Anna Rybaczyńska


SPEKTRA ŚWIADOMOŚCI

Spektrum autyzmu
czy nowe struktury kognitywne?


 

Preambuła

 

W pierwszym podejściu miała to być zwarta w treści recenzja dwóch niedawno wydanych książek napisanych przez matki nieneurotypowych dzieci. Miała ukazać się we wrześniowym wydaniu Pola, ale po wysłaniu tekstu do szanownej Redakcji okazało się, że dwie trzecie owej uznało, że treść nadaje się bardziej do następnego, czyli obecnego numeru, którego tematem przewodnim jest herezja. Jak dobrze, że był taki przewidziany!

Na początku rozbawiła mnie ta opinia, jednak po zastanowieniu się, napełniła lekkim niepokojem. Serio?! Naprawdę nic się nie zmieniło od czasów… nie wiem, Kopernika? Kopernik rozsądnie zaplanował publikację swojego przełomowego dzieła na czas po swojej śmierci. Twórca systemu Human Design, Ra Uru Hu, był heretyckim posłańcem par excellence, a swoją  objawioną wiedzę przekuł na spójny i wszechstronny system rozpoznający naturę ludzką jak nic dotąd. Na szczęście nie spotkało go to, co mogło spotkać Kopernika, bo ani Kościół, ani nikt inny nie ma już sankcji wydawać ostatecznych wyroków. Przeciwnie, ponad czterysta lat po Koperniku, nurt new age’u, jakkolwiek dyletancki, położył jednak grunt pod coś, co naprawdę staje się paradygmatem na dziś i na przyszłość.

Przeszkodą do pełnej akceptacji systemu Human Design jest jego proweniencja oraz input danych, na podstawie których generowane są informacje. Ale czy myśl i wiedza, która pojawiła się na świecie w sposób w sumie stary jak świat, bo jako objawienie i przepowiednia, nie miało prawa wydarzyć się w 1987 roku, na Ibizie, normalnemu (powiedzmy) człowiekowi? Księgi Starego i Nowego Testamentu, które do dziś kształtują światopogląd milionów ludzi, choć liczby drastycznie maleją, też są rezultatem proroczych wizji, modyfikowanych w relacji do potrzeb czasów i panujących doktryn.

Mistyczne zdarzenie, którego doświadczył Ra Uru Hu, miało miejsce w momencie dotarcia do przestrzeni ziemskiej zalewu neutrin z rozbłysku, widocznego gołym okiem, umierającej gwiazdy supernova SN1987A. Była przecież Gwiazda Betlejemska… być może objawienia i epokowe nowiny właśnie gwiezdne mają pochodzenie i kształtują światopogląd i kulturę na tysiące lat? Być może więc powtórzyło się coś oswojonego i obecnego w naszej kulturze, a jednak tym razem, w tych czasach, budzi co najmniej sceptycyzm. Sugeruję jednak, tak jak uczestnikom moich warsztatów, odstawienie na bok uprzedzeń i spojrzenie umysłem początkującego, aby, być może, doznać zaskoczenia. I bynajmniej nie o przekonywanie tu chodzi. Wartość tej wiedzy leży w jej praktyczności i umiejętności zastosowania w życiu, aby stało się bardziej poinformowane i pozbawione aż takiego oporu.

W pierwszej wersji recenzji pojawił się spory skrót myślowy, gdzie dość arbitralnie mogły wybrzmieć pewne fakty związane ze sposobem funkcjonowania świadomości na obecnym etapie ewolucyjnym, dlatego dopisałam część drugą, gdzie enigma i herezja staną się być może ciut klarowniejsze.

 

 

Część 1

 

Eliza Kącka
„Wczoraj byłaś zła na zielono”
Karakter, Kraków 2024

Katarzyna Michalczak
„Synu, jesteś kotem”
Cyranka, Warszawa 2023

 

 

Jestem wdzięczna Moroufkom. Nie liczę, że kiedyś się do mnie odezwą, ale gdyby jednak społeczność Moroufków życzyła sobie wysłać mi sygnał, list w butelce, zahaczkę, to zgłaszam, że nazywam się Pingwin, mieszkam przy Sieleckiej, niewiele rozumiem, jestem matką ich przyjaciółki – Rudej, z którą zawarli przymierze. Dali jej imię Ciekawość. Nie mam żadnych roszczeń. Jest mi ciężko. Chciałabym czasem o coś spytać. Może dowiedziałabym się o moim dziecku czegoś więcej. A może po prostu znalazłoby się dla mnie miejsce pod ścianą. Prosiłabym.

Jak rozdzierające jest to wyznanie i błaganie matki! Eliza Kącka tymi słowami kończy swoją książkę, w której opisuje inność swojej córki, Rudej, która potrafi pogrążyć się w swoim świecie na całe miesiące. Słowa te za każdym razem powodują ścisk serca. Wyrażają granice dostępu i poznania drugiego człowieka w jej osobistym i skrajnym kontekście, ale też kondycję ludzką w ogóle. „Normalni” ludzie w mniej lub bardziej udany sposób starają się jednak ze sobą komunikować. W przypadku dostępu do świata Rudej frontiera pozostaje niepenetrowalna. Jesteśmy zmuszeni do zatrzymania się w punkcie „ring pass not”. Eliza starała się jak nikt inny przebić do wewnętrznego uniwersum własnego dziecka, ale przyznała, że się nie da. Jej przewaga to stopień „inności” jej samej, który predysponuje ją do tego, żeby zbliżyć się do tej granicy i ją jakoś oswoić.

