Zaułek bez-troski (12)


Gertruda ubrana i rozebrana


 

Czy Gertruda Stein jest naga? Czy należałoby ją ubrać? Ano w pewien sposób tak. Wykuta w granicie siedzi na cokole w nowojorskim Bryant Parku, wydana na spojrzenia przechodniów, więc obnażona, a może nawet bezbronna.

W Bryant Parku zazwyczaj przyjemnie zacisznym, wrze życie przed-halloweenowe. Trwa kiermasz, na którym mydło i powidło przyjmują formę żarełka z różnych stron świata, biżuterii, gadżetów, kawiarenek i gotowych do zabawy ludzi. Właścicielka butiku z ciuchami naprzeciwko Gertrudy dwa dni temu postanowiła ją ubrać. Z troski o jej zdrowie, bo nowojorskie wiatry potrafią przenikać do kości? Nie wiadomo. Opowieść słyszę z drugiej ręki, od sprzedawczyni:

– Szefowa wstała i oznajmiła: „Włożę jej nasze poncho”. – Dokładnej przyczyny tego przypływu natchnienia nie znamy. Możemy przypuszczać, że szefowa zadziałała z nudów, żeby coś robić i zająć czas. Albo też wiedziała, kim jest jej pomnikowa sąsiadka i zapragnęła zbliżyć się do niej cieleśnie. Ta motywacja Gertrudę pewnie by zadowoliła, choć wykonanie już pozostawia do życzenia.  Cały długi dzień Gertruda siedziała opatulona po uszy, co moim zdaniem, średnio jej się podobało, bo przecież w życiu nie obawiała się ludzkich spojrzeń. Od wczoraj znów bez kurtki, obnażona i wydana, a ja sprawdzę, jak ją widzą.

Właściwie to jej nie widzą. Mało kto rzuci okiem, a zaczepiony robi minę jak z księżyca. Neutralizuję tę minę okruchami: że była mecenaską Picassa, że pomagała Hemingwayowi, że prowadziła salon, gdzie spotykali się artyści.

Moje banały cieszą się wielkim powodzeniem, szczególnie ten o salonie, bo dom otwarty przemawia do wyobraźni. Ciekawi świata Amerykanie wyciągają komórki, googlują i się dziwią: „O, napisała tyle książek!  O, tu jest jej portret! O, kolekcjonowała obrazy!” Tym to sposobem ja, Polka, korzystając z przywileju obcego, który patrzy z boku, rozsiewam w Stanach wiedzę o Gertrudzie. W sumie ona też we Francji była obca i być może właśnie dzięki spojrzeniu z boku widziała więcej.

Jakieś okruchy wpadają jednak i do mojego ogródka. Dwie dziewczyny o filmowej urodzie wspominają jej przyjaźń z Hemingwayem. Dowiaduję się również, że Gertruda często korzystała z pobliskiej biblioteki.  – To była amerykańska pisarka – słyszę. Tak, ale mieszkała w Europie. Czy to nie zdrada Ameryki? Moja prowokacja wywołuje tylko wzruszenie ramion. Trochę lepiej mi idzie z następnym przesłuchiwanym. Zadbany pięćdziesięciolatek w marynarce, więc pewnie mieszka nieopodal lub zaparkował niedaleko, okazuje się krynicą wiedzy. Stein była pisarką o przełomowym znaczeniu dla modernizmu, prawdziwą matką awangardy, wprowadziła kubizm do literatury. Słucham z zachwytem i próbuję ustalić, skąd bije źródło.  – Pan jest intelektualistą? – pytam. – A skąd, jestem prostym człowiekiem, który lubi chleb z masłem. Świetnie, to spróbuję go przycisnąć.  – Stein była lesbijką – rzucam. – Czy takiej należy się pomnik? Patrzy na mnie jak na raroga.  – Irena przyjechała z Polski – uznaje za stosowne włączyć się mój przyjaciel. – A u nich homoseksualiści nie mają pełnych praw.  Pan od chleba z masłem odpuszcza mi niepoprawność polityczną, ale ja nie odpuszczam.  – Stein była Żydówką! – walę na odlew. – Czy takiej należy się pomnik? I tu mój rozmówca przechodzi na wyższy rejestr: – Ameryka kochała swoich Żydów, ale dwa lata temu to minęło. Dziś komuś z żydowskim pochodzeniem pomnika by nie postawiono.

Znad rzeki Huston powiało smuteczkiem.

Autor pomnika Jon Davidson, dumny ze swego dzieła, powiedział o jego bohaterce, że w pewien sposób symbolizuje mądrość, więc nic dziwnego, że wygląda jak Budda. Może i dobrze, że nad tą rzeką, w tym mieście, siedzi zwalista postać z rozstawionymi nogami i rękoma na podołku. Niepiękna, ale silna. Przypomina nam, że polityka to nie jedyna siła, że sztuka też ma moc.

 

Irena Wiszniewska