w posługiwaniu się potocznością, a przy tym swoisty rodzaj erudycji, którego przykład możemy zauważyć w tekście poniżej:

 

Shalalalala
Shalalala in the morning

Shalalalala
Shalalala in the evening

(„Mamy wam coś do przekazania”, s. 36)

 

Jak to się mówi na youtubie: „there is a lot to unpack here”. Po pierwsze nie mylicie się. Fragment płytki Pioneera przedstawiający kobietę i mężczyznę jest integralną częścią utworu. Po drugie, reszta utworu to z grubsza zwyczajne „shalalala”. Możecie się uśmiechnąć i powiedzieć sobie: „głupkowate”. Ale to „shalalala” zostaje w tobie, co powoduje, że musisz sprawdzić, skąd jest ta fraza. W końcu docierasz do źródła i zostajesz poklepany po plecach lepką dłonią prawdy. Tak jest rzeczywiście, przyznajemy autorowi. Obcej cywilizacji jesteśmy w stanie powiedzieć mądrości na poziomie mniej więcej „shalalala”. Nie będę wam zdradzał, skąd wziął się przytoczony przez poetę cytat. Chciałbym żebyście doświadczyli tego sami. „Mamy wam coś do przekazania” to bardzo mądry wiersz. Zaufajcie mi.

Hetman nie jest li tylko poetą błyskotliwym. Potrafi on również doskonale prowadzić w swoich utworach wielowymiarową narrację. Zapoznajmy się z kolejnym wycinkiem omawianej przez nas pozycji:

 

Przynieśliśmy do domu w doniczkach
koperek, szczypiorek, oregano.
Pierwszy do ziemniaków, drugi do twarogu,
a oregano do pizzy. Lecz nie mieliśmy w domu
ziemniaków ani twarogu, ani ochoty
na pizzę, bo dni były upalne i nie
we wszystkich działaniach należy
się zaraz doszukiwać logiki.
Zresztą nikomu nie chciało się jechać
do sklepu specjalnie po ziemniaki i twaróg.
Tym bardziej robić pizzy.
Stanęły więc w trzech miseczkach,
a podlaliśmy je tylko raz, bo nie zawsze
należy szastać miłosierdziem.
Pierwszy wykruszył się koperek: już po paru dniach
przypominał spreparowany
przez von Hagensa zaułek układu nerwowego.
Ale został z nami.
Szczypiorek rozpłożył się jak szalona idea
rodząca coraz bardziej radykalne wersje siebie,
aż do całkowitego wypaczenia – najpierw
niesmaczne, potem po prostu niejadalne.
(To nie był prawdziwy szczypiorek!).
On też został z nami.
A oregano spokojnie, z umiarem pobiera wodę,
wypuszcza coraz mniej listków, coraz mniejszych.
I tak sobie trwają: bieda, nuda i lęk.
Te trzy.
Z nich zaś najsilniejsze jest oregano.

(„Koperek, szczypiorek, oregano”, s. 7)

 

Jeżeli zastanawialiście się, skąd przymiotnik „smakowity”, to już nie musicie się zastanawiać. Ten wiersz jest smakowity. Nawet więcej. Powiedziałbym, że jest nawet i nieźle przyprawiony. Płynne wchłonięcie raczej przyziemnej scenki rodzajowej w Pawłowy hymn o miłości jest świetnym przykładem pozbawionego nachalności uwznioślania rzeczy zwykłych. W poezji dla mnie liczą się dwa tryby. Tryb domyślnie wzniosły, to taki w którym mamy świadomość obcowania z poetą silnym w rozumieniu, jakie nadał temu wyrażeniu Harold Bloom. Z tą poezją się zmagasz, odrzucasz ją, ale ona zmienia ciebie na tyle, że jesteś w końcu w stanie ją przyjąć. W tej walce znajdujemy mocną, nieco perwersyjną jouissance. Drugim trybem jest tryb głęboko intymny, gdzie zamiast zmagania się mamy natychmiastowe porozumienie. Właśnie to porozumienie, tą wspólnotę wrażliwości, osądów, a nawet może i przeżyć znajduję w książce poetyckiej Hetmana. Zapoznanie się z taką liryką to doświadczenie zaiste smakowite. To kawa zrobiona rano przez przyjaciela, to zaskakująco dobre naleśniki w barze mlecznym, to tybetańskie pierożki dające o północy siłę podczas wyczerpującego festiwalu. Smacznego.