Ta książka jest przejmującym tego świadectwem. Lata nieustannej czujności i obserwacji, staranie się, lecz pełne wyczucia, pozbawione nachalności, z uszanowaniem tego, co dzieje się w środku drugiej istoty pomimo niemożności pojęcia. Ciągła próba zrozumienia, gdy dostępne są tylko okruchy w postaci zachowań, które odstają od wszelkich norm. Eliza podąża za tropem i tworzy współdzieloną przestrzeń aż w końcu, z czasem zbuduje się między matką i córką nić porozumienia, dla której cały ten wysiłek przemienia się w wartość. Dla nas to wartość w postaci tej niezwykłej książki.

Każde świadome rodzicielstwo to wyzwanie na miarę życia: tyle dzieci, które mają wszystko, może pozostawać fatalnie zaniedbane, bo nie dostają unikalnej atencji, która jest im niezbędna. W przypadku dzieci w spektrum rodzicielstwo to droga heroiczna. Dziś urodzenie dziecka to nie tylko odpowiedzialność, to loteria. Nigdy nie wiemy co się urodzi. I żadnej instrukcji obsługi. O tym, że Ruda jest inna, Eliza wiedziała od czasu, gdy dziewczynka miała około roku. Oficjalna diagnoza, która nastąpiła około piątego roku życia, i tak na niewiele się przydała. Na pewno nie dawała klucza, a wytrychem Eliza posługiwać się ani nie chciała, ani nie potrafiła.

To co oficjalnie od 2022 roku nazywa się spektrum zaburzeń autystycznych (Autism Spectrum Disorder), to worek, do którego wrzuca się wszystko, podobnie zresztą z symptomami ADHD u dzieci, a teraz, a jakże, u dorosłych. Faktem jest, że nieneurotypowości jest dziś znacznie więcej niż normalności, cokolwiek się przez to rozumie. Tworzy się więc w tej bezradności etykiety na wory, do których można wrzucić każdy symptom, nieważne jak często są to symptomy sobie przeczące.  Nikt nie wie i nawet chyba nie pyta, a na pewno nie zna przyczyny tego zjawiska.

Dlaczego w ostatnim czasie tak dużo ludzi jest dotkniętych jakąś zaburzającą kondycją?

Wiemy mało, a żyjemy w świecie przeczących sobie opinii, generalizacji i dobrych intencji albo… złych intencji. Eliza przytacza wystarczająco dużo nagromadzonych przez lata cytatów dotyczących zachowania jej córki i jej samej jako matki. Rzadko kto ma wrażliwość i tyle zacięcia, żeby przyglądać się zjawisku inności z taką uwagą i głębią jak Eliza. Nie był to wybór. To los. Jej przykład jest tak skrajny, że jego opis zatrzymał czas, przynajmniej na czas czytania tej książki, opowiedzianej językiem tak gęstym jak intensywna jest ta relacja.

Tak jak Ruda ma tajemne przymierze z jakimiś Moroufkami, tak sama Eliza ma nierozerwalne poczucie przeznaczenia, które łączy ją z Rudą. Nie jest to zwyczajna relacja matki z dzieckiem. Inność samej Elizy użyczyła jej mocy i akceptacji skrajnej inności Rudej, która w porównaniu, pozostaje czeluścią.

Mamy tu do czynienia z dwoma kręgami: jeden to Ruda i jej Kraina Moroufków.

Drugi krąg to Eliza i jej rzeczywistość współdzielenia życia z Rudą, ale też wykrojenia sobie życia poza tą relacją. Na szczęście została obdarzona intelektem i talentem transformowania przeżyć w słowa. Ta książka to obnażenie i przekształcenie osobistego doświadczenia w dobrą literaturę. Forma czyni różnicę. Filmowym przykładem, który przychodzi mi na myśl jest „Jutro będzie nasze” Paoli Cortellesi – gdyby nie konwencja, w której zostało przedstawione okrucieństwo przemocy domowej, tego filmu nie dałoby się oglądać!

Inaczej jest w książce Katarzyny Michalczak „Synu jesteś kotem”. (Tytuły książek obu autorkom wyszły wyśmienicie). W tej książce autorka skupia się bardziej na swoich przeżyciach, na doświadczeniu bycia matką nieneurotypowego syna, który nie jest w stanie zrozumieć JEJ! Syn nie rozumie, dlaczego to nie jest okej zjeść kanapkę, którą SOBIE zrobiła. Syn nie dostrzega jej jako człowieka, używa jej do swoich celów, jest nieczuły… skarży się Michalczak. Zupełnie inny punkt ciężkości w książkach obu matek-autorek. Kącka jest świadkiem i tarczą chroniącą wrażliwość swojej córki, jednak pomimo intensywności opisu stanów emocjonalnych i mentalnych, o wielu sprawach nie pisze, szczególnie  dotyczących codzienności życia. U Michalczak natomiast codzienności mamy pod dostatkiem. I to też jest przejmujące. Pisze ona o  nudzie i frustracji, i poczuciu winy jednocześnie, bycia matką skazaną na spędzanie dnia za dniem z dzieckiem (dotyczy to chyba większości kobiet), ale z dzieckiem nieneurotypowym zwłaszcza. Mierzy się z bezradnością tego jak jej wszelkie wyobrażenia bycia wspaniałą mamą wyjątkowego dziecka legną stopniowo w gruzach, aż musi przyznać, że ta wyjątkowość jest  innego rodzaju. Jednak Michalczak zależy najbardziej na tym, żeby jej syn był zdolny do niezależnego funkcjonowania w życiu. Chce żeby był „normalny” do takiego stopnia, do jakiego jest to możliwe. Cel zacny, ale czy o to chodzi?

