Bzyczenie


 

Wszystko, co żywe jest straszne.
Goebbels

 

 

Wciąż to bzyczenie
Nieustające
Siedzę w fotelu
I wciąż słyszę bzyczenie
Siedzę i słyszę
Całymi dniami
Wciąż tylko bzyczenie
Od rana do wieczora
Nic innego
Tylko to
Ciągłe
Narastające z każdą chwilą
Bzyczenie
Z początku ciche
Ledwie słyszalne
Wibracje
Z czasem coraz głośniejsze
Przeszywające ucho
Głowę
Wyraźne
Bzyczenie
Staję i nasłuchuję
Chodzę i wpatruję
Gdzieś musi być
Ta mucha
Musi gdzieś być
Może pod firanką
Muchy często włażą pod firankę
Chowają się tam
Ukrywają
A jak wejdą pod firankę
To bzyczą
Jak szalone
Aż do śmierci
Jeśli chce się zabić muchę
Najlepiej packą pacnąć
Śmierć natychmiastowa
O ile ma się odpowiednią packę
O dobrą packę wcale nie łatwo
Dobra packa to rzadkość
Pacnięcie niskiej jakości packą mucha może przeżyć
Mucha pacnięta wątpliwej jakości packą
Najczęściej wymyka się śmierci
To najgorszy możliwy scenariusz
Śmierć muchy powinna być natychmiastowa
Pac i już
Momentalna przemiana w nicość
Pac i już
Od bytu w niebyt w okamgnieniu
Podobnie jak mój ojciec
Pac i już
Przy śniadaniu
Wstał na chwilę i padł jak długi
I już go nie było
Wciąż to bzyczenie
Dobiegające zewsząd
Ciągłe
Bzyczenie
Packa musi solida
Najlepiej skórzana
Z drewnianą rękojeścią
Plastikowe packi są do niczego
Taką packę przywiozłem z Niemiec
Niemiecka packa
Ze skóry jelenia
Niemiecką packą można unicestwić całe pokolenia much
Znakomita niemiecka packa
Najwyższej jakości packa do zabijania much przywieziona z Niemiec
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Plaga much
Plaga much na niespotkaną dotąd skalę
Musiałem kupić packę
Inaczej nie dało się żyć
Całymi dniami zabijałem muchy
Setki
Tysiące much
Nic tylko zabijałem muchy
Unicestwiałem
Dopiero wtedy zrozumiałem co to znaczy padać jak
muchy
Żeby zrozumieć co to znaczy padać jak muchy
Trzeba zobaczyć padające muchy
Setki
Tysiące much
To przez ten upał
Najgorętsze lato w historii
Nic tylko zabijałem
Na ulicach właściwie wszędzie
Na każdym kroku
Można było kupić packę
Na początku zabijałem czym popadnie
Gazetą
Butem
Ręką
Ale dość szybko zaopatrzyłem się w packę
Unicestwianie much czym popadnie zupełnie się nie
sprawdza
Wysokiej jakości packę
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Pac i już
Niekiedy za jednym pacnięciem
Unicestwiałem kilka much naraz
Potem pojawiły się pułapki na muchy
Na ulicach wszędzie
Packi i pułapki na muchy
Muchy wlatują przez otwór
Niekiedy całymi grupami
Jedna po drugiej
I natychmiast umierają
Gdy pułapka się zapełni
Należy ją opróżnić
Wyrzucić truchła much do śmietnika
Gdy zacznie się zabijać
Od razu w zabijaniu robi się postępy
Gdy zaczniemy zabijać
Jesteśmy w stanie zabijanie bardzo szybko usprawnić
Od pojawienia się much
A następnie pierwszorzędnej jakości pacek
