Henryk Bereza
ŚMIERĆ I POGRZEB
ANDRZEJA ŁUCZEŃCZYKA
„Zapiski” 25
(2.02.1991-8.09.1991)
opracował
Paweł Orzeł
11.09.1991
– przez Marszałkowską wracam do domu – stoją grupki ludzi, coś się wydarza, trudności z dojściem na ulicę Widok – trudności z wejściem na klatkę schodową – trzeba spać na parterze z obcymi ludźmi – kręcą się dozorcy, dawny dozorca budynku Widok 19, obecny dozorca z budynku Aleje Jerozolimskie 42 – zebranie literatów, spory konszachty – obserwuję przez okno bójkę kilku literatów – jest wśród nich Zygmunt Trziszka, jego biją – ranek w hotelu na Sycylii, dziś wracamy do Polski – spałem w pokoju z Wiesławem Myśliwskim – kręcą się po pokoju różni ludzie, zaglądają przez drzwi kobiety – patrzę na twarz Heleny Zaworskiej – wielki bałagan rzeczy, kilku osób, porozrzucane po pokoju – do spakowania będzie dużo – zagląda ktoś z korytarza, mówi o zebraniu informacyjnym o ostatnim dniu pobytu na Sycylii, zebranie po drugiej stronie korytarza – o zebranie pyta z korytarza kobieta idąca o kulach, pokazuję jej właściwe drzwi – z korytarza rozmawia ze mną Zdzisław Najder – wie, że nie mam kartki na obiad – mówi, gdzie mógłbym kartkę dostać, decyduje się dać mi swoją – nie odbyła się między nami żadna rozmowa o przeszłości, Najder zrobił gest zgody – myślę o tym obojętnie, niepokoję się o przebieg ostatniego dnia na Sycylii – nie wiadomo, czy będziemy wracać przez Rzym – – –
Noc, spałem jako tako, wstałem przed szóstą –
Audycja Elizy Bojarskiej, po serii dennych programów dziś świetnie mówił o Agrypinie Starszej Jan Trynkowski, wreszcie nie mydłek, odwoływał się na przemian do Swetoniusza i do Tacyta –
Piotr Wojciechowski, w wypowiedzi radiowej na żywo (program katolicki) powiedział, że w sierpniu należy „odrzucić alkoholizm” ze względu na rocznicę sierpnia 1980 i „cudu nad Wisłą” oraz dla uczczenia „trudu rolników”, ale chuj, jaki brak wstydu, jakie dno umysłowe –
Miasto, godzinny spacer od pierwszej za piętnaście, poszedłem do dworca Powiśle, na wystawie Iskier książki Marcina Kuli, Mariana Brandysa, Konstantego Geberta, przez Nowy Świat i Ogród Saski doszedłem do Marszałkowskiej, na Marszałkowskiej nowe sklepy i firmowa piwiarnia po kawiarence przed kinem, straszna dziś wichura, gorący wiatr –
Oniriada, lektura zapisów z drugiej połowy lipca –
Wiesiek Myśliwski, zadzwonił po szóstej, od razu powiedział, że ma mi powiedzieć złą wiadomość,
umarł Tadeusz Nowak,
umarł wczoraj w szpitalu w Skierniewicach lub w drodze do szpitala, dzwoniła do Myśliwskich Magda Wójcik, do niej dodzwoniła się ze Skierniewic Zosia Nowakowa, Wiesiek już rozmawiał o śmierci Nowaka z Pilotem, już sformułowali ideę edycji dzieł, Wiesiek chce w ten sposób sprawdzić, czy istnieją protektorzy kultury chłopskiej,
o niczym innym nie mówiliśmy, powiedziałem, że umarł jeden z nielicznych prawdziwych pisarzy polskich,
w głosie Myśliwskiego i w słowach słychać poruszenie, czuł, że mnie ta wiadomość głęboko obejdzie –
Tadeusz Nowak, w radiowym dzienniku o siódmej i w telewizyjnych Wiadomościach nie podano wiadomości o jego śmierci,
przypuszczam, że rozmaici „Międzyrzeccy” ustalają miejsce Tadeusza Nowaka w literackiej hierarchii, od tego ustalenia zależy sposób podania wiadomości –
zdjęcie z archiwum Pauliny Łuczeńczyk
12.08.1991
