Rafał Wojasiński


GRAŻYNKA


 

 

OSOBY:

Grażynka – córka Matki i Ojca

Matka        

Ojciec

Babka – matka Ojca


 

 Scena I

 

Duża kuchnia w piętrówce wiejskiej z lat siedemdziesiątych XX w. Widać schody na górę.

 

OJCIEC

Patrzy na schody prowadzące na górę. Matka patrzy na Ojca. Chodzi, wygląda przez okno, potem wraca do schodów. Babka siedzi na krześle. Je suchara.

Zimno. Miałem iść. Nie idę. Potem dam kurom. Zimno. Coś mi w plecach się zrobiło. To znaczy na górze i na karku. Zobacz.

 

MATKA

Nie. Nic nie widać. Ale ci się kark zrobił.

 

OJCIEC

Jaki?

 

MATKA

Brzydki.

 

OJCIEC

Ale zdrowy. Siedziałaś w nocy w kuchni przy oknie.

 

MATKA

Siedziałam.

 

OJCIEC

Całą noc?

 

MATKA

Nie.

 

OJCIEC

Co ty tam widzisz w tym oknie w nocy?

 

MATKA

Światło z księżyca.

 

OJCIEC

Nie możesz spać?

 

MATKA

Od trzydziestu lat nie mogę spać.

 

OJCIEC

Nie przecięta pępowina.

 

MATKA

I tak całe życie.

 

OJCIEC

Nie całe.

 

MATKA

Prawie całe.

 

OJCIEC

Trzy czwarte. Albo już więcej.

 

MATKA

Żadnego optymizmu w tobie nie ma. Po co ty żyjesz?

 

OJCIEC

Bo żyję.

 

MATKA

Niczego więcej. Całe życie niczego nie chce.

 

OJCIEC

Jak byłbym Stalinem albo Kopernikiem, albo jakimś papieżem, albo jakimś premierem, to by było coś jeszcze? Coś więcej niż życie? Moje, twoje, babki. Krowy, wróbla jakiegoś. Jest jakiś wróbel i jakiś papież i premier. I tak w kółko. Jest i jest. Albo nie i nie.

 

MATKA

O! Już ci ręce chodzą. Już tak drżą. Zaraz zaczniesz mówić te swoje rzeczy.

 

OJCIEC

Trochę zimno.

 

MATKA

Nie jest tak źle.

 

OJCIEC

Taka pora roku.

 

MATKA

Nawet przyjemnie jak na październik.

 

OJCIEC

Właściwie tak.

 

MATKA

Trzeba zaraz iść do roboty.

 

OJCIEC

Patrzy na górę.

Ten upór. To nie jest zwykły ludzki upór.

 

MATKA

Niedługo trzeba będzie dynie kroić, maczać w cukrze i w słoiki wsadzać. Jak pomyślę, to już mnie nogi bolą.

 

OJCIEC

Można nie siać już dyni.

 

MATKA

Ale ja lubię dynię w słoikach. Lubię, jak stoi w piwnicy. To taki piękny kolor. Taki ładny. Cenny.

Do Babki siedzącej przy kuchni.

Pić chcesz, babcia? Jeść?

Chcesz spać? Jeść? Pić?

Ubierz się. 

 

BABKA

Tak.

 

MATKA

Co tak? Czy nikt się w tym domu nie nauczy normalnie mówić? Czy nikt nie umie mówić normalnych rzeczy normalnymi, całymi zdaniami? Co to za nawyki. W moim rodzinnym domu nigdy tak nie było.

 

OJCIEC

Ubierz się cieplej. Trzeba ciągle ci mówić babciu.

 

MATKA

Do Babki.

Ubierz się. Nie chodź w halce.

Będzie ci zimno.

 

BABKA

Podchodzi do schodów. Patrzy na górę.

Ona ciągle śpi i je.

 

OJCIEC

Telewizję po cichu ogląda. Durnia ze mnie robi.