Skóra jelenia
Drewno bukowe
I dosłownie chwilę później śmiercionośnych pułapek
Okamgnienie
Pac i już
Przy śniadaniu
Serce
Stanęło
W okamgnieniu od życia do śmierci
Uderzenie packą
Skórzaną niemiecką packą
Zawsze przypomina mi dźwięk ojca padającego na
podłogę
Pac
Ojciec padł jak mucha
Ślepa packa losu
Pacnęła ojca
Przy śniadaniu
Setki
Tysiące much
Miliony
Stosy martwych much
Góry muszych zwłok
Gdy zacznie się zabijać
Właściwie nie sposób przestać
Raz rozpoczęte zabijanie
Nigdy się nie kończy
Wciąż to bzyczenie
Z każdej strony
Ze wszystkich stron
Wszędzie
Nie ma to jak packą pacnąć
Po takim pacnięciu od razu lżej
Lepiej
Coś uwalnia się w trakcie pacnięcia
W pacnięciu jest coś wyzwalającego
Zwłaszcza dobrej jakości packą
Pierwszorzędną
Taka packa domaga się pacnięcia
Doskonała niemiecka packa
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Mając taką packę
Nie sposób jej nie użyć
Pacnięcie muchy jest wtedy koniecznością
Mając taką packę
Trzeba zabić muchę
Z taką packą w ręku czeka się na muchę
Jak muchy nie ma
Wyczekuje się jej
Czeka się aż się pojawi
Żeby pacnąć
Żeby zabić
Wyczekuje się zabijania
Od razu lepiej
Po takim pacnięciu
Unicestwianie
Sprawia nam przyjemność
Góry muszych zwłok
Setki
Tysiące much
To ciągłe
Bzyczenie
Siedzę i słyszę
Dobiegające zewsząd bzyczenie
Leżę i słyszę
Z każdej strony
Słyszę tylko swój oddech
I bzyczenie
Wdech
Bzyczenie
Wydech
Bzyczenie
Bicie serca
I bzyczenie
Bzyczenie
W oddechu
W sercu
W głowie
Ciągle
Całymi dniami
Nic tylko
To
Bzyczenie
Pac i już
Ojciec padł jak mucha
Przeżuwał kanapkę z szynką
I pac
Na podłogę
Leżał
A resztki kanapki wystawały mu z ust
Leżał
Z kawałkiem szynki w ustach
Częściowo przeżutym|
Umarł z kawałkiem szynki w ustach
Śmierć z kawałkiem szynki
Blada twarz ojca
Różowa szynka
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Ojciec tępił muchy na potęgę
Ojciec był największym tępicielem much
Zaciskał zęby i zabijał
Zabijał jak leci
Likwidator much
Unicestwiacz
Jego ojciec czyli mój dziadek
Również zabijał
Zresztą nie było w rodzinie nikogo
Kto by nie zabijał
Rodzina unicestwiaczy
Od pokoleń
Zabijanie
Rodzina od pokoleń zabijająca muchy
Rodzina tępicieli much
Z pokolenia na pokolenie przekazywany
Pęd do zabijania
Unicestwianie
To nasze główne zajęcie
Prędzej czy później
Nic nie zostanie
Nicościowanie
Naszym darem jest nicość
Packa nicości
Miliony much
Obraz pacnięcia przed oczami
Zabijania
Zamykam oczy i pac
Widzę zabijanie
Unicestwianie
Bzyczenie
Zamykam oczy
I pac
Pac
Bzyczenie
Od najmłodszych lat zabijanie
Zabijanie od najwcześniejszych lat
Rodzimy się
Przychodzimy na świat
I pewnego dnia zabijamy
Wszyscy
Bez wyjątku
Może oprócz Tybetańczyków
Ta dłoń nigdy nie zabiła
Mógłby powiedzieć jakiś Tybetańczyk
Ja nie mógłbym tak powiedzieć
Moja dłoń pochłonęła miliony istnień
