Zaułek bez-troski (2)


O czym śpiewają ptaki


 

 

W moim mieście, w mojej dzielnicy trup słał się gęsto, czego nikt nie zauważył, ja dopiero po fakcie. Wojna trwała być może parę lat i pewnie obfitowała w wielkie bitwy, osobiste tragedie i strategiczne odwroty. Brak zdjęć, filmów, dowodów.

 

Na początku było tak:

Gołębie hulały na całego, i wcale nie na drzewach. Jedna taka wprowadziła się na półkę nad moimi zewnętrznymi drzwiami, gdzie powiła potomstwo. Nie mam natury komornika, więc doczekałam czasu dobrowolnej wyprowadzki. A potem likwidowałam domowe pielesze, w gumowych rękawicach wygrzebując z półki śmierdzące guano. Odrażające zajęcie, które nie mnie jednej przypadło w udziale, gdyż gołębie słyną z talentu do przekraczania granic. My, mieszczuchy, stosunek do nich mamy ambiwalentny. Są tacy co je dokarmiają, inni wytępiliby je całkowicie. Po środku większość – jak to ona – bierna dopóki ktoś nie nastąpi na nogę. Ja przyjęłam postawę zapobiegliwą. Zabezpieczyłam półkę nad drzwiami, by uniknąć powrotu squatersów i popadłam w wygodny stan zobojętnienia. Z którego wybudzało mnie poranne gruchanie gołębi. Przyznaję, że za nim nie przepadam. Można by  przyjąć, że to śpiew, ale są ludzie, którzy nie lubią jazzu w wydaniu Garbarka i nic się na to nie poradzi. Żeby przynajmniej tak nie darły pyska, myślałam, ścierając z balkonu białe plamy, namacalne świadectwo ptasiej witalności.

 

Aż pewnego dnia… Obudziło mnie przeraźliwe krakanie. Rozejrzałam się po świecie. I cóż zobaczyłam? Wielkie niebotyczne zmiany! Żadnych gołębi tylko czarne ptaszyska wyciągające smakowite resztki ze śmietników. Wychyliłam się z mego antropocentrycznego tronu, by ustalić z kim mam przyjemność. Do wyboru miałam: kruki, kawki, wrony, gawrony. Przez eliminację stanęło na wronach. Tezę uwiarygodniał fakt, że wedle doniesień prasowych mają zwyczaj łączenia się w „gangi”, które atakują siebie nawzajem, inne ptaki i ludzi. Tych ostatnich jednak wyłącznie w okresie wychowywania potomstwa. Bo i jakże inaczej, przecież znają mores przez Panem Stworzenia.

 

Pozostawało zasadnicze pytanie: gdzie zniknęły gołębie?

 

Terytorium zostało podbite i, oprócz paru ocalałych, zasiedlone przez inną populację. Dokonała się wielka czystka. Jakim kosztem? Moja pierwotna wizja krwawej wojny niekoniecznie odpowiada prawdzie. Do pełni chwały brakowało ciał poległych, setek gołębi rozkładających się na trawnikach. A tu nic, ani jednego piórka. Więc może wrony humanitarnie wypędziły kuzynów? I nawet nie zamknęły w obozach! Dowodów, jak wspominałam, brak. Z wysokości mego antropocentrycznego tronu wygodniej mi myśleć, że gołębie jednak przeżyły.

 

A co ta wymiana gatunków znaczy dla mnie? Dla nas?

 

W warstwie symbolicznej gołąb od czasów Picassa niesie w dziobie gałązkę pokoju, przedtem uosabiał natchnienie, mądrość, niewinność, odrodzenie, szczerość i inne cudowności. I co on z tego miał? Wykorzystywano go do przenoszenia wieści, składano go bogom w ofierze i hodowano na mięso. O wronie nie da się powiedzieć aż tyle dobrego. Uchodzi za mądralę, ale w parze z krukiem symbolizuje wojnę i śmierć. Wartości wysoce opłacalne ponieważ nikt nie wpadł na pomysł, by skręcić jej  kark i podać na stół w potrawce z miodem. Nikogo nie zdziwię stwierdzeniem, że w ludzkim imaginarium siła budzi większy szacunek niż dobroć.

 

Na moim osiedlu królują wrony, zapowiedź wojny. Tak mi się powiedziało, bo i czemu nie. A teraz powie mi się jakieś „ale”, przypuśćmy, że to heglowska antyteza. Mieszkam na ostatnim piętrze trzypiętrowego budynku bez strychu. W mieszkaniu z lat pięćdziesiątych zamontowano wywietrzniki, niewielkie okratowane tunele, które prowadzą pod dach. Ostatnio z tych wywietrzników dochodzi dźwięk gruchania. No Garbarek w wersji light i już! Wsłuchuję się uważnie w głos ptasich niedobitków, gołąbków pokoju, które uparły się, że nie opuszczą ziemi skąd ich ród. Ładne, optymistyczne, powinnam się cieszyć. I cieszę się, jak najbardziej. Tylko, że gołębie srają, więc nad moją głową w przestrzeni, gdzie człowiek może poruszać się wyłącznie w skłonie, zgodnie z naturą rozściełają się dywany ptasich odchodów.

Coś za coś?