Nasuwają się oczywiste pytania: co jest dziś normalne? skąd wziął się autyzm? dlaczego stał się tak powszechny?

Uzurpuję sobie próbę odpowiedzi na te pytania. Stoi za mną moja pasja i profesja od 24 lat. Jest nią Human Design System. Tam, gdzie kończą się wszystkie odpowiedzi, zaczyna się Human Design, rewolucyjna wiedza, która pojawiła się na świecie dopiero w 1987 roku, a jest przełomem w rozumieniu ewolucji ludzkiej świadomości.

Autyzm ma z tym wiele wspólnego.

W obu książkach widzimy też postawy dorosłych wobec tych innych dzieci, teraz wchodzących w formalną dorosłość, choć 18 lat z dorosłością nie ma nic wspólnego. Dorosłość dziś zaczyna się około trzydziestki. Co nie znaczy, że aż do tego czasu dzieci mają mieszkać czy być w pełni utrzymywane przez rodziców. Chodzi tu o gotowość rozpoczęcia życia, za które bierze się odpowiedzialność. Do tego czasu to eksperymentowanie i uczenie się życia. Należy im się więc zrozumienie i wsparcie. Mądre wsparcie.

Kim są dorośli w życiu tych dzieci?

Kącka jest doktorem literatury i pisarką. Michalczak jest doktorem socjologii i też pisarką. O ojcu Rudej nie wiemy nic. Biologiczny ojciec Radka jest obecny i zaangażowany w życie syna. W domu, gdzie mieszka Radek jest też partner matki, psycholog i praktykujący psychoterapeuta, a również pisarz. Radek ma małego przyrodniego brata, który nie wykazuje nieneurotypowości. W tej patchworkowej rodzinie jest też syn Tomka, partnera matki, u którego to Radek właśnie rozpoznał nieneurotypowość.

Ci ludzie to intelektualna i profesjonalna elita.

A ich ludzkie predyspozycje i postawy?

Wszystkim im na pewno bardzo zależy na dobru swoich dzieci.

Kącka przejęła całą odpowiedzialność wychowania córki na siebie, ale wspomagali ją rodzice, jej dziadek dopóki żył i… las, który był jedynym ukojeniem dla nadwrażliwego dziecka.

Michalczak po rozstaniu z ojcem syna w większości też sama radziła sobie z Radkiem. Ale w sytuacjach szczególnie kryzysowych ojciec był i wyraźnie miał inne podejście do syna. To właśnie do niego Radek uciekał, gdy w domu było nazbyt trudno, jak podczas pandemii. Najbardziej napięte relacje miał Radek z Tomkiem, partnerem matki, psychologiem. I tu sobie użyję. Nie osobiście. Bardziej w aspekcie psychoterapii, i też nie jako takiej, bo wielu ludziom pomaga. Ale czy sięga do genezy przyczyn i rozwiązuje problemy, czy raczej jest to mechanizm radzenia sobie? Byłam kiedyś świadkiem rozmowy dwojga znajomych, którzy porównywali metody i rezultaty swoich terapii, a raczej ich braku, po latach cotygodniowych sesji psychoterapeutycznych.

Pierwsze fundamentalne zagadnienie dotyczy sposobów komunikowania się. Typowe jest to, że dzieciom wydaje się polecenia. Dorosłym zresztą też. U Michalczak są liczne przykłady tłumaczenia, negocjowania i kazania czegoś zrobić Radkowi. Chłopak wydaje się rozumieć, a jednak poleceń nie wykonuje. Podobnie jak Katarzyna, Tomek też czuje się kompletnie niewidziany; jego potrzeby dla ciebie zupełnie nie istnieją. Mówi: „przesuń się, bo chcę usiąść”, a ty patrzysz i dalej siedzisz na środku kanapy; mówi: „weź z korytarza pusty kosz na śmieci (…)”, ty mówisz „zaraz” i leżysz bez ruchu kolejne dwie godziny. W Tomku tymczasem narasta gniew, a Radek nie ma pojęcia, o co mu chodzi.

Typowe. A wszyscy „normalni” będą oczywiście po stronie Tomka.

Ja nie.

Radka nieneurotypowość objawia się w czymś, co nazywane było zespołem Aspergera, czyli formą autyzmu, która charakteryzuje się wysokimi zdolnościami intelektualnymi, ale niskimi umiejętnościami społecznymi. Radek ma swoją kontrybucję w książce Michalczak w postaci jego zwięzłych komentarzy do tego, co opisuje matka. W przeciwieństwie do Rudej, której autyzm objawia się skrajnym brakiem werbalnego komunikowania się (Ruda wyraża się setkami rysunków), Radek komunikuje się z otoczeniem całkiem dobrze i jednoznacznie, ale to ludzie nie potrafią, czy nie chcą zaakceptować, czy właściwie odczytać tego, co mówi. Nie sądzę, że ze złośliwości, tylko z ignorancji, również tych kierunkowo wykształconych.

Radek polecenie słyszy, rozumie je, ale jego CIAŁO nie reaguje. Wydane zostało mu polecenie, a więc został pozbawiony wyboru, a to powoduje mechaniczny opór w człowieku, który tak rozwściecza tych, którzy polecenie wydali, nawet jeśli dodali do tego uprzejme „proszę”.