Moja dłoń to dłoń odbierająca życie
Dłoń do zabijania
Dłoń nicościująca
Dłoń uzbrojona w packę
Pozbawiająca istnienia
Tak samo jak dłoń mojego ojca
Mojego dziadka
Pradziadka
Od pokoleń dłonie odbierające życie
Cały świat wypełniony unicestwiającymi dłońmi
Antyświat
Dłonie przynoszące śmierć
Śmiercionośne dłonie
Dłonie zagłady
Ojciec latał z kapciem całe wakacje
Zabijał
Kapeć w rękach ojca
Niósł śmierć
Kapeć jako narzędzie śmierci
Patrzyłem jak ojciec lata z kapciem
Zabija
Od najwcześniejszych lat patrzyłem na zabijanie
Na zaciśnięte usta ojca
Na uśmiech
Ojciec latał z kapciem i zabijał
Towarzyszyłem ojcu w tych rajdach
Z kapciem
Mucha prawdopodobnie nie wie
Że to kapeć pozbawił ją życia
Z perspektywy muchy kapeć
To prawdopodobnie
Zmiatający ją ze świata ślepy los
Prawdopodobnie muchy
Nie widzą stojącej za kapciem
Morderczej woli
Woli zabijania
Prawdopodobnie muchy
Nie mają pojęcia
O kierującej kapciem
Zabójczej woli
Unicestwiającej
Latający z kapciem ojciec
Jako tragiczne zrządzenie losu
Na resztkach kanapki usiadła mucha
Mucha
Na kawałku szynki wystającym z ust
Blade usta ojca
Różowa szynka
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Mucha na resztkach kanapki
Mucha na twarzy ojca
Nieruchomej
Chodzi
Pacnięty ojciec
Ślepa packa losu
Liczba ofiar morderczej woli
Przewyższa liczbę ofiar ślepego losu
W zabijaniu
Unicestwianiu
Prześcignęliśmy ślepy los
W zabijaniu
Jesteśmy od losu
Potężniejsi
Skóra jelenia
Drewno bukowe
Nawet nie pamiętam
Pierwszego razu
Pierwszej zabitej muchy
Nie pamiętam
Kiedy zabiłem po raz pierwszy
Unicestwiłem
Rodzimy się z tym darem
Nosimy go w sobie
Odruch zabijania
Zabijamy wszystko jak leci
Unicestwiamy co popadnie
Nie pamiętam kiedy po raz pierwszy pacnąłem
A może zdeptałem
Zgniotłem
Zdusiłem
Jedynie wola unicestwiania
To wszystko
Wola zabijania
Od najmłodszych lat
Najwcześniejszych
Z czasem tylko wzmacniana
Od najmłodszych
Najwcześniejszych lat
Wola unicestwiana jest w nas karmiona
Od najmłodszych
Najwcześniejszych lat
Wola zabijania
Wzrasta
Rośnie w nas
Od najmłodszych
Najwcześniejszych lat
Aż w końcu zabijamy
Unicestwiamy
Setki
Tysiące
Miliony
Ja i mój ojciec
Razem z ojcem zajmowaliśmy się eksterminacją much
Całe wakacje
Najpierw ojciec latał z kapciem
A ja patrzyłem
Pomagałem
Tam jest
O
Tam poleciała
Wołałem
Za lodówką
Tam na tej ścianie
Potem sam latałem
Z klapkiem
Ojciec z kapciem
Ja z klapkiem
I unicestwialiśmy
Wszystkie żyjące istoty
Niewielkich rozmiarów
Sprowadzaliśmy śmierć
Na wszystkie formy życia
Małe i bezbronne
Zwłaszcza muchy
Podobno muchę trudno zabić
Potrafi umknąć w okamgnieniu
Tak naprawdę
Mucha nie ma szans w starciu kapciem
Lub klapkiem
Nie mówiąc już o pacce
Dobrej jakości pacce
Jedynie pszczoły
Uchodziły morderczej woli ojca
Tylko pszczoły