 

MATKA

Niedużo dzisiaj jadła. Cztery parówki. I dwie grzanki. I dwa jajka na miękko. Coraz mniej je. Inaczej patrzy na jedzenie. Ma inne oczy. Widzieliście? I tak inaczej mówi. Jak ona te włosy utrzymuje w porządku? Nie myje i ciągle ładne. Albo potajemnie myje, jak jesteśmy na polu. Oszukuje. Ta jej twarz. Niby ładna, a brzydka. Jak twoja ojciec. I moja. i babki. Chociaż mnie mówili zawsze, że jestem gładka na twarzy.

 

OJCIEC

I zupę z wczoraj zjadła.

 

MATKA

I gotowaną marchewkę.

 

OJCIEC

I pączka. Już się zsychał, ale go zjadła. Ja bym nie zjadł suchego.

 

MATKA

Pieczenie pączków już mnie męczy. Cały dzień roboty.

 

OJCIEC

Nie będzie padać. Wieje mocno. Może pójdziemy nad jezioro. Wieje, ale cicho.

 

BABKA

Co? Co tam?

 

MATKA

Herbaty? Wody? Może jeść? Co chcesz babcia?

Zrobię ci herbatę.

 

OJCIEC

Czego mama chce? Co mamie dać?

 

BABKA

Pić. Pić i jeść.

 

OJCIEC

Jeść i pić, jeść i pić.

 

MATKA

Do Ojca.

Co tak chodzisz? Co robisz?

 

OJCIEC

Woła, patrząc w górę.

Grażynka! Grażynka!

 

MATKA

Nie krzycz. Nie drzyj się.

 

OJCIEC

Nikt nas tu nie słyszy.Grażynka!

 

MATKA

Tego się nie da… Nie da się wytrzymać. Zrobił ci się taki głos. Ty charczysz, a nie mówisz.

 

OJCIEC

Grażynka!

 

BABKA

Co? Co?

 

MATKA

Do Babki.

Ubierz się ciepło. No ubierz się. Nie będziemy teraz palić. Wieczorem może.

 

BABKA

Już się ciemno robi.

 

MATKA

Nie, nie robi się. Siadaj babciu. Ale się ubierz.

 

OJCIEC

Patrzy na schody.

Musi to lubić. Ona musi to lubić.

 

BABKA

Co? Co?

 

OJCIEC

Ubierz się.

 

BABKA

No co?

 

OJCIEC

Zdejmuje marynarkę i rzuca na krzesło.

Zmieniać te łachy. W kółko tylko i w kółko. Rozumiem cię babcia. Też nie lubię tego zdejmowania i zakładania. Jak raz założę, to bym nosił i nosił. Nawet do trumny trzeba się myć i przebierać. Chyba, że na wojnie albo jak w czasie wędrówki człowiek skończy i będzie leżał w lesie i wilki zjedzą. Zbawienie przez jelita. Nie przez proch. Jak się w proch obrócić po zjedzeniu przez wilka? No jak babciu? Jak to zrobić? Przecież wiadomo w co się człowiek obróci po zjedzeniu przez wilka. Proste, nie babcia?

 

MATKA

Idź do kur.

 

OJCIEC

Kiedyś tam z nimi zostanę. Czasami zdaje mi się, że jestem kurą. Tą damską odmianą. Nie kogutem, tylko kurą. Zapominam języka w gębie. Człowiek kura. Człowiek wilk już był. No nie? Słynny był ten człowiek wilk. Że też świat nas nie podziwia? Kim my jesteśmy babcia? Co to za rasa? My chyba nie mamy pochodzenia biblijnego. Ani kulturowego. Patrz. Nikt nas nie zauważył. Zostaliśmy tu. Tu. Zobacz babcia. Człowiek kura to byłoby coś. Ale takie moje ja, twoje babcia, ja mamy i ja Grażynki do kupy… To nie wiadomo co to jest? No bo co to jest? No powiedz babcia.

 

BABKA

Daj mi spokój. Piłeś?

 

OJCIEC

Nie.

 

MATKA

Coś słychać. Cicho. Wstała chyba.

 

OJCIEC

Ja cię rozumiem babcia z tym ubieraniem. W tej sprawie jesteśmy połączeni nieśmiertelną, tajemniczą nicią.

 

MATKA

Człowiek jest taki swobodny, jak się rozbierze. No nie? Te śmieszne wszystkie części dyndające, skaczące, obwisłe, oklapłe. Mogłam założyć inny fartuch. Ale człowiek czuje swobodę, jak się rozbierze. To wolność.

