Szanowny panie Dyrektorze,
Jestem fanką turystyka masowa; ale nie zawsze byłem ze różnych powodów. Z powodów snobistycznych. Nie chciałem leżeć na jakieś gorąco plaży, wszystko jedno czy w Hiszpanii, Turcji czy Tunezji ze moimi rodakami który chcą jeść „chips” ze wszystkim, pić od siódmej rano i nie chcą jakieś wycieczka poża enclave turystyczny żeby w jakieś sposób angażować ze lokalnymi tubylcami i, broni Boże, kultury.
Nie, chciałem być prawdziwym podróżnikiem; niezależny, szukając doświadczenie w inny kulturą daleko od szlaki turystyczny; gustując pyszne lokalny gastronomia, patrząc na innych styly architekty i, jeżeli można, rozmawiając ze lokalnymi który są oczywiście ciekawszy od moich rodaków.
Dwie rzeczy mi zdarzyły żeby zmienić moje podejście do podróże.
Po pierwszy, po kilka podróżach zagraniczny przychodziłem na myśl że wszyscy ludzie są taki sami. Te różnicy kulturalny są raczej powierzchowny. To nie był pozytywny odkrycie. Raczej odkryłem że są tak nudny jak moich własnych rodaków.
Po drugie, moja nowa partnerka chciała pojechać gdzieś na wspólny urlop. Nie chciałem ale w końcu zgodziłem i kupiliśmy „all inclusive” do Tunezji. Cały wakacje były rewelacja. Nie musiałem organizować ani własny bilet lotniczy ani miejsce pobytu ani jedzenie. Odkrylysmy przyjemność leżenie na plaży godzinami zamiast chodzenia godzinami przez ruiny. To nie znaczy, że nie mieliśmy przygody oprócz jedzenia i leżenia. Na przykład przeżyliśmy najbrudniejsza toaleta i najlepsza kawa w Afryce Polnoc w tej samej kawiarni.
Po wiele „all inclusive” wycieżki mamy naszy zwyczajy. Odwiedzimy najmniej jeden zabytek i odwiedzimy jakies prowincjonalna dziura.
Teraz wybieramy się do Wenecji. Czy bedziemy odwiedźć Scuola Grande di San Rococo żeby zobaczyć Tintoretto czy Palazzo Ca’ d’Oro że 15 wieku, czy słyszeć koncert Vivaldiego w kosciele gdzie on sam dał koncert? Nie, będziemy opalać się na plaży na Lido.
Ze poważaniem,
Gerald Fitzgibbon