– jest u mnie czteroosobowa rodzina Jugosłowian, oni mieszkali koło mnie w ubiegłym roku – cieszę się, że przyszli – przyglądam się chłopcom, trochę zbrzydli, przyglądam się rodzicom – chciałbym, żeby wznowiły się nasze stosunki – zawarta w ubiegłym roku znajomość nie miała dalszego ciągu – przechodzę nocą przez Zwierzyniec – w Zwierzyńcu w moim przejściu powstaje płaszczyzna światła – prostokąt światłości na wysokość drzew przesuwa się w zachodnią stronę – myślę, że to ja jestem oświetlony, że mnie w tej jasności widać jak do strzału – pamiętam, że już do mnie w czasie wojny tak strzelano – dochodzę do domu urodzenia, opada ze mnie strach – może opowiadam o strachu, może strach nadal odczuwam – u mnie w mieszkaniu jest jeszcze Jugosłowianka, ja muszę wyjść – ona mówi, że zabrakło im chleba – dam im mój chleb – odczuwam, że powstaje między nami zażyłość, zadomowienie – – –
Noc, spało mi się źle, bezsenność, wstawanie, wstałem przed szóstą, na dworze pada –
Listy, przepisywałem listy do Jerzego Łukosza (z dnia 23 lipca) i Dariusza Bitnera (z dnia 10 sierpnia) –
Bohdan Zadura, zadzwonił z Lublina przed dziesiątą, zmarł dziś w nocy po ucieczce ze szpitala Andrzej Łuczeńczyk, był chory na białaczkę –
Andrzej Łuczeńczyk, był księciem gwiezdnym, niech mu ziemia lekka będzie –
Redakcja, Renata, Lisowski i Radomski, pójdą obydwa nekrologi w numerze wrześniowym, Renatę wyciągnął na kawę Janusz Drzewucki, Lisowski doczytał prozę Bitnera, damy do druku, może nawet trochę więcej, niż brałem pod uwagę, Renata napomknęła o wyjeździe na pogrzeb Andrzeja Łuczeńczyka –
Kawiarnia Czytelnika, przysiadła się Olimpia, przyszedł, gdy odchodziłem, Ludwik Kasiński, Olimpia nie wiedziała, że zmarł Tadeusz Nowak, o śmierci Andrzeja Łuczeńczyka nie mogła wiedzieć –
Miasto, kupiłem kefir i wódkę po drodze –
Poczta, ze skrzynki zaproszenie z Muzeum Narodowego na wystawę Maurycego Gottlieba (1856–1879) –
Janina Kowalska, przyjęła mnie po znieczuleniu pacjentki z zębem do rwania, zrobiła takie same jak poprzednio zabiegi, mam się zgłosić, jeśli nic szczególnego się nie zdarzy, za trzy miesiące (w końcu listopada) –
Zdzisław Kaca, zadzwonił do drzwi po siódmej, prośba o butelki, powiedziałem, że nie mam, w oczach faceta szaleństwo –
Tadeusz Jasiński, rozbudził mnie jego telefon po jedenastej, pogrzeb Andrzeja Łuczeńczyka odbędzie się jutro, trzy kilometry od Ludwina (koło Łęcznej), Jasiński nie mógł się dodzwonić do Lisowskiego –
Jerzy Lisowski, zadzwoniłem do Lisowskich, słuchawkę podjęła Hanka, rozmawiałem z Jerzym Lisowskim, rozmowa mętna, może Lisowski jest pijany, mówił, że mielibyśmy jutro jechać, nie bardzo wszystko rozumiem, Lisowski będzie jutro dzwonił do Tadeusza Jasińskiego –
13.08.1991
– byłem gdzieś, dużo działałem, mam zanieść słodycze i puszki kawy Halszce (Helena Wilczkowa) lub Olimpii (Adela Grochowska) – trzymam w ręku puszki i słodycze, jak łuk, jak instrument muzyczny, wymaga to kunsztu – kładę wszystko na tapczanie, trudno będzie to z powrotem zebrać i w lewej ręce utrzymać – chodzę, jeżdżę, po rynku w Skierniewicach, koło rynku – jedziemy ulicą Batorego w stronę rynku – na pustej ulicy idzie z przeciwnej strony minister – na rynku, po wschodniej stronie, opowiadam komuś o planach przebudowy rynku – patrzymy na stronę zachodnią, na narożną kamienicę Wierzbickich po stronie północnej, na odsłonięte uliczki wewnętrzne między kamienicami – kamienice i uliczki zostaną odbudowane, odrestaurowane, przywróci się je właścicielom – uliczki wewnętrzne między kamienicami są czymś niewiarygodnym – nie sposób uwierzyć, że one istniały – patrzymy na urbanistyczną osobliwość ze zdumieniem – jestem poruszony widokiem, jego wyrazistością – – –
Noc, spałem nieźle do piątej, wstałem przed szóstą –
Andrzej Łuczeńczyk, napisałem sobie, na wszelki wypadek, taki tekst mowy pogrzebowej:
Do powiedzenia dwóch słów o Andrzeju Łuczeńczyku nad jego grobem zmusza mnie świadomość, że jestem tym, który może lepiej niż inni wie, kogo oddajemy dziś matce ziemi i ojcu niebu.