 

OJCIEC

Grażynka!

 

MATKA

Mów spokojniej. Drażni mnie to. Masz taki głos.

 

OJCIEC

Grażynka! Grażynka!!!

 

MATKA

Mnie ciągle boli to, że nie mamy normalnej drogi dojazdowej. I normalnej bramy. I normalnego ogrodzenia. I normalnej łazienki, i normalnej kuchni. I normalnego samochodu. I w łazience na suficie są odpryski. I grzyb na suficie w rogu, w dużym pokoju. Mnie to boli. Ja cierpię z tego powodu.

 

BABKA

Co? No co? Co tam? No to co tam?

 

MATKA

Głodna jesteś?

 

BABKA

Co? Co się dzieje? Co jest? No co?

 

MATKA

Kolacja będzie za godzinę. Może dwie.

 

BABKA

Dwadzieścia lat tylko jedzenie i jedzenie. Piętnaście lat tylko to. Pięćdziesiąt lat tylko jedzenie i jedzenie. Od wczoraj tylko to…

 

MATKA

Opowiedz babcia coś o starych czasach.

 

OJCIEC

Nie mów nic. Nie mów. Znowu się zacznie. Stare czasy. Nie ma nic bardziej cuchnącego, niż stare czasy. Jak przechodzone gumofilce.

 

BABKA

Co? No co tam?

 

MATKA

Coś powiedz. Jak było? Jak byłaś mała. I jak byłaś panną. I jak byłaś narzeczoną. I jak była wojna. I jak zaszłaś, i jak rodziłaś. Opowiedz o tej sąsiadce, co zrobiła sobie dziecko z Wojdą, żeby Wojda miał dziecko, bo ze swoją żoną nie mógł. To jest najlepsze. To najciekawsze jest. Że z inną mógł, a ze swoją nie. Tak miał. I jak potem tamta nie chciała oddać dzieciaka i uciekła. I ucieka do dziś. To jest najlepsze. Może coś jeszcze sobie przypomnisz. Coś podobnego. Coś w tym stylu. Babciu, opowiedz coś…

 

OJCIEC

Grażynka! Jesteś za dobry… Dobry, taki dobry…

 

MATKA

Trzeba iść do roboty… Nie ma co. Nie zejdzie dzisiaj. Dwa dni wytrzymała.  Ja bym nie mogła milczeć przez dwa dni. A ona może. Widać może więcej. 

 

OJCIEC

Do Babki.

Mówili, że za dobry… jestem. I źle skończę. Że mnie oszukają i wyrolują.  Okazało się babciu, że nie chodzi o to, że jestem dobry, ale o to, że jestem głupi. I musi tak zostać. Rozumiesz? I tak tkwię. I tak siadam. I jem tak. I spodnie zakładam tak. Tak i tylko tak. I nigdy inaczej. Mądrość nie zmienia głupich w mądrych.  To po co ona jest? Na pokaz? Mądrość swoje, a głupota swoje. Mozart swoje, a krowa swoje. Newton swoje, a drzewo i kamień swoje. Kura swoje, pies swoje, patyk swoje, wiatr swoje, słońce swoje, śmierć swoje, rak swoje. Atom swoje. H2O swoje.  Grzyb swoje, krew swoje, rozum swoje. Bóg swoje. Ksiądz swoje. Jak głupi ma zmądrzeć? W takich warunkach? Jak? Jak ma stać się geniuszem? Oto jest pytanie. Jak z czegoś głupiego zrobić coś mądrego? Grażynka! Grażynka!

 

BABKA

Do Ojca.

Ty zawsze miałeś brudną szyję. Jak zauważyłam, że ty masz taką szyję, to nie mogłam spać. I pamiętasz, tak szorowałam i to nie chciało puścić. Podejdź do światła. Ty ciągle masz szyję brudną. Tego nie da się już zmyć.

 

MATKA

Do Ojca.

Pokaż szyję. I nogi od razu. Myłeś nogi?

