Michalina Janyszek
Dziewięćsił
(kazanie)
Przeważny brak łodygi. Kiedy jest zbędna, gapisz się na wprost. Powcinane, kolczasto zakończone liście tworzą rozety, dalej ścianę i aż cztery strzeliste rogi, które trzymają się za ręce. Są stare. Po drugiej stronie pękają im pajęcze żyły. Ostateczna różyca robi się dopiero przy podłodze, osiągając tam średnicę rozwartego oka. To twój korzeń. Pierwsza siła, której nie obchodzi własny zapas. Jeśli łzawi, to tylko pędem. Jego rozgałęzione palce lepią kolejne nasiona, a te szybko wsiąkają w podłogę. Kwiat – cienki płatek, który byle podmuch wmusi ci w usta, gdy klękniesz.
ryc. Mariusz Czeżyk
Gryka
Przeżuwał w sobie słowa, które chciał powiedzieć komuś, ale nie było komu […], na rzeczy, o których myślał, chyba nie było słów.
Jarosław Iwaszkiewicz, „Brzezina i inne opowiadania”
Czerwono nabiegła, naga i prosto wzniesiona łodyga języka. Coś w niej drga i bezmyślnie uderza o podniebienie. Za nic nie umie wygiąć się w słowo. A tam tylko niskie chmury. Liście jak pierwsze krople deszczu o gładkich krawędziach.
U nasady każdej brudny przetak słońca próbuje wygrzebać i podnieść z ziemi nasiona. Milczą, przeciekają i bielą palce, więc czerpie z drzew. W końcu pod nimi jest bardzo słabe. Łuki ma zaostrzone, zwłaszcza u dołu, a powierzchnię guzowatą. Tak dźwiga tylko jeden ciemnobrązowy owoc, orzech bez połysku. Tyle wystarczy, woda go nie zniesie.
Tamaryszek
Krzew o łukowato wygiętych gałęziach w rozłożystym pokoju. Wysoki sufit, pod nim drobna donica. Tyle wystarczy, by zwabić i złapać cienkie, bardzo ciemne pędy podłogi.
W rogu dwa fotele, obok liczne stoliki, które zimą drewnieją, wtedy trzeba je wyciąć. Tymczasem siedzimy tam my. Liście jak igły i zgrubiałe kwiaty sprzed dwóch lat. Zawiła dekoracja, która nikogo nie nabiera w kształt owocu, zębów czy przełyku. Lepiej patrz. Wnętrze gładko wpuszcza za okno, a tam tylko kielich, słupek na nim kolejny fotel, kto usiądzie na dłużej po pracy, ten ojciec.