Odchodzi od nas książę z ducha, wybraniec, owładnięte tajemniczymi mocami narzędzie słowa.
Żeby powiedzieć wyraźnie, kto od nas odchodzi, muszę przeciwstawić się błędnemu mniemaniu, że istnieje tysiąc lub dwa tysiące pisarzy polskich, że istniały ich tysiące w ciągu wieków.
Prawdziwi pisarze są wielką rzadkością, żyje ich teraz kilku, najwyżej kilkunastu, z imienia i z nazwiska znamy ich najwyżej kilkudziesięciu w całych dziejach naszej literatury. W wieku dziewiętnastym było u nas prawdziwych pisarzy nie więcej niż pięciu.
Wiedza, kto jest prawdziwym pisarzem pośród pracowników literatury, jest prawie tajemna, uzurpuję sobie dostęp do tej wiedzy.
W poczuciu wtajemniczenia i z obowiązku wobec prawdy mówię nad grobem Andrzeja Łuczeńczyka, że wrócił w zaświaty, skąd przybył przed czterdziestu pięciu laty, ktoś, z kogo ziemia lubelska może być tak dumna, jak jest dumna z Bolesława Leśmiana i z Józefa Czechowicza.
Nie to, kim Andrzej Łuczeńczyk był na co dzień. On był we wszystkim taki, jaki mógł i musiał być, będąc w każdym dniu swojego istnienia narzędziem słowa i panem słowa.
W słowie i przez słowo sięgał Andrzej Łuczeńczyk do największych tajemnic nieba i ziemi, istniał wśród nich, pisał, jak istniał.
Żegnam cię, panie Andrzeju, łacińskim słowem: salve, witaj, bądź pozdrowiony –
Halszka (Helena Wilczkowa), zadzwoniła po dziewiątej, proponuje przyjście jutro wieczorem, dziś przyjdzie do niej Eugenia Herman (po pogrzebie Kaliny Jędrusik), powiedziałem, że nic nie wiem, ona o śmierci Tadeusza Nowaka dowiedziała się wczoraj z telewizji (Panorama), powiedziałem jej o śmierci Andrzeja Łuczeńczyka, Halszka przełożyła zaproszenie na przyszły tydzień, zadzwoni też wcześniej –
Renata, zadzwoniłem przed dziesiątą do redakcji, Lisowski gdzieś wyszedł, rozmawiałem z Renatą, ona wie, że deportacja o drugiej, zapytałem, jak się ubrać, Renata radzi ubrać się tak, jak chodzę codziennie, należy założyć tylko koszulę, myślę, że ma rację, mam być w redakcji o wpół do jedenastej –
Teresa Łozińska, zadzwoniła w sprawie audycji o Tadeuszu Nowaku, powiedziałem jej o śmierci Andrzeja Łuczeńczyka, przejęła się, rozgadała się, nie dałem jej odpowiedzi, będzie dzwonić –
Pogrzeb Andrzeja Łuczeńczyka, Renata i Lisowski czekali na mnie na Wiejskiej, zaraz wyjechaliśmy, w Lublinie byliśmy po dwunastej,
wstąpiliśmy do redakcji Akcentu, telewizja lubelska nagrywała coś z Bohdanem Zadurą, miano z nim jeszcze nagrywać wypowiedź o Łuczeńczyku, ale do wypowiedzi dałem się namówić ja,
nagrano ze mną wypowiedź ponadminutową, około pierwszej dwoma samochodami wyjechaliśmy przez Łęczną do Ludwina,
zajechaliśmy do starej wiejskiej chałupy, śpiewy przy odkrytej trumnie,
czekanie na popów, popi się spóźnili,
ceremoniał niesienia trumny przez wieś, transportacja trumny do cerkwi w Dratowie,
cerkiew stara wśród starych drzew, z cerkwi do cmentarza około pół kilometra polną drogą,
cmentarz dziki, mały i piękny,