 

OJCIEC

Nikt nie widzi. Nikt nic nie widzi. Tu nikt nic nie widzi. Ty patrzysz na mnie, ja na ciebie, na babkę, babka na nas, ty na nas. To nie jest patrzenie. Co to za patrzenie? A potem chlup. Z brudnymi czy czystymi nogami. Nikt nic nie zauważy. Nic. Umrzesz i nikt nic nie zauważy.

 

MATKA

Do Babki.

Chcesz kanapkę?

 

BABKA

Co? Co tam?

 

OJCIEC

To były moje kanapki.

 

MATKA

Niech weźmie. Niech idzie. Widzisz, że głodna.

 

OJCIEC

Miały być moje.

 

MATKA

Zrobisz se nowe.

 

BABKA

Co? No co tam? Co?

 

MATKA

Nie dawaj mu. Brzuch ma, jak nie wiem kto. Brzuchacz. Żre i rośnie mu ten brzuch. Od brzucha jest śmierć. W mękach. Urodziłaś go, a on żre i żre.

 

BABKA

No co? Co?

 

MATKA

Nie mogę się zabrać do roboty. Co za dzień. Nie mogę dzisiaj nic. Kompletnie nic. Co to jest dzień? Jaki to dzień? Nie mam siły. Dziwne to. Nie mogę wyjść z domu dzisiaj. Nigdzie. A ty możesz? Tyle lat z chęcią wychodziłam z domu do roboty.

 

OJCIEC

Ja codziennie wstaję, patrzę w lustro jak się golę i myślę, że to nie ma sensu. Każdego dnia. Całe życie. Wiem, że codzienne wstawanie do roboty nie ma sensu. Tak czuję. Przez czterdzieści lat. I wstaję. I idę.

 

MATKA

Nie mogę się ruszyć. Jakoś mnie tak mędzi w brzuchu. Ładny dzień nawet, ale nie idę. No nie idę. A ty?

 

OJCIEC

Co?

 

MATKA

Nie mam siły. A ty masz? Masz jakieś siły? Ja mam gorzej.  Moja  płeć nie podniesie tyle kilogramów, co twoja. Nie rozumiem tego. Po co to jest? Po co ta nierówność? Co to za tajemnica? Każda płeć powinna mieć tyle samo siły w rękach. To głupie, że jest taka różnica. Jakby jej nie było, to nie byłoby gwałtów. Nie gwałciliby może.

 

OJCIEC

A kto powiedział, że chodzi o mądrość i sprawiedliwość. I o równość. Chodzi o życie. Jedni zasługują na więcej, drudzy na mniej. Jedni mogą być uczciwi, drudzy nie. Życie żywi się nierównością. I niesprawiedliwością. Nierówność i niesprawiedliwość stworzyła życie. Mniejsze – większe. Wyższe – niższe. Zdrowe – chore. Powierzchnia-dno. Nierówność stworzyła to kochane życie. A nie miłość. Miłość wymyślili potem. Żeby zniwelować skutki. Zresztą, co to ma zaznaczenie? I tak nikt tego nie widzi i nie usłyszy. Nikt tego nie zobaczy. Po co ja to mówię? Grażynka! Grażynka!

 

MATKA

Przestań. Pewnie śpi.

 

BABKA

Śpi i je. To normalne. Je i śpi. Czego chcesz od dzieciaka?

 

MATKA

Ja? To on ciągle czegoś chce. Ciągle narzeka. Na wszystko narzeka. Odkąd go poznałam, odkąd wyszłam za niego za mąż. Odkąd się urodziła Grażynka, odkąd nie śpię po nocach. Bez przerwy narzeka. Nie można tego wytrzymać. A czas leci. Dobija mnie. A czas leci. Narzekanie niszczy mózg. Czytałam, jak jeszcze gazety były i telewizja. Przede wszystkim niszczy słuchającego. Narzekający jest mniej narażony, niż ten, który słucha narzekania. Narzekanie zabija. Drugiego. Więc to mnie zabija. A czas leci. Po prostu zabija. Ja się nabawię przez ciebie choroby. Niczego nie mam dosyć na świecie tak jak tego narzekania. Naprawdę tak jest. Naprawdę. Niech ktoś mnie wysłucha w końcu i mi uwierzy. Już rano zaczyna. Ledwo się obudzi, już mówi, że jest coś nie tak.

