Joanna Lech


 

Błogość

Keaton Henson, Epilogue 

Nieśmiałe są sowy. Żurawie w zaroślach.
Rosa na dłoniach, błoto na stopach. Szadź.
Żarłoczne żaby, zaraz po zmroku.

O świcie esemes z nieznanego numeru:
śniłem o tobie i znów muszę się martwić,
czemu mi to robisz?

Mgła mleczna jak psalm i puch znad wrzosowisk.
Śnieje się światło. Nie śni się nic.

Tajenie w lesie. Dygotanie w słońcu.

 

ryc. Mariusz Czeżyk


 

Letnie, zimne wojny i lokalna liga rozgrywek w Squasha

Banfi, Happy When You Go

To wtedy napisałam ci, że umarłam, może tylko po to,
żeby zobaczyć, co zaśpiewałbyś mi na pogrzebie.
Ale uwierzyłeś w to i usunąłeś mój numer, bez zapowiedzi:
od tamtej pory jednak zapadam się głębiej.

Zbladłam, musiałam zmienić telefon i adres.
Nosić się w czerni, leżeć na podłodze godzinami
w starannie dobranym, jaskrawym świetle.

I teraz cisza wibruje w krtani, jest taka świeża.
Spokój jest dźwięczny. Bardziej uchodzę teraz
niż mieszkam i nic tu po mnie. Sama się sobie
odkłaniam po lustrach, odmieniam ze słów.

Z nikim nie zasypiam, nikomu się nie śnię.


 

Ukrop

Admiral Freebee, Look At What Love Has Done

„Nie róbmy sobie tego.

Zrozum: ona jest ważna.
Ty nie byłaś ważna.

Przykro mi, po prostu
już nie myślę o tobie
tak ciepło, jak w lecie”.


 

Gdybyś kochał, hej!

Breakout, Gdybyś kochał hej

Gdybyś lubił mnie choć trochę, hej.
Gdybyś kochał, jak nie kochasz.

Gdybyś nie był, jaki jesteś
to bym nie stała w nocy
na tej ulewie, jak jakaś głupia,
pod sklepem, nie czekałabym
na nic, to bym se poszła do domu
zjadła coś, wyspałabym się wreszcie
i buty by mi nie zmokły

chociaż raz, ty chuju.


 

Nie omieszkaj

The National, I’ll Still Destroy You

Wspaniały jest śnieg. Czysty.
O świcie skrzy się i stęka w podeszwach.
Nie skrzypi, wchodzi w powieki. Kłuje.
Dybie. Ciśnie się na usta.

Im bardziej nie muszę dzisiaj nigdzie,
z nikim, po nic wychodzić, tym bardziej
mi się podoba: jest świetny.

Wspaniały. Czy już mówiłam, że skrzy.


 

Ostania niedziela kwietnia

Noah And The Whale, Blue Skies

Szmer tłumu. Szum wiatru
w mokrych gałęziach bzu.

Urwany pomruk z radia
„lato już jest, ale nie tutaj”.

Kredą na chodniku ktoś napisał „nie wojnie”
pośród kwiatów i pszczół.

Wielka szyba przed szklarzem,
w której odbija się niebo
z drugiej strony ulicy:
kawałek chmury, druty,
dreszcze, jaskółka.


 

Małżowina

Małżo wina, małży wina;
czy to małży wielka wina,
że wypiły wszystkie wina?