Dalej wyjaśniać tego teraz nie będę. Niech będzie to rozkminą dla terapeutów wszelkiej maści i w ogóle sposobu typowych interakcji między ludźmi.

Innym zapalnym problemem są oczywiście gry komputerowe. Katarzyna i Tomek mają z tym duży problem. Ojciec Radka nie. U niego może grać do woli. Co więcej, okazało się, że to właśnie gra komputerowa umożliwiła Radkowi świetnie opanować angielski. Gry to forma imersji kompletnej, a ta jest konieczna dla nowego typu mózgu, żeby funkcjonować optymalnie.

Jeśli to, o czym będę pisać teraz zacznie brzmieć jak sci-fi, to okej.

Żyjemy w czasach ciekawych, tym razem na serio. Jesteśmy niemal w punkcie jednego z największych przełomów w rozwoju ludzkości na skalę ewolucyjną. Większość myśli, że jesteśmy gatunkiem homo sapiens. Otóż ten wymarł, i to jakieś sto lat temu. Teraz, mimo że wyglądamy jak on, nasza świadomość jest w procesie przemiany, której symptomy ciągle próbujemy tłumaczyć w kategoriach w większości nieaktualnych i nieadekwatnych. Dlatego jest tak dużo nieneurotypowości różnego sortu, której przypina się różne nalepki. W większości są to nowe formy ekspresji, które jednak pozostają w sferze mniejszej lub większej funkcjonalności. Kiedyś, dawno temu, dla zabawy i ciekawości, zrobiłam sobie test zamieszczony na końcu książki o aspergerze, którą mój angielski kolega (wymownie) dostał od swojej partnerki. No i wyszło mi: asperger jak nic! To tyle o testach. A moja nieneurotypowość polega na tym, że tak, mam sfokusowaną percepcję, ale pozostałe trzy czwarte funkcjonalności mojego układu mózg-umysł są chłonne, pasywne, niestrategiczne i w ogóle nietypowe. Są jeszcze całkiem typowi, ale to zanikająca mniejszość. Polega ona na myśleniu wąskim i strategicznym. Ciekawe jest to, że można być nieneurotypowym – w czym dziś tkwi geniusz – i nie mieć autyzmu. I tu leżą małe wielkie tragedie dzieci i ludzi, którzy od początku poprzez nieświadomość tych rzeczy i niewłaściwy sposób traktowania zostali zredukowani do normalności, kosztem stłamszonej genialności.

I jest autyzm autyzm. I tu mamy Rudą w całej okazałości.

And… it’s daddy’s fault. Przyczyna znajduje się po stronie ojca.

Jak to się dzieje, że ze wszystkich dzieci, które się rodzą, niektóre będą miały autyzm?

Zależy to od tego, co dzieje się w prostacie ojca. To tam następuje mutacja. Histedyna, aminokwas znajdujący się w tym gruczole, jest motorem tej zmiany. Jeśli faceci z zamiarem rozrodczym robiliby sobie badania prostaty pod tym kątem (gdyby takie badania istniały), to możliwe byłoby określić, kto jest nośnikiem mutacji, wiodącej do nowej formy świadomości. Świadomości, która przerzuci się ze sfery mentalnej do sfery emocjonalnej. Naszym nowym „umysłem” będzie solar plexus, węzeł, który jest unerwiony wielokrotnie bardziej niż mózg. Rzecz w tym, że mutacja ta jeszcze nie dojrzała, a te dzieci są prekursorami tej nowej formy świadomości. Innymi słowy, jest to nieudana mutacja. Jeśli Ruda i Radek urodziliby się w roku 2027 i po, to nie byłaby to żadna dysfunkcja, tylko świadomość operująca z ośrodka emocjonalnego. Teraz do tych tak wrażliwych i głębokich pokładów uczuć nie ma dostępu, bo są ukryte pod falą emocji, która mechanicznie zostaje wzburzona, gdy spotyka się z bodźcami, z którymi te dzieci nie są sobie w stanie poradzić. Niemożliwe do opanowania wybuchy emocjonalne tych dzieci to symptomy, które wzbudzają tyle nietolerancji otoczenia. Tylko matki tych dzieci wiedzą, co to znaczy.

Adaś Wiedemann mówi, zakończ to filozoficznie, a nie rób autoreklamy.

Hmmmm. Filozofia podobnie jak religia miała swój czas, to były sposoby na ustanowienie prawdy czy ukojenia dla rzeczonego homo sapiens sapiens. Mówiąc ezoterycznie, ten miał siedem czakr, teraz jesteśmy istotami o dziewięciu centrach, gdzie właśnie waga procesów mentalnych maleje na rzecz rozwijającej się inteligencji emocjonalnej.

annarybaczynska.com

Nie sądzę też, że wiara czy filozofia przyniosłyby znaczącą ulgę Kąckiej albo Michalczak, zwłaszcza w kwestii codziennego wyzwania radzenia sobie z autystycznym dzieckiem. Możemy sobie tylko wyobrazić przez co przechodziły, szczególnie w konfrontacji z często wrogim nastawieniem otoczenia w miejscach publicznych zwłaszcza. Elizy opis czym było dla niej poruszanie się autobusami czy metrem po Warszawie z Rudą jest jak biegnięcie maratonu z ciągle wstrzymanym oddechem.