wygłosiłem nad grobem swój tekst, patrzyłem na matkę Łuczeńczyka, na wuja o twarzy jak twarz Andrzeja, gdyby dożył starości, na dwie bardzo różne córki,
Tadeusz Jasiński nakłonił mnie do rozmowy z Ireneuszem Kamińskim, redaktorem naczelnym Kameny, rozmawialiśmy trochę przy cerkwi, trochę na cmentarzu,
zgodziłem się dać do Kameny wszystko, co pisałem o Andrzeju Łuczeńczyku, oni mieliby wydrukować całość,
uroczystości pogrzebowe trwały do piątej,
w Lublinie wymówiliśmy się od wstąpienia do Tadeusza Jasińskiego, pojechaliśmy do Zadurów w Puławach,
Zadurowie, byłem w ich mieszkaniu po raz pierwszy, hojnie nas przyjmowali, wyjechaliśmy od Zadurów przed ósmą,
rozmowy w samochodzie o niezwykłości Andrzeja Łuczeńczyka, o niezwykłości chaty, ludzi, wsi i całego otoczenia,
przyjechaliśmy do Warszawy przed dziesiątą, Lisowski podwiózł mnie w Aleje Jerozolimskie,
nie ogarniam doznań i doświadczeń dzisiejszego dnia –
14.08.1991
– fragmenty przestrzeni miejskiej nocą, w ciemnościach – plamy domów, drzew, ludzi – wszedłem do Spatifu, zbieram z podłogi jedzenie na talerz – nie dziwię się, że robię to za kogoś – witają mnie starzy i nowi szatniarze, cieszę się, że przyszedłem – stary pomocnik Franka i Adama coś niezdarnie opowiada – następca Franka obiecuje, że znów będę miał swój stały stolik – w mieszkaniu krzątam się z rana po pokoju, po hallu – z radia słyszę powtórzenia wczorajszych wiadomości – wycieram z kurzu figurki ptaków, ścieram kurz z miejsca, gdzie stały – przesuwam wanienkę z plastyku, jest w niej sporo rozrobionego cementu lub gipsu – myślę, że zostało to po robotach Tadeusza Sikorskiego – zastanawiam się, czy może to być do czegoś potrzebne – – –
Noc, bezsenność od świtu, wstałem przed szóstą –
Tadeusz Nowak, formułowanie zdań tekstu o nim o jego znaczeniu –
Bohdan Zadura, przyszedł o dziesiątej, ma pisać czterostronicowy tekst o Andrzeju Łuczeńczyku, czytałem mu kilka zapisów onirycznych i list do Dariusza Bitnera, wyszliśmy ode mnie o jedenastej –
Redakcja, Renata, Lisowski i Radomski, doszedł Bugajski, przyszła ekipa telewizyjna, Olga Braniecka chciała wypowiedzi Jerzego Lisowskiego o Andrzeju Łuczeńczyku, Lisowski akurat wyszedł, w rezultacie nakłoniono do wypowiedzi mnie, krótką wypowiedź nagrywano dwukrotnie, mówiłem informacyjnie, bez większej troski o formę wypowiedzi, otrzymaliśmy numery sygnalne sierpniowej Twórczości, wpadliśmy w nastrój szyderstwa, wypowiadałem szyderstwa z Norwida –
Przyjęcie u Lisowskich, kupiłem siedem róż na Mokotowskiej, na przyjęciu było trzynaście osób (Hanka i Jerzy Lisowscy, Renata, Miecio Radomski, Ziemek Fedecki, Mała i Wiesiek Myśliwscy, Janusz Drzewucki i jego syn, Bugajski, Olimpia, Zadura i ja), wspaniałe jedzenie i nastrój burzliwy, mnie sprowokowała Renata sporem o przemysłowe tkaniny lniane, doszło do pijackiej kłótni politycznych, Olimpia demonstracyjnie wyszła, mnie zabrali Myśliwscy, przyjechał po nich Grześ nie bardzo pamiętam, jak trafiłem do domu i o której godzinie –