Karol Płatek
Wiersz weekendowy
Najlepsze imprezy tylko w kuchni?
Kwestia dynamiczna.
Różne przechodziliśmy etapy.
Podobały nam się też kiedyś balkony.
Duże, ciasne, nieistotne.
Ważne, że z widokiem
na możliwe rozwiązania.
Teraz jakby bardziej łazienki.
Nie ma tam rozmów
przesadnie długich,
przyjaźnie są pospieszne, kruche.
Są łzy albo nie, różnie.
W takiej łazience
można poznać człowieka
tajemniczego jak pima nigeryjska.
Nikt nie wie, skąd się wziął,
ale dzieli się ze wszystkimi
mądrością, która ogłusza.
Oddychaj, mówi,
oddychaj i pamiętaj,
że w tym tygodniu poniedziałek
jest tylko jeden.
ryc. Mariusz Czeżyk
Inwazja sinic
obracane na języku
bez większych oczekiwań w zasięgu wzroku
stary cukierek skruszała miętówka
wczasowicz turnus obiadokolacja
i wolniej
trochę tandetnym szeptem
wczasowicz
turnus
obiadokolacja
Wall Street
Kiedyś w SPATiF-ie
ze stolika obok
ukradł butelkę
wody niegazowanej.
Nigdy nie czuł się lepiej.
Multiwersum
Inne odnogi?
Ganek, słońce
osuwa się za horyzont?
Żona pachnąca ciasteczkami?
Trawa pluszowa, a dobrobyt
z wanilii? Albo inaczej.
Marmurowe kroki?
Duszne propozycje
wypisane na powiekach?
(Tak, to z Indiany Jonesa).
Bądźmy poważni.
To fantazje koślawe
i kompromitujące.
Rozegrałoby się to jakoś
tak: niedzielny poranek
z wybitymi zębami,
trzymanymi w kieszeni.
Oczy zakotwiczone
w plamie. Kałuża śliny
i czegoś jeszcze.
Zbliżenie
Scenerię wyobraźmy sobie uroczą,
ale i odrobinę surową. O, na przykład
nadmorska miejscowość poza sezonem.
Szeroka plaża, wzmożony, spieniony
szum, wszystkie smażalnie ryb nieczynne.
W lipcu prawie kurort, w grudniu prawie
dziura. A jest grudzień.
To jeden z tych wierszy, w których
jest jakaś osoba i ta osoba ma bogate życie
tzw. wewnętrzne. Wszystko dzieje się
w środku, z tym że my tam nie zajrzymy.
Możemy jedynie przystać polubownie
na wizualny kompromis. Na zbliżenie,
które obarczymy przymusem treści.
Zapamiętajmy więc:
brzydką czerwień zimowych dłoni.