Kącik Wiesi (12)


Zaświaty


 

Doczekać północy. Najlepiej podczas pełni księżyca i we mgle, kiedy cienie drzew mylą ścieżki, plączą kroki.

– To kto teraz odważy się pójść na cmentarz?

– Co ty, nigdy w życiu, zaskrzypi gałąź i padam trupem… choć w duchy nie wierzę.

– No ja też nie wierzę, boję się tylko ludzi, ale kto by tam po nocy na takie odludzie chodził.

Dopiero co wrócili z grobów. Jutro Zaduszki. Dobry czas na wspominki. Młodzi lubią się postraszyć, choć to, co opowiadają starsi, to dla nich bujdy. Pierwsza zaczyna Matka, która ma największą siłę przebicia. „Ojciec umarł nagle, na serce, nikt się tego nie spodziewał, ale zanim stało się to nieszczęście, pies wył przez pół nocy. A potem, w dniu pogrzebu, gdy wyprowadzano z domu trumnę z nieboszczykiem, nawet konie szarpały się przy żłobach i głośnym rżeniem żegnały gospodarza. Aż ciarki szły po plecach. Mówię wam, i zwierzęta  swój rozum mają”. „A pamiętacie, jak babcia przyszła się pożegnać? Nad ranem, już świtało, ktoś zapukał dwa razy w okno, a w południe dotarła wiadomość o jej śmierci” – przypomina sobie najstarsza córka. „Odeszła tak cicho, jak żyła. Pokój jej duszy” – westchnął jej syn i zarazem Ojciec rodziny. Matka chętnie rozwinęłaby wątek teściowej o kilka burzliwszych faktów z jej życia, ale powstrzymuje ją obecność swojej matki, która po wielu przejściach zamieszkała przy rodzinie. Babcia cierpliwie czeka na swoją kolej. Każdy zna jej opowieści o kudłatym stworze z jarzącymi ślepiami, który straszył po nocach w okolicach hrabiowskiego majątku, ale nikt nie śmie przerywać. Niespodziewanie w sukurs babce przychodzi zięć. „Ale tam, śmiejecie się, gdy byłem chłopakiem, jeszcze na służbie u Niemca, powiadano, że na rozstaju dróg, przy karczmie, pokazuje się  nocą duży czarny pies. Ma takie złe, świdrujące oczy, kto go zobaczy, zaraz zmyli drogę”. „Phi… pewnie diabeł; jasną nocą każdemu zwierzęciu świecą się oczy” – uzupełnia rezolutnie syn. „Dawno temu właśnie w tych okolicach spłoszyły się konie i cały ślubny orszak – kilka par sań, z Parą Młodą – potopiło się w okolicznych bagnach. Nad ranem siarczysty mróz ściął mokradła grubym lodem, a wiosną nie było już po weselnikach śladu” – ciągnie dalej niczym niezrażony Ojciec. „No co też tata wymyśla, w tych okolicach nie ma bagien, same laski i piaski” – niedowierza młodsza córka. „Nie ma bagien, bo już je pewnie Olędrzy osuszyli” – wyjaśnia średnia córka, która trochę liznęła historii. Nagle Matka zbliża się do okna i przykładając palec do ust nakazuje wszystkim ciszę. „Czy mi się zdaje, czy ktoś pokutuje po nocy?”. Po chwili dają się słyszeć jakieś trzaski i zgrzytania. „To tylko wiatr. Już dawno miałem ściąć tę starą jabłonkę. Poczekajmy, aż się rozwidni” – mówi spokojnie Ojciec.

„A ja tam w ogóle nic nie słyszę.” – dopowiada babcia, zbierając się do snu i, jak każdego wieczora, rozpoczyna swoje modły: „Ja grzeszna idę spać, nie może mi się nic złego stać…”

 

 

Wiesława Ptaszyk