Esej o (nie)poetyckim seksie i o językach pogubionych (na kartkach papieru)


 

1.

 

Kogo podnieca Chrystus Velázqueza? Spójrzcie, jaki on jest ładny. Ładniusi. Wyciągnięty jest na krzyżu, wyprężone ciało ma. Jest muskularny, ale też i zarazem szczupły. Twarz nawet nie jest tu zupełnie istotna, bo zakryta jest świetnie przygotowanymi do sesji zdjęciowej włosami. Tło i napis (w językach: starogreckim, łacińskim i aramejskim) nie jest tutaj w ogóle ważny. Liczy się ciało, muskularne i wyprężone. To ciało nie do modlitwy,

a do pocałunku.

Tak samo i w poemacie Miguela de Unamuno, baskijskiego filozofa, poety i pisarza, który tworzył w hiszpańskim-kastylijskim. „Chrystusa Velázqueza” reklamuje jego polski wydawca jako

 

w opinii krytyki (…) największy poemat religijny Hiszpanii od XVI wieku. Jest to rodzaj modlitewnika, który świadomy swych słabości czytelnik może otworzyć, by kontemplować postać ukrzyżowanego i żyjącego Chrystusa – źródło swego zbawienia. [Wydawnictwo Marek Derewiecki]

 

W środku jest jednak trochę inaczej, bo rozpalają się / oczy wiary w najgłębszym / z duszy zakątków; a mocą sztuki – w formie / czynimy cię widzialnym. U Unamuny nie potrzeba Przeistoczenia, żeby Syn Boży stał się ciałem. Objawienie duszy, którą jest ciało, / to źródło bólu i życia, / ciało człowieka, co go nieśmiertelnym czyni, / ciało, które przed oczami staje się ideą.

Przecież to zdecydowanie Chrystus Velázqueza Unamunę podnieca, bo jakżeby inaczej, jakby inaczej miał nie podniecać. No, i dalej – kiedy Unamuno widzi Chrystusa, bardzo podobnego do tego velázquezowskiego, bo w „Palencji” (tak w polskim tłumaczeniu), to również czuje się podniecony. Tutaj jednak już bardziej perwersyjnie, bo, jak tłumaczy na polski Henryk Woźniakowski, ten worek kości i zgnilizny / ni mężczyzną nie jest, ni kobietą.

 

2.

 

Podobnie i podczas Wielkiego Tygodnia w Sewilli.

Autorem grafiki był Salusiano García. Na plakacie widać Jezusa o delikatnych rysach twarzy i starannie przystrzyżonej brodzie. Postać ma odsłoniętą klatkę piersiową, a biodra zasłonięte są jedynie tkaniną, spod której widać częściowo uda.

Projekt = oburzenie. Katolickie NGOsy określiły go jako „wstyd”, „aberrację”, a także – „zniewieścienie” i „seksualizowanie” postaci religijnej. Tam, wiadomo, protesty. Trochę jak na innym z pochodów – gdzieś w Meksyku, też podczas Semana Santa, kiedy mężczyźni, ubrani w jakieś dewockie stroje, robili sobie zdjęcia, jakby liżąc: wielkie świecie, może i gromnice.

Manifestacja religijna jako okazja do seksu oralnego. Oddanie tu, oddanie tam. Oddaję się Tobie, Najpiękniejszy, całkowicie w niewolę, a jako Twój niewolnik poświęcam Ci ciało i duszę moją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, to Stefan Wyszyński. Pielgrzymka, jasne, może iść do przodu dlatego, że rodzą się kolejni pielgrzymi.

 

3.

 

I, jasne, można dać proste wytłumaczenie w stylu psychoanalizy – że są różne sposoby na zaspokojenie seksualne, nie tylko w formie stosunku seksualnego – ale i różne przeniesienia, także i te religijne. Tak też mówi Lacan czytany przez Alenkę Zupančič (Łódź-Warszawa, 2021). Pytanie, które sprawia nam najwięcej przyjemności ze stosunku.

 

Kiedy w świecie iberyjskim mówi się o Chrystusie Velázqueza, w Rzeczypospolitej – o matematykach, co mają „kurwy w domu”. Dwór się bawi, stosunek seksualny to najpiękniejsze dwie, może trzy minuty dnia – o tym pisać nie warto, warto ukryć. Jeśli coś straszniejszego, to warto schować. W Rzeczypospolitej, podobnie zresztą i w Carstwie, nie wypada. Wchodzisz wyżej, nie mówisz więcej. To piękne przedłużenie prawdziwego rycerskowania się, szewalierstwa. No, bo nie wypadało mówić o gwałcicielach na arturiańskim dworze – przed tym skutecznie uchronili nas tak Marie de France, jak i Chrétien de Troyes.

 

I to dlatego Kochanowski nie zastąpi ani Shakespeare’a, ani Dantego, ani zapewne nawet Spensera lub Ariosta czy Tassa – jak utyskiwał sobie w pamiętniczku Stasiu Brzozowski.