Natomiast to, co oferuje Human Design, to na pewno praktyczne wskazówki, przy tym indywidualne i specyficzne dla każdego dziecka, chociażby dotyczące tego, w jakich warunkach czy okolicznościach mają jeść (nie co jeść w sensie diety, choć na to też są unikalne testy laboratoryjne), żeby lepiej trawić zarówno jedzenie, jak i to wyboiste życie. Samo traktowanie dziecka, sposób zwracania się do niego, robi ogromną różnicę w komunikowaniu się i eliminowaniu zawziętego uporu, czy niekontrolowanych napadów furii u dzieci.

Ale autyzm to autyzm i tego odwrócić się nie da, choć w obydwu przykładach, zarówno Ruda jak i Radek, kończą szkoły i mają wyniki, w których przewyższają rówieśników. Najtrudniejsze są początkowe lata zarówno dla dzieci jak i dla rodziców, którzy nie tylko fizycznie muszą sobie radzić, ale też ułożyć się z sytuacją psychicznie, co może być jeszcze trudniejsze.

W końcu przychodzi akceptacja. Prawdopodobnie byłoby o nią łatwiej, gdyby rozumiało się szerszy, ewolucyjny kontekst zjawiska jakim jest autyzm, które nazywam spektrami świadomości.

Enigma, którą jest człowiek w dzisiejszych czasach, już nie musi nią aż tak bardzo być. I w dodatku to jeszcze nie wszystko, bo jeśli przepowiednia się spełni, to od 2027 roku będziemy świadkami czegoś totalnie wykraczającego poza autyzm. „Upośledzenia”, jakiego jeszcze nie widzieliśmy, przynajmniej według obecnych kryteriów. W rzeczywistości nie będzie to handicap, a właśnie nowa forma świadomości, która nie będzie świadomością indywidualną, a zbiorową.

Totalnie bezradna pojedyncza istota, gdy znajdzie się w grupie trzech do pięciu osób, stanie się konstruktem o zupełnie nieznanych nam zdolnościach strategicznych, a ich sposobem komunikowania na pewno nie będzie prymitywna w sumie i nieekonomiczna mowa, tylko sczytywanie informacji na poziomie częstotliwości. Nie będzie to nasza wybiórcza percepcja, ale pasywna chłonność z otoczenia wszystkiego i natychmiastowe przełożenie tego na praktyczność i efektywność. Takie będą te Ravy, bo tak się będzie nazywać ta nowa rasa ludzi. I być może to Ruda i Radek będą tymi, którzy będą bliżej i będą w stanie do jakiegoś stopnia pojąć te nowe istoty? Kto wie? Tylko czas, bliski już, pokaże.

Ps. Przykładem z odległej historii, gdzie współistniały ze sobą, a nawet krzyżowały się ze sobą różne rasy, jest człowiek neandertalski i homo sapiens.

 

 

Część 2

 

Uświadomiłam sobie, że w tej już nierecenzji pojawił się pewnie nie do końca czytelny skrót myślowy, gdzie arbitralnie wypowiedziałam fakty związane z takim rozwojem świadomości, który doprowadzi do rozwidlenia się szlaków ewolucyjnych. My jesteśmy formą ludzką o charakterze przejściowym – homo sapiens intransitus – która zaczęła rodzić się od 1781 roku. Zmiana miała miejsce w płacie wzrokowym kory mózgowej, gdzie nastąpiło rozdwojenie: jedna część mózgu przetwarza informacje tak, jak homo sapiens sapiens (ten który rodził się do 1781 roku), czyli w sposób skupiony i strategiczny, czemu zawdzięczamy cywilizację, którą znamy, opartą na przemyśle, infrastrukturze i technologii, a która zacznie się rozpadać od 2027 roku. Natomiast druga część mózgu przetwarza informacje w sposób bierny, receptywny i peryferyjny. Różnica jest fenomenalna, a skutkiem są właśnie symptomy nieneurotypowości. Dylemat polega na tym, że to nie tak, iż jedni mają tak, a drudzy inaczej, tylko jesteśmy tym niesamowitym pomieszaniem z poplątaniem, który obecnie jest metkowany jako różnego rodzaju dysfunkcje w uczeniu się i w życiu w ogóle.

Przewagą objawienia, którego doznał Ra Uru Hu jest to, że nie pozostało ono w formie wizyjno-poetyckiej, jak Stary czy Nowy Testament na przykład, który z czasem uzyskał formę doktrynalną, i której absurdalnie Kościół ciągle próbuje się trzymać. Ra Uru Hu oszałamiające multisensoryczne doświadczenie, które trwało osiem dni i nocy, zostało jego genialną 25-letnią tytaniczną pracą skodyfikowane i precyzyjnie omapowane. Awans w technologii zapewnił, że „Spotkanie z Głosem” zostało przełożone na graficzny schemat wygenerowany przez algorytm, będący wizerunkiem natury ludzkiej gotowej do odczytania. Objawienie na miarę naszych czasów!

Jeśli a priori i arbitralnie nie odrzuci się koncepcji z nieistotnych w sumie powodów, bo uprzedzeń wynikających z faktu, że informacje generowane są na podstawie dokładnych danych urodzeniowych (i nie, nie jest to nowa astrologia!), to nie tylko będzie można doświadczalnie doznać efektów w postaci poinformowanego życia, ale, posiadając wiedzę na przykład matematyczną, można zostać rzuconym na kolana precyzją obliczeń za systemem stojącą. To jednak osobne zagadnienie, choć równie fascynujące, jak temat świadomości.

Dygresja. Stary Testament oryginalnie był zbiorem wizyjnych fragmentów często powstałych pod wpływem substancji psychodelicznych takich jak kadzidło, które do tej pory pali się w kościele, mirra czy cannabis. Pisany był w języku paleohebrajskim, który nie tylko miał formę ciągłą, bez spacji między słowami, ale też nie miał samogłosek, tylko bliżej nieokreślone dźwięki wydobywające się z otwartych ust, które mogły brzmieć jak a lub e, czy inaczej. To otwiera ogromne pole do interpretacji, czego dowodzi w swoich dwóch książkach oryginalny erudyta i samozwańczy adhd-owiec, wielebny Danny Nemu. Znane otwierające Księgę Rodzaju słowa: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię, mogłyby też znaczyć: „w głowie został stworzony bóg (czy bogowie), a ty jesteś niebem i jesteś ziemią”. Ach! I co wy na to? Dla mnie rozkoszne. I o wiele bliższe myśli zawartej w I-Chingu, która nie wspomina boga w ogóle, ale to, że w człowieku spotykają się niebo i ziemia, już tak! I w czystym Human Design, jak się okazuje, bo właśnie jesteśmy strukturą – obiektem podróżującym w przestrzeni – gdzie zachodzi alchemiczne przenikanie się dwóch różnych elementów: formy  (Design) wywodzącej się ze środka ziemi oraz pierwiastka z wymiaru czarnej materii (Personality) pochodzącej z wymiarów kosmicznych.

Zostawmy dygresje, i wróćmy do strukturalnych konfiguracji naszych konkretnych mózgów i funkcjonowania w nich współczesnych umysłów, i dylematów z tym związanych. Nie mam danych, żeby zobaczyć jak to jest u Rudej i Radka, ale pokażę na przykładzie jukstapozycji mojego mózgu i umysłu, i wynikającej z niej unikalnej kognicji… efektem której jest akapit powyżej, gdzie myśl wymknęła się i powędrowała w zaułek niekonieczny, acz ciekawy, mam nadzieję.

jovianarchive.com

Mamy do dyspozycji graficzny schemat funkcjonowania naszych systemów mózg-umysł oraz otoczenie-percepcja. Schemat, który nie mógłby być przedstawiony prościej, ma postać 16 kombinacji po cztery strzałki w prawo albo w lewo. Widzisz? Wszystko gotowe do odczytania. Poddane dekonstrukcji i wypełnione precyzyjną treścią, strzałki stają się nie tylko rozpoznaniem, ale zestawem praktycznych rekomendacji, które będą w stanie przemienić wszelkie dysfunkcje w funkcje, a może nawet w geniusz. Tylko że trzeba się liczyć z koniecznością zmiany… yyyyyy… wszystkiego.

 Zmiany sposobu w jaki traktujemy ludzi, a małych ludzi szczególnie, już od momentu urodzin, jak się do nich zwracamy, jak są karmione, aż w końcu rozpoznajemy i odczytujemy, jak działają ich systemy kognitywne. Każdy ma jedną z tych 16 możliwości. Jedni są ciągle skrajnie „normalni” (wszystkie strzałki w lewo), a inni skrajnie „inni”, jak ci ze wszystkimi strzałkami w prawo. Ja jestem jeden jedyny krok od tej skrajności: mam trzy strzałki w prawo i jedną w lewo. Odkrycie tego naprawdę zrobiło różnicę w sposobie osiągania naturalnej motywacji. Najgorzej mają różnego rodzaju „twiesties”, czyli ci, którzy mają strzałki we wszystkich możliwych odwrotnych do siebie konfiguracjach. I to ci najczęściej klasyfikowani są jako ze spektrum autyzmu z przeróżnymi symptomami traktowanymi powierzchownie i opisowo, bo nikt nie wie w czym rzecz.

Czując to, dlatego pewnie Kącka nie bardzo widziała sensu w formalnym diagnozowaniu Rudej. Żadna z autorek nie porusza głębiej spraw fizjologicznych, oprócz tego, że Ruda miała swoje upodobania do szczególnych produktów jedzeniowych, a Radek w dzieciństwie miał Atopowe Zapalenie Skóry i symptomy padaczkowe. Michalczak specjalnie nie rozwodzi się, a nawet wręcz traktuje z ironią swoje wątpliwości czy podejrzenie, że do stanu Radka mogły przyczynić się szczepionki. W nierzadkich przypadkach tak rzeczywiście jest, że układ immunologiczny dziecka jest przytłoczony szczególnie łączonymi szczepionkami i przyczynia się do zaostrzenia różnych symptomów. Nie wiemy czy Ruda była na lekach, natomiast Radek tak, i Michalczak daje wyraz swojej agonii, gdy zapędziła się w czytanie ulotki o właściwościach leku i jego potencjalnych skutkach ubocznych.

Doświadczenie i sporo opracowań medycznych potwierdzają jednak związek stanu jelit i ich wpływ na funkcjonowanie mózgu poprzez system nerwu błędnego. A mózg z kolei ma wpływ na funkcje kognitywne umysłu. I koło się zamyka, a nasz schemat zmiennych (variables), gdy odczytany, pokazuje precyzyjnie owe zależności. Natasha Campbell-McBride, doktor medycyny ze specjalnością z neurologii, a później dietetyki, która jako jedna z pierwszych rozpoznała tę zależność, opracowała dietę „GAPS”. Podejście to opisane w książce „Gut and Psychology Syndrom. Natural Treatment of Autism, ADHD, Dyslexia, Dyspraxia, Depression and Schizophrenia”, wydanej w 2004 roku, pomogło wyleczyć z autyzmu jej syna.

Nie ma dziś czegoś takiego jak normalna dieta. Pomijając toksyczność produktów, będącą wynikiem zanieczyszczenia środowiska chemią, które poza bardziej oczywistymi nietolerancjami powodują też trudne do zdiagnozowania wrażliwości, gdzie reakcja immunologiczna pozostaje oddalona w czasie nawet do 72 godzin. Jedząc bez przerwy tego typu produkty doprowadza się do przewlekłych stanów zapalnych najpierw jelit, potem innych organów i układów w organizmie, aż do chronicznych chorób zwanych cywilizacyjnymi, do tego stopnia, że już kilkuletnie dzieci chorują na cukrzycę! Te ukryte wrażliwości są możliwe do zbadania laboratoryjnego, choć takie testy są mało znane i trudno dostępne na polskim rynku.

Z perspektywy Human Design chodzi jednak o coś innego. Mamy różne układy trawienne, choć zbudowane z tych samych organów, co też jest odzwierciedleniem procesów ewolucji. Niektórzy mają nowoczesne, otwarte i wrażliwe systemy trawienne, inni odwrotnie, pierwotne, co ciągnie za sobą restrykcyjne i rygorystyczne wymogi w sposobie jedzenia. Setki czy tysiące najróżniejszych diet są odzwierciedleniem tych różnic i dowodem, że niektóre w jakimś stopniu są pomocne jednym, a nie działają na innych.

Nie mam danych, więc nie mogę pokazać na przykładzie Rudej czy Radka, na czym to polega. Ale zobrazuję to na swoim przykładzie. Moją konfiguracją są: trzy strzałki w prawo i jedna strzałka w lewo. Przekładając to na treść zrozumiałą i praktyczną: im więcej w lewo, tym więcej z homo sapiens, im więcej w prawo (kierunek ewolucyjny w przyszłość, który jest już tuż-tuż, bo zaczyna się od 2027 roku), tym więcej z Rava (Rave to nazwa tych istot, które z rzadka na początku, będą się rodzić od 2027 roku według przekazu odebranego przez Ra), ale nie Rava Rava, czyli tej nowej rasy, tylko ludzkiego Rava. Więc jestem w 3/4 ludzkim Ravem i w dodatku przed czasem, czyli wtedy, gdy będzie to „nowe normalne”, bo teraz jest to „inne” i „dziwne”, z czym normalnie nie wiadomo co robić. Więc nazywa się to ładnie wysoką wrażliwością albo mniej ładnie, syndromami ze spektrum autyzmu, co sugeruje już nieprawidłowości w stronę choroby, dysfunkcji czy patologii. Informacje te w tej chwili precyzyjnie pokazują tylko te zaawansowane aspekty systemu Human Design.

Moja konfiguracja to potencjalnie duże problemy. Na zewnątrz mogą objawiać się brakiem zainteresowania, biernością, obojętnością, brakiem aktywności, aż do potencjalnych stanów apatycznych po przeciwnym biegunie spektrum. Pod powierzchnią tych pierwszych ukrywa się niezwykle głębokie i subtelne chłonięcie i przetwarzanie rzeczywistości, która jednak często pozostaje niewyrażona, bo sama po prostu nie jest się w stanie wyrazić. Te strzałki w prawo to system chłonący jak gąbka, i jak z gąbki trzeba to bogactwo wycisnąć. Dylemat polega na tym, że to właśnie się nie dzieje, bo na przykład nie ma z kim rozmawiać na takich poziomach, a o banałach się nie chce, więc się milczy. Inną formą ekspresji, której też potrzebny jest jakiś impuls do wydobycia jej i metamorfozy, jest ekspresja artystyczna.

Natomiast stany letargiczno-depresyjne odcinające od jakiegokolwiek kontaktu pojawiają się wtedy, gdy smutki i melancholie będące muzą dla kreatywności, nie transformują się w impuls twórczy, tylko schodzą na mielizny i dno beznadziejności, apatii i depresji, z których ciężko się samemu wydobyć. Ucieczką są często leki i używki. Jak używki może działać też jedzenie (cukier i dodatki chemiczne powodują nadpobudliwości, natomiast nabiał i gluten działają na mózg jak opiaty), które wystarczy wyeliminować, aby stan się szybko i znacząco poprawił. Na przykład odzyskuje się kontakt wzrokowy z dzieckiem albo zaczyna ono mówić podczas, gdy wcześniej nie mówiło. Indywidualne modalności jedzenia, szczególnie gdy zastosuje się je od początku życia człowieka, daje szanse na to, że będzie on funkcjonował jak dobrze nastrojony instrument grający swoją partię czysto i unikalnie. I w tym rzecz.

Konfiguracja strzałek w prawo może powodować brak zainteresowania i nieumiejętność zaangażowania się w cokolwiek, brak energii na zrobienie czegokolwiek. Czy nie przypomina to Radka, który deklaruje, że coś zrobi i następne dwie godziny spędza na kanapie?

Jest to zupełnie nowy typ bio-formy, ciało, które jest pasywne i któremu w dodatku służy pasywne otoczenie. Poganianie go i napominanie naprawdę będzie go stresować i w zależności od tego jakim jest typem, będzie uparcie stawiał opór, będzie się złościć, czy pozostawać bezradny wobec nacisków otoczenia. Co z tym zrobić? Dużą częścią powodzenia będzie rozpoznanie tego stanu jako faktycznego i adresowanie konstruktywnie. Czy upieranie się, że tu i teraz, w tej chwili najważniejszą sprawą na świecie jest zaniesienie na miejsce tego kosza zawadzającego przejście? Czy warto się złościć i robić o to awanturę? Może przy okazji ktokolwiek, komu po drodze, weźmie ten koszyk i zaniesie na miejsce? Może to być kwestia zasady, może też być to kwestią perspektywy. Od tego zależy atmosfera w domu ostatecznie.

Te pasywne dzieci mogą być przymuszane do robienia rzeczy z ich perspektywy będące stratą czasu. Jak więc radzić sobie z porządkiem w domu, na przykład? Może poszukać kogoś, kto się w tym spełnia (istnieje gen fanatyka porządków: „zelota, obsesyjne sprzątanie domu”), a nie robić afery z tego, że ktoś takiego nie ma.

Oczywiście każdy musi nauczyć się samodzielności w życiu. Musi to jednak stać się w zdrowy sposób. W tej nowej i pasywnej konfiguracji kryje się niespotykana kreatywność. Paradoksalnie i na nieszczęście, im więcej tych strzałek w prawo, tym więcej nacisku na „uzdrowienie” i próbę zmienienia tego, stąd tyle wysiłku, żeby Radek uczył się chociaż po 10 minut określonego przedmiotu. Jakoś nie trzeba było zaganiać go do uczenia się angielskiego, który wchłonął poprzez imersyjną grę. To jest dla niego naturalny sposób uczenia się, więc czy to Radek jest problemem, czy to, że nie miał dostępu do gry, która nauczyłaby go matematyki? Może w ogóle większość przedmiotów jest niepotrzebnych? Mieć wybór, żeby zagłębić się w to, co najbardziej człowieka interesuje w danym czasie? Dzieciaki nie chcą się uczyć czegoś, co ich nie interesuje. Idealna szkoła przyszłości? Może taka, którą stworzyła nastoletnia Julia Wojtkowiak, twórczyni portalu „nie mam czasu na szkołę”. Zapowiada się, że wkrótce na uniwersytetach też zmieni się trend i nie będzie fakultetów, tylko sami studenci będą sobie komponować program studiów. W rozrywce mamy to od dawna, nie ma ramówek w Netflixie, tylko oglądasz to, co chcesz. Rozpoznajmy w końcu oczywiste i przełóżmy na realia dzisiejszego świata. Do 2027 już blisko i przeszkody same będą padać.

Unikalność tej konfiguracji pokazuje jedna strzałka w lewo. Oznacza ona, że tej istocie  potrzebne jest głębokie skupienie na czymś, żeby swoim przenikliwym, ostrym jak laser spojrzeniem,  wyłowiła coś szczególnego, coś czego nikt inny nie widzi. Te strzałki pokazują tylko architekturę naszych kognitywnych warunków. Jest jednak jeszcze treść, po którą sięga się w innych obszarach systemu Human Design. Radzenie sobie w życiu jest dane naturalnie, jeśli odda się decyzyjność samej osobie według jej reguł. Muszą jednak być rozpoznane i wytłumaczone, a następnie uszanowane, a może się nawet okazać, że inność jest osobliwością, nie problemem. Wtedy od początku można traktować dziecko należycie, co ułatwi życie wszystkim, a nie wypaczy dziecka, które od początku zaczyna myśleć, że coś jest z nim nie tak. A ilu dorosłych ciągle tak o sobie myśli! Specjalne, unikalne widzenie spraw to dar do docenienia, a nie powód do bycia krytykowanym czy odrzuconym przez innych. Na tak precyzyjne podejście niestety nie ma szans w „normalnych” rodzinach czy szkołach z tendencją równania do jakiejś normalności.

Nikt nie przychodzi na ten świat upośledzony, przynajmniej według kryteriów, o których piszę. Rozpoznanie swojego miejsca w schemacie ewolucyjnym, a szczególnie tego kierunku w prawo, oznacza wyzwolenie genialnej kreatywnej siły i ostrości widzenia życia oraz możliwości wyrażenia tego w czysty, klarowny i oryginalny sposób, pod warunkiem, że wyłonią się naturalne okoliczności, żeby taka ekspresja zaistniała.

Jak w mechanice kwantowej, ta cała „prawość” w nowych ludziach to zjawisko wyłaniające się. „Emergent phenomena”, nie mające wiele wspólnego z celowym strukturyzowaniem. Dlatego tak ważne jest stworzenie warunków, aby tak zaawansowana świadomość mogła zaistnieć i zadziwić innych tym, co wie i potrafi. To są te „czarne konie”, po których nie spodziewa się wiele, a zaskakują jako naturalny rezerwuar wiedzy i mądrości gotowej do czerpania, jeśli tylko wie się jak to uczynić. Nie tylko byłoby pożyteczniej dla wszystkich, ale też ciekawiej.

Wszystkie te konfiguracje wymagają znajomości zasad nawigacji. To bardzo precyzyjne  parametry. Homo sapiens intransitus to skomplikowany konstrukt i bez klucza dłużej się nie da. Dowód? Rozejrzyj się wokół.

Rozpaczamy z powodu drastycznego zaniku i walczymy o ochronę bioróżnorodności w przyrodzie, bo wiemy że w niej tkwi bogactwo. Może zobaczmy analogię z ludzką biologiczną i psychologiczną różnorodnością i też pozwólmy jej istnieć i kwitnąć.

 

Anna Rybaczyńska