 

Słychać szuranie, dźwięki na górze. Grażynka się rusza. Schodzi po schodach.

 

OJCIEC

O!

 

BABKA

Idzie.

 

MATKA

Idzie. Schodzi.

 

BABKA

Co? No co tam? Co?

 

Schodzi Grażynka. W milczeniu chodzi po pokoju. Siada na krześle przy stole.

 

GRAŻYNKA

Miałam nie schodzić. Miałam już nie… Co tak stoicie? Co robicie?

 

MATKA

Babcia siedzi.

 

BABKA

Co? No co?

 

MATKA

Mało jadłaś. Może zjesz? Może kotlecika?

 

GRAŻYNKA

Nie wiem. Może… Może parówkę. Albo nie. Jajko na miękko.

 

MATKA

Zrobię ci. Dwa?

 

GRAŻYNKA

Trzy. A chleb jest świeży?

 

MATKA

Tak. Piekłam dzisiaj.

A mam jeszcze z obiadu trochę zupy.

 

GRAŻYNKA

Wolę jajka.

 

BABKA

Co to? Co? No co?

 

GRAŻYNKA

Może wyjdę?

 

MATKA

Gdzie?

 

GRAŻYNKA

Nad wodę. Na pole.

 

OJCIEC

Wyjdź. Jest ładna pogoda. Wieje, ale jest ładnie.

 

MATKA

To dobra pora dnia.

 

OJCIEC

Ja zaraz muszę wyjść do roboty. Wystawię ci może ławkę albo fotel na taras? Ten wiklinowy. Trzeba iść do roboty. Raz, dwa, trzy. I tak. Zawsze tak. I tylko tak. I nigdy inaczej. I tak trzeba zapinać kurtkę. I rozporek. I tak buty wkładać. Gumofilce.

 

GRAŻYNKA

Nie wiem… Fotel? Na taras?

 

MATKA

Dwa dni nic nie mówiłaś. Baliśmy się tego, że tak milczysz. Może niewiele nam zostało. Chcemy w spokoju pożyć jeszcze, pocieszyć się życiem.

 

GRAŻYNKA

Ale wy nie umiecie się cieszyć życiem.

 

MATKA

Zjedz coś.

 

BABKA

No nie. Jak nie je, to ja zjem. Co to jest? Co to ma znaczyć?

 

OJCIEC

Trzeba jeść. I pić. I chodzić.

 

MATKA

Ojciec ma rację.

 

GRAŻYNKA

Dlaczego? Dlaczego musicie mówić? Ja nie chcę, żeby ktoś mówił. Nie chcę tych wszystkich słów, zdań. Nie chcę fotela na tarasie. Miałam nie schodzić.

Robi się nerwowa, zaczyna tracić orientację.

Tu. Tu. Nie. Tu. Albo przy stole. Przy szafie.

 

MATKA

Musisz zrozumieć Grażynka. Musisz wiedzieć. Jedz. Do samej śmierci trzeba jeść i pić. Jak się urodziłaś, to jedz, pij i mów. Nie wolno inaczej. Nie ma jak inaczej. Jesteś stąd. Ze swojej matki, ze swojego ojca i ze swojej babki.

 

OJCIEC

Jedzenie i picie.

 

GRAŻYNKA

Nie. Nie. Nie chcę.

 

OJCIEC

Życie ma władzę. Całkowitą. Jedzenie, picie i mówienie. Potem mówienie. Życie rządzi wojnami, pokojem, rodzeniem i umieraniem. Nie życie jest dla ciebie. Tylko ty dla życia. Musisz zrozumieć. Jedz. Pij. No. Nie życie powstało z ciebie, tylko ty z życia. Nie wymyślasz życia, życie wymyśla ciebie. I to bez myślenia. Bez rozumu. Bez mózgu. Czy to nie cud? Nie prawdziwy cud? Wymyśleć coś bez rozumu i mózgu. Bez myślenia? Życie nie ma rozumu i mózgu, a zobacz jak sobie poradziło. Jakie piękne? Cud. No cud. Wymyśliło nas. Tu.