Miały prawo żyć
Pszczoły są pożyteczne
Tłumaczył ojciec
Nie to co muchy
Muchy
Roznoszą zarazki
Pszczoły są pracowite
Czyste
Dobre
Nie to co muchy
Brudne
Czarne
Roznoszące choroby
Muchy
Trzeba tępić
Unicestwiać
Eksterminować
Dla much nie ma miejsca na tym świecie
Muchy
Trzeba zgładzić
Najpierw żyjemy z muchami
A pewnego dnia zaczynamy je zabijać
Muchy chodzą po oknach
Cały dniami
Chodzą
Bzyczą
Latają
Łażą po ścianach
Żyjemy obok nich
Z nimi
Aż pewnego dnia
Pac
Zaczynamy tłuc
Zabijać
Jedna po drugiej
Po prostu któregoś dnia wstajemy z fotela
Bierzemy kapeć
Klapek
Gazetę
Ojciec nauczył mnie jak zwijać gazetę
Jak z gazety zrobić narzędzie do zabijania
Jak zwinąć gazetę by tłuc
Zabijać
Unicestwiać
Wstajemy z fotela
Bierzemy
Gazetę
Packę
I pac
Zabijamy
Jak gdyby nigdy nic
Wstajemy i zabijamy
Aż nic nie zostanie
Aż zabijemy wszystko co się rusza
Siedzimy sobie w fotelu
Aż odezwie się w nas
Mordercza wola
Wola zabijania
Aż obudzi się w nas
Pragnienie nicości
I to pragnienie nicości
Podnosi nas z fotela
Siedzimy sobie jak gdyby nigdy nic
I nagle zaczynamy zabijać
W okamgnieniu
Od siedzenia w fotelu do zabijania
Muchy żyją wśród nas
Z nami
I nagle
Pac
Unicestwianie
Likwidacja
Zabijanie
Setki
Tysiące
Miliony
Od najmłodszych lat tresowani jesteśmy w zabijaniu
Od najwcześniejszych lat poddawani jesteśmy tresurze unicestwiania
Od samego początku uczestniczymy w treningu śmierci
Aż w końcu zostajemy
Mistrzami śmierci
Jesteśmy mistrzami śmierci
Wszyscy
Bez wyjątku
Kiedyś z kolegami
Łapaliśmy muchy do pudełka
Bawiliśmy się w łapanie much
Chodziliśmy po okolicy i wypatrywaliśmy much
A następnie łapaliśmy je
Wsadzaliśmy do pudełka
Chcieliśmy mieć w pudełku jak najwięcej much
Godzinami biegaliśmy po okolicy
Niestrudzeni
Łapiąc muchy
Wszyscy nam pomagali
Szukali razem z nami
Żadna nam nie umknęła
Chcieliśmy złapać wszystkie
Bez wyjątku
Łapaliśmy je i zamykaliśmy w pudełku
To było święto
Zabawa
Festyn
Sąsiedzi wychodzili
I patrzyli jak uganiamy się za muchami
Albo dołączali do nas
I łapali razem z nami
Słychać było głośne bzyczenie
Z każdą muchą coraz głośniejsze
Donioślejsze
Każda złapana mucha sprawiała nam wielką radość
Cieszyliśmy się z każdej złapanej muchy
Aż w końcu opadliśmy z sił
Nie mieliśmy już siły łapać
Podpaliliśmy pudełko
Pudełko pełne much
Pudełko wypełnione muchami po brzegi
Słychać było syczenie
Skwierczenie
Bzyczenie
Zapach spalonych muszych ciał
Gryzący zapach palonych much
Skwierczenie i bzyczenie
Patrzyliśmy jak płoną
Śmiejąc się do rozpuku
Pośród skwierczenia i bzyczenia
Zapach palonych ciał
Śmialiśmy się patrząc jak płoną
Wdychając zapach spalenizny
Ogień wreszcie zgasł
W zgliszczach pudełka coś jeszcze ruszało
Jakaś resztka życia
Zadeptaliśmy ją i poszliśmy do domów
Mama wołała nas na obiad

 

Ignacy Kotkowski