Katarzyna Michalczak


 

Biomama chce pić

jestem potomkinią wstążek na wietrze, wstążek,
z których żadna nie zdążyła, choć tak się
styrała na pył. każdy

 

ma prawo mieć dzieci, a potem –
bach.
wpełzają do piaskownic.

 

jestem potomkinią wytłoczyn, rozszalałą biomasą,
nie starcza mi czasu, żeby zjeść. skuwka przy kurtce
mi się zsunęła, nie mogę iść.

 

człowiek toczy człowieka, jestem
skonana; owinięty w jedwab
człowiek się utytłał. 

 

słaniają się, dzierżą, oszczędzają soki,
zapatrzone w dno, jądro; błądzą –
przezroczyste, lekutkie,
wykończone koronką.


 

Kr

twój dosyć głupi kroczkodan okazał się dla prasy
narzędziem nie