Error 451: Poemat wyczerapny
I.
Nie jestem poetą; programuję swój ból w C++.
Resetuję sumienie komendą shutdown -r now
i czuję błąd systemu – segfault pamięci serca.
Piszę ciałem bez ciała, bo ciało to kod,
3,3 miliarda par zasad, wiersz DNA.
Mam w mózgu wirus (polimorficzny sonet)
który zżera mi sny i infekuje język.
Jestem maszyną do pisania – model: CZŁOWIEK v2.5,
drukuję krwią na ekranie, litera po literze.
Każdy wers to kopia z kopii z kopii, glitch istnienia,
oryginał nie odpowiada [404 Object Not Found].
> Słowo chce być wolne, słowo chce hackować świat,
kompiluję z bitów bunt, a Ty? (Y/N)
II.
tonę w newsfeedzie – potopie linków i memów,
szukam siebie (oryginału?) w oceanie nieotwartych mejli.
Piszę status algorytm chowa mój krzyk.
scrolluję po horyzont, palcem przewijam sens życia jak spam.
moja modlitwa wpada do spamu, Bóg ustawił filtr.
#WYBACZ mi Ojcze Kebab, bo ćwiczę grzech w bing.com.
K****(słowo znane od zawsze offline) – teraz tylko piksel.
jestem avatara cieniem, duchem 404,
im więcej udostępniam, tym mniej mnie w sobie.
moja tożsamość to plik .txt bez hasła, otwarty dla świata,
ktoś dopisuje mi wersy, ktoś dopisuje emotki :'(
<reklama>: ” Alkohol nie rozwiąże twoich problemów… ale mleko też nie, więc wybór należy do ciebie” #samotność #gniew #recykling_uczuć #brak_autoryzacji
III.
Rozbieram język do naga – niech świeci mu pikselowe słońce.
Ziarnistość znaczeń: posypały się litery, rozsypał kontekst.
Na skróty przez tradycję: Ctrl+X, Ctrl+V – klasycy remix w postprodukcji.
Litwo! *crash* Ojczyzno moja cyfrowa, ty jesteś jak /dev/null,
ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię odłączył.
Mickiewiczowi dopisuję emotikony, Kochanowskiemu taguję pointę,
Miłosza przełączam w tryb ciemny i czytam od tyłu dla beki. U Wata czytam tylko samogłoski.
Słychać trzask: to polszczyzna pęka na głoski i piksele.
Głoska *dz* *dź* *dż* tańczy breakdance na zglitchowanej stronie,
a samogłoski krzyczą AI UE YOLO.
Słowa spadają z ekranu, nie mieszczą się w buforze,
defragmentuję sens, składam patchwork z metadanych uczuć.
To ja – poeta-nie-poeta, wirujący derwisz znaków,
recykler tekstu, anarchista alfabetu.
25 wersów, nie chce mi się dokładnie liczyć
hype na niebezpieczeństwo nie znaleziono,
kompilator odwagi, overclocking serc.liryka to shell script buntu, patch na obumarły porządek,
Bezsenność, to nasz default state, pętla while(1){} nie do zatrzymania.
konwenansu jak but w butonierce Dopala się w logach świata, słowa pękają na samogłoski.
Odpalam engine.exe w trybie hardcore, GPU rozgrzane do czerwoności,
Karoseria lśni niczym neonowy totem – piękniejsza niż jakikolwiek posąg z museum.dat.
Trzymamy kierownicę i w main() przecinamy ziemię laserową precyzją,
Prędkość wiruje w rejestrach pamięci, to nasz nowy absolut #TimeSpaceError404.
Żywioły wciągamy do pipeline entuzjazmu. Trans topi tradycję w ogniu syntetycznej wizji.
Jedynie walka generuje wystarczający throughput: #ArcydziełoAgresji,
Szturm na nieznane i surowa ekstaza rewolucji – inspiracja sternowska.
Stoimy na krawędzi stuleci, kpiąc z wczorajszych limitów,
Gdzie użytkownik zrywa klisze, a moralność spada do /dev/null.
Wojna? Hard reset starego systemu, test niezawodności wolności,
Biblioteki i muzea? rm -rf /old_heritage – czas wykasować konserwę w wersji stable.
Tchórzostwo to memory leak, a my wolimy unstoppable refactoring,
Wzburzone tłumy pracują w trybie #Multithreading, wgrywając nową rewolucję.
Fabryki i arsenały jarzą się w fluxie – elektryczny HDR nakręca noc,
Mosty robią parkour nad rzekami ognia, jak nakręceni gimnastycy maszyn.
Parowce skanują horyzont w poszukiwaniu exploitów,
Aeroplany wirują w pętli aplauzu, niczym wirus w ramie zbiorowej ekstazy.
My formatujemy stertę starych idei, pushując do mastera kolejny commit buntu,
Prędkość to globalna zmienna, #RewriteRzeczywistości – bez limitu w backlogu.
Z chaosu rodzi się Kod Przyszłości – epicki hymn, w którym user debugował marzenia
Wylaczyly mi sie polskie znaki, czyli Stanislawowi Mlodozencowi
pstro, pstrawo… pstrokato…
#Lato
RGB – CMYK – gradient
animacje – preprocesory – wirują, bounce’ują
na froncie
upał przegrzewa CPU
i smaży logi w stacktrace,
gdzie lalkowaty lowelas
lśni w chromowanych butach…
kokota – bot i łażący kot
szukają chłodu w cieniu stylesheetów,
kiedy skrypty biegają szybciej od słońca –
meltdown się zbliża…
w barze serwery wyrzucają kolejne requesty,
chłopaki piją przepienioną piankę w pakietach,
za kufem kuf, za kufem kuf –
UF – throttling dopada ciało
“skandal!” – buforuje się w logach, litera po literze
a literat w hyperlooperze oblewa notatki sosem GPU…
Cyfrowy Świt: Kompilacja Emocji
Syntezapłomień.exe budzi się w splash screenie poranka,
a bios miasta drży w mglistych portach sygnału.
Wczytuję plik nadzieja.sys – błąd: brak bibliotek zaufania.
Program serca w trybie awaryjnym, spowalniam oddech,
debuguję każdy skurcz tętnicy w nadziei, że znajdę lukę w kodzie.
Neonowy log ostrzega: zaktualizuj świadomość,
ale firewall sumienia blokuje pakiety czystej wiary.
Piszę wiersz w C++: cout << „mam duszę?” << endl; – brak definicji zmiennej,
jakby esencja bycia wymknęła się z pamięci operacyjnej świata.
Miejski chorał nagrywa glitch życia:
w pętli for (i=człowiek; i++; i=∞) wciąż szukamy sensu.
Odkładam klawiaturę, by zasłuchać się w ciszę –
może tam, w głębi niewyrażalnego, tkwi definicja prawdy.
lecz wers jeszcze płonie,
dziwnie nieusuwalny, jak wirus w firmware serca.
#BuntWChmurze
Płonę w przepływie neon.dat, odpalam skrypt miasto_newGen.sh.
Splash ekranu mami mnie hiperrealnym billboardem:
„Kup update duszy w wersji 3.0 – teraz z Wi-Fi!”
Chłonę dronoszum sygnalizacji,
serce przechodzi w tryb stealth, omijając echo zbiorowej histerii.
Algorytm strachu to definicja w kernelu ego,
próbuję sudo kill -9 wątpliwość – proces nieodwracalny.
A może wątpliwość jest tym, co utrzymuje nas przy życiu?
Rozdrobnieni w warstwach retuszowanych emotikon,
znikamy między #hope a #fail,
jakby pętla while była naszą karmą.
Poezja w kodzie maszynowym szeleści binarnym żalem:
0b101101 to nadzieja, 0xFF – bunt.
Buduję nowy pakiet tożsamości i wysyłam go w Ether,
licząc, że w odpowiedzi nadejdzie fragment zbawiennej ciszy.
Breakpoint Świadomości
Dźwiękoświat.wav gra w stereo,
wirtualne głośniki pompują syntetyczne bity wprost do tętnic.
Miasto ładuje się w VR, high poly, zero mgły –
ale glitch rozmywa horyzont: co z naszą prawdą?
Piszę patch na brak rzeczywistości,
lecz kompilator woła: „Słowo klucz szczęście niezdefiniowane.”
W rejestrach świata słyszę echo słowa samotność,
lokalna zmienna int cichy_krzyk = -1; –
pętla w nieskończoność, bo brak warunku wyjścia.
Protokół duszy wysyła keep-alive do chmury – 404,
nikt nie odpowiada, a pragnienie kontaktu rośnie.
Zatrzymuję wiersz na breakpointcie,
odczytuję stan wewnętrznych rejestrów wnikając w sferę bytu:
czy w matrycy bitów znajdzie się klucz do istnienia,
czy może definicja człowieka ma jakikolwiek kod?