 

Czy można mówić o przemocy? No nie, bo nie wypada. Wiadomo, że jest, no ale się nie powie. To aseksualność z porządności, z tego, że na jakimś tam dworze nie wypada mówić. Na dworach zaś nie wypada mieć orgazmów. A nawet, jak się ma, to po kryjomu, przed ciekawych wzrokiem.

 

4.

 

Unamuno bardziej podnieca się Chrystusem, Panem i Zbawicielem, niż czymkolwiek innym Bolesław Leśmian. W malinowym chruśniaku trzeba się schować tak, żeby nie było ciekawych wzroku. Czytelnik nie może być ciekawy. Świrszczyńska, jak widzi swoje ciało, to widzi zgniliznę kompletną, umierającą powstankę warszawską. Herbert i Różewicz gderają z lęku. Mickiewicz nie ma swojego języka, Słowacki – boi się matki. Agnieszka Szpila tak nienawidzi seksu, że po drzewach szuka stabuizowanej religii. Pokolenie brulionu to obleśne dziadowanie, zachwyt Świetlickim i wierszami o dawnych kochankach, które samobronią się głównie logikami pola – nieświadoma przemoc, która chce laurów (zamiast stać się samoświadoma i być sensowną literaturą). Lechoń i Zagajewski grają na fortepianach tak, żeby nie wydobyć dźwięku. A

 

zaraz pod miesiącem cygańskim,
rzeczy na nich patrzują,
a oni; ich nie widzują.

 

 

5.

 

Jednym z najpiękniejszych zbiorów o miłości, jakie mamy po polsku, są „Ukraińskie wiersze miłosne” (w wyborze i opracowaniu, a także ze wstępem Stanisława Srokowskiego; Warszawa, 1991).

 

Zapomniałbym w sobie ciebie
na wieki, na całych wieków wiek.
Lecz widzę – niebo błękitne
płynie w głębinach rzek.


I ty się z głębi wyłaniasz,
jak błękit jasny.
Pieszczotami cichymi sprawiasz,
że gubię się w duszy własnej.

Leonid Horłacz to nie wybitny, ani nawet nie najważniejszy poeta, dawny redaktor Під прапором Леніна, autor powieści poetyckich o historii Ukrainy.

 

Tak jak i Natałka Pokład.

 

Ktoś dźwięcznie się zaśmiał na dole.
Jeszcze chwilka i wyczerpie się, minie.
Wypręża się ciało. Krzyk dojrzewa…
Jakież niebo w światłach dziś płynie!

 

Reaktywatorka sojuzjanek (Союз українок), nauczycielka szkolna. Nic takiego.

 

 

6.

 

A na co to wszystko? Byle znaleźć język, którym będzie można opisać podniecenie obrazem. Zwróćmy uwagę na to, co można z tym zrobić jeszcze dalej. Bo gdzie tam Matudze było do mądrości?

 

Nic, jeno chichy a chachy mu w głowie, a na piasku smalić skórę pod słońcem, a na głębinie się pluskać – nawet w niedzielę.

on, jeśli brał do rąk jaką księgę, to tylko tę, co mu ją synal chorążego pożyczał. Brał ją do ręki, wziął ją do ręki. Siadł na progu i zaczął czytać. I tam, w mądrej księdze, i tu wokół niego latały pierwsze muchy, ufne i niebojne. Czytał. Boże, jakie to cudne! Spojrzał na świat. Bzy kwitły ciężkie, że aż cycate. Spojrzał w niebo, westchnął.

 

U Pankowskiego bzy są cycate. U Unamuno falliczny jest Chrystus. Najłatwiej jest pożądać tego, czego nie ma, najłatwiej o tym pisać. Seks jest wszędzie, a jednak nigdy go nie ma. Jak pisze o tym ironicznie, jak to Orliński, Marcin Orliński w „Zabiegach” – Z bezładnej masy granitów i sjenitów wyłapuję – tak mi się wydaje – jedno słowo: – Pornografia!. Tutaj nie ma miejsca nawet i na Gombrowicza.

Brak seksualnej realizacji prowadzi zaś do nienawiści, również skierowanej do siebie. Bohaterki Zofii Romanowiczowej giną w wypadkach samochodowych, które same powodują – bohaterki Anny Świrszczyńskiej chcą być tutaj, a nie gdzieś indziej, w traumie albo w wojnie, bo rzeczywistość jest nie do zniesienia. Seks zaś to agresja, ale agresja przy tym radosna i jak najradośniejsza. Agresja, bo to przekroczenie granicy aż na granicy szaleństwa. Może dziać się i na smutno, ale bez radości staje się gwałtem. Artykuł sto dziewięćdziesiąty siódmy polskiego kodeksu karnego, i tak dalej, i tak dalej.

 

 

7.

 

Tymczasem, poezja lat dziewięćdziesiątych to przemoc – i to obleśna, udająca sublimację. Nie dająca się jednak podciągnąć pod paragraf, bo nie o to chodzi w literaturze. Jest, po prostu, wielowymiarowo chujowa – w sensie dosłownym i metaforycznym. Jest taki wiersz, który stał się memem, „Słodkie lata 90-te” Jaworskiego.

 

Żyliśmy jak zwierzęta.
Bez iPadów, LTE i Internetu.
Dziewczyny bobry miały zarośnięte.
Rzadko goliły nogi.
Nic nie było wyjebane w kosmos.
Nic nie było zapisane na pendrivach.
Wszystko było zapisane w gwiazdach.

Pendrivach-gwiazdach, Jaworskiemu udało się nawet zrymować. Poza tym: wiadomo, wiersz żałosny, obleśny, nie jak na wrażliwość początku drugiej dekady wieku dwudziestego pierwszego. No, to – to wiemy. Ale wiersz ten jest o tyle ciekawy, że jest chujowy: bo i, zwyczajnie, słaby – ale też skupiony na chuju; mitycznym, który ma stworzyć poetycki porządek. Chuj boi się, jak coś jest Inne, chce je unicestwić. Dlatego to kobieta, cis czy trans, musi być tutaj przerażająca, dzika, więc i pociągająca. Jest więc on salvatge – ale u Vicenta Andrés Estellésa, katalońskiego klasyka, dla którego seks był formą buntu przeciwko frankistowskiej, a więc narodowo-katolickiej dyktatury, oznacza to seks dobry. Nie ma tego u Jaworskiego, bo w języku polskim to po prostu nie istnieje. Tutaj bobry są zarośnięte, ukryte – ukryte tak, by nie widać łechtaczki, by się zaspokoić, by nienawidzić. Wszystko jest w gwiazdach, tam jest dla nas wybawienie. Prawo moralne, to o nie wiecznie chodzi. Tradycja przemilczeń w Polsce jest niewzruszona, to Brandys, kiedy mówił, że w polskiej literaturze nie moglibyśmy mieć Wilde’a, bo Wilde to sodomita, a hrabia Potocki nigdy nie powiedziałby o swoim synu, że jest sodomitą. Jest tak moralnie, że aż nieznośnie. Tekieli, zanim wyjawił swój prawdziwy stosunek do seksualności – a więc lękowy, obsesyjny, ukryty – jedyne, co napisze, to przyjdź bądź T oja, ale i tak ja w niebie tak na ziemi.

Pożądamy się. Ale radują nas już / rozbrykane zegarki, to Marcin Baran. przecież kiedyś, / gdy będziemy zmęczeni zachodami – wschodami, / lewą i prawą ręką, kocham cię – nie kocham, / będziemy je przyzywać – a gdy wreszcie przyjdzie /– przyjmiemy je z wdzięcznością, to Marcin Świetlicki. Dobre, pożądne modlitwy, do boga Apolla.

 

 

8.

 

Alternatywa – seks jak z Radia Maryja. Albo, lepiej, brak seksu. Seksu nie ma. Popęd realizowany jest: w wizjach świętych, w marzeniu o Praworządności, w marzeniu o świecie bez przemocy, w skłotach anarchosyndykalistów. Nawet i bańka „postępowa” przed nim nie ucieknie, czego dowodem niech będzie wspomniana już Szpila, dla której zabawy neopogańskością są ucieczką od mówienia tak o ciele, jak i o seksie. Trochę jak na dworze królewskim: jak coś strasznego, to jako legenda. Z kim naprawdę walczył święty Jerzy, Jurij, Jordi?

 

naoliwione palce zepsuły touchpad zwilżyłem obmytym papierem
szkoda że pracowników/czki serwisu ominie zapach fal          chciałbym im dać
całe morze całą ziemię

 

To Gustaw Owczarski. Z Owczarskim walczy święty Jerzy, ale Owczarskiego mógłby już lubić Jordi.

 

dedos aceitados arruinaron el touchpad  lo humedecí con un papel mojado 
lástima que el olor de las olas no les llegue a los técnicos/as  quisiera darles 
todo el mar  toda la tierra.

 

Owczarski prowokuje, bo się zachwyca ciałem. Zachwyca się też Maja Demska:

 

wiem wszystko o wszystkich imprezach
najbardziej ze wszystkich tam tańczę
łapię ryby w moje seksowne rajstopy do łapania ryby.

 

Albo Szymon Kowalski:

 

Teraz będzie tylko strzelać ze stóp płomykami ognia.
A, bym zapomniał, będzie strzelać nimi również z brzucha,
z pępka, mówiąc najdokładniej.

 

 

9.

 

Mamy więc podział na literaturę Chuja, która jest tak samo władcza, jak i przerażona, jak i niepotrzebna. A potem inne języki, które się tworzą, opierając się na wcześniejszych. Bo Ma góralka duże serce, pomieścita się znaczy tyle, co tekst oddany w eter.

 

 

10.

 

No i nie ma tu żadnego, dziesiątego, przykazania.

 

Krzysztof Katkowski