 

MATKA

Chcesz Grażynka bułeczkę? Chcesz? Co chcesz?

 

GRAŻYNKA

Nie wiem. Nie wiem co. Nie mam pojęcia. Chcę iść na górę. Tam mam taki widok piękny z okna. Na jezioro. Księżyc odbija się w jeziorze. I niebo. I słońce.

 

OJCIEC

Grażynka. Jedz. No.

 

MATKA

Tak. Tak, tak. Każdy musi. I potem jest już tylko łatwiej. Uda ci się.

 

BABKA

No. Spokój. Spokój. No co tam?

 

GRAŻYNKA

Ja tak nie czuję.

 

OJCIEC

Poczujesz. To przyjdzie samo. Przychodzi nawet do najmniejszych, najkrócej żyjących. Miałem braciszka w czasie wojny. Pamiętasz mamo mojego braciszka? Ile żył? Ile? Dwa? Trzy tygodnie? Każdy  poczuje.

 

BABKA

No co? Co?

 

MATKA

Musisz być silna. Zobaczysz, że potem będzie tylko lepiej.

Przyniosę ci ciepłą herbatę. Z cytryną.

 

GRAŻYNKA

Mdleje.

Mamo…

 

MATKA

Grażynka, co ci jest? Co jest?

 

GRAŻYNKA

Nie mogę…

 

OJCIEC

Nie mdlej.

 

MATKA

Grażynka!

 

BABKA

Co to jest? Co to ? Co to? Co?

 

MATKA

Ojciec, trzymaj ją. Przelewa się przez ręce.

 

OJCIEC

Grażynka. Powiedz coś. Grażynka.

 

MATKA

No weź ją trzymaj. Na łóżko. Na łóżko. Dawaj.

 

OJCIEC

Trzymaj za nogi. Babcia pomóż. Trzymaj ją za nogi. Za nogi.

 

MATKA

Jakie ciężkie nogi. I jakie zimne. Zimne nogi.

 

BABKA

Rozetrzyj. Trzyj, nacieraj.

 

MATKA

No, na trzy. I na łóżko. Tylko równo, żeby nam nie spadła.

 

GRAŻYNKA

Nie róbcie mi nic. Nie róbcie.

 

OJCIEC

Coś mówi.

 

BABKA

Co? Co mówi?

 

Kładą Grażynkę na łóżku i przykrywają wysoką pierzyną.

 

 

 

Scena II

Grażynka leży w łóżku. Przy niej siedzi Babka. Buja się trochę, aż zwala kubek z krzesła postawionego przy łóżku.

 

BABKA

O rany! Zbiło się.

 

GRAŻYNKA

Co mówisz babciu?

 

BABKA

Kubek się zbił.

 

GRAŻYNKA

To nic. Nic nie szkodzi.

 

BABKA

Jak się czujesz wnusiu?

 

GRAŻYNKA

Dobrze.

 

BABKA

Wódki ci dolałam do herbaty. Mnie zawsze rozjaśnia.

 

GRAŻYNKA

Babciu…

 

BABKA

Tak?

 

GRAŻYNKA

Gdzie ojciec i matka?

 

BABKA

Co?

 

GRAŻYNKA

Gdzie są?

 

BABKA

Nie ma. Poszli do roboty. W pole. Najwyższy czas. Ale ojciec gadał. Marudził. Nienawidzi roboty. On jest pracowity, ale uważa, że wszystko jest bez sensu. Głupi jest, po prostu. Po swoim ojcu. Znałam go.

Leż. Leż spokojnie.

 

GRAŻYNKA

Nie chcę leżeć.

 

BABKA

Leż spokojnie. Mówię ci. Musisz leżeć.

 

Wchodzi Matka i Ojciec.

Grażynkajest pod pierzyną.

 

MATKA

Zjesz zupę? Zupę pomidorową? Zjesz? Chcesz zupy? Pomidorówki?

 

OJCIEC

Chcesz jeść? Pić? Chleba? Wody? Herbaty?

 

MATKA

Może jednak zupy?

 

OJCIEC

Albo od razu drugie?

 

MATKA

Upór jest najgorszy.

Każdy ma gorsze dni.

 

BABKA

Ona ma demona w sobie. Ona ma demona. Ma diabła. Ja wiedziałam, że ona ma diabła w sobie. Podaj swoje imię, demonie.

 

GRAŻYNKA

Straciłam apetyt.

 

MATKA

Co?

 

Grażynka

Nie mogę patrzeć na jedzenie. Nie mogę patrzeć na zupę, na drugie. Nawet na herbatę.

 

BABKA

Ale z wódką wypiła.

 

MATKA

Może jednak ta zupa by cię uratowała? Ojciec… Zrób coś.

 

OJCIEC

Co? Co ja mam zrobić na tym odludziu?

 

BABKA

Demony. To demony.

 

OJCIEC

Za robotę niech się weźmie. To może wtedy zgłodnieje i zacznie jeść. Za trzech albo czterech. Wstawaj. No ruszaj się. Wstawaj. No. Raz, dwa, trzy, cztery.

 

GRAŻYNKA

Nie mogę. Nie mam siły.

 

MATKA

Bo nie jesz.

 

BABKA

Demony. To muszą być demony.

 

OJCIEC

Musisz żyć. Trzeba żyć. Życie jest najważniejsze. Bóg żyje. I nawet jak umiera, to żyje… Wstawaj. Bierz przykład z Boga. Na Bogu się wzoruj. No… Ręka do góry, noga… No, oddychaj… No… Żyj. Bądź żywa. Życie to nie idea. To fakt. Spójrz na mnie, na matkę, na babkę.

 

GRAŻYNKA

Może wody? Wody bym się napiła. Albo nie. Trochę rosołu bym zjadła.

 

OJCIEC

Zrobię ci rosół. Idę kurę zabić.

 

GRAŻYNKA

Ale ja nie zjem.

 

OJCIEC

Mówiłaś, że chcesz.

 

GRAŻYNKA

Chciałam wam przyjemność zrobić.

 

OJCIEC

Zabijanie i skubanie, to nie jest przyjemność. To robota.

 

BABKA

Pokaż się! Odezwij! Jakie jest twoje imię? Mów demonie. W imię Boga, mów.

 

MATKA

Jest kura. Nie zamroziłam z wczoraj. Idź i gotuj. Nie trzeba zabijać i skubać. Życie jest najważniejsze. Nawet życie po śmierci. Musisz żyć Grażynka. No, żyj. Jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. No żyj. Już, wstawaj. Jedz, pij. I do życia. I już życie raz, życie dwa.

 

OJCIEC

Musisz jeść. Zacznij od jedzenia, najpierw jedzenia i picia, i wszystko będzie dobrze.

 

MATKA

Żyj Grażynka. No.

 

BABKA

Co jest znowu? Co to? Co?

 

OJCIEC

Rusz się. Żyj. Dla siebie chociaż. Zobacz. Sama mówiłaś, że życie jest piękne. Tak ci się wszystko podoba.

 

GRAŻYNKA

Ale ja… Ja próbuję wstać… Ale… Nie mam siły podnieść ręki… Nie mogę ruszyć palcem… Coraz trudniej mi mówić… Usta są takie ciężkie, takie bardzo ciężkie… Ani nogą, ani ręką. Nic.

 

MATKA

Żyj  sobie. Tylko żyj. Nic więcej się tu nie da. My jesteśmy zupełnie zapomniani. Nikt o nas nie wie. Nikt nas nie zauważy. Nigdy. Musisz jeść i pić. Jeść i pić. Zarosła droga. Wiesz? Nie wiesz, bo nie wychodzisz. Nie ma nawet ścieżki. Nie przychodzą listy. Nie mamy telefonu. Wszystkie domy są opuszczone. Ojciec pojechał rowerem do urzędu, ale urzędu też nie ma. Zarósł dawno krzakami. To zniknęło. Nikt nas tu nie znajdzie, bo nie ma nikogo, kto by nas szukał. Żyj. Nie ma innego wyjścia. Nic innego się tu nie da.

 

GRAŻYNKA

Chcę się schować.

 

MATKA

Co?

 

BABKA

Co?

 

OJCIEC

Co ona mówi?

 

GRAŻYNKA

Zobacz mamo.

 

MATKA

Co?

 

GRAŻYNKA

Jakie to jest zachwycające.

 

MATKA

Co?

 

GRAŻYNKA

No to.

 

MATKA

Ale co?

 

GRAŻYNKA

To. Tam. To. To… Moje usta… Usta są jak kamienie… Nie mogę… Już… Nie…

Zamyka oczy.

 

BABKA

Zasnęła?

 

MATKA

Zasnęła chyba.

 

OJCIEC

Sprawdź, czy oddycha. Jest puls? Mam tego dosyć. Człowiek mówi, żeby żyć, że trzeba jeść i pić. A każdy swoje tylko i swoje. Każdy swoje. A każdy swoje. Nikt życia nie wymyślił. Ani rodzenia ani umierania. A każdy swoje. Kura, pies, krowa, burmistrz, prezydent, biskup, mrówka, słoń, patyk, kamień. Każdy swoje. Nie było mądrego, żeby życie wymyślił. A teraz każdy swoje. Całe życie jak wół robię. Od rana do nocy. Wstaję i wstaję. I nic. Każdy swoje.

 

MATKA

Płacze.

Chyba jest puls.

 

OJCIEC

Nie płacz. Przecież żyje. Widzisz, że żyje. Nie ma się czego bać. Może wyjmiemy tę starą kroplówkę, co dawaliśmy babci? Podłączymy ją?

 

BABKA

Głodna jestem. Jest ten rosół?

 

OJCIEC

Zaraz będzie.

 

MATKA

Chyba śpi.

 

BABKA

Co? No co jest? Co znowu?! Co?! Co tam?!

 

MATKA

Tak cicho oddycha. Wiatr ją zagłusza.

 

BABKA

No co? Co znowu?

 

OJCIEC

Grażynka śpisz? No, rosół gotowy. Śpisz? Grażynka… Grażynka… Córeczko kochana… Kochanie… Moja Grażynka. Kocham cię.

Przytula ją.

Zimna.

 

MATKA

Zimna?

 

OJCIEC

Nie, chyba oddycha. Grażynka.

 

GRAŻYNKA

Tato. Tato. Muszę iść na górę. Muszę.

 

OJCIEC

Tak. Tak córciu. Tak. Już dobrze.

 

BABKA

Dawaj ten rosół. Głodna jestem.

 

GRAŻYNKA

Idzie na górę. Staje na schodach.

Muszę iść. Muszę się schować. Muszę. Nie wołajcie mnie.

Wchodzi i trzaskają drzwi.

 

OJCIEC

Znowu robi ze mnie durnia… Znowu… Nikt nie będzie robił ze mnie durnia. Nikt. Ten upór. To nie jest normalny, ludzki upór.

 

MATKA

Jej włosy zmieniają trochę kolor, ale jest ciągle piękna… Ciągle jest młoda… Silna. Te włosy. Nie myje i takie ładne.

 

 

 

GRAŻYNKA

Grażynka schodzi na dół. Widać, że się bardzo postarzała. Chodzi z trudem o lasce. Podchodzi do lodówki, bierze coś do jedzenia. Potem siada przy stole. Poprawia włosy. Włącza radio. Po chwili wyłącza. Nikogo nie ma. Czuć pustkę. Pustka jest wyraźna. Nie apokaliptyczna, tylko taka banalna. Ale dojmująca. Nieodwołalna. Widać marynarkę po Ojcu, fartuch po Matce i jakiś przedmiot po Babce.

Mówi do siebie.

Znowu ta pogoda. Ale ładna. W sumie, nawet bardzo ładna.  Chcesz pić? Jeść? Może zupę? Pomidorową. Albo herbatę… Co to za dzień mamy… Ładna jesień… Zimna, wietrzna, ale ładna… Jakoś tak mi… No? No co?

Mówi do siebie.

Chcesz jeść? Co? Pić? No? No co? Co? Jedz. Musisz jeść. I żyć. Życie jest najważniejsze. Żyj. No. No żyj. No już. Nic nie słychać. Nic nie widać. Nikt nic nie zauważył. No żyj. No już. Rusz nogą. Żyj.

Muszę iść. Idę na górę. Muszę się schować. Muszę iść. Schować się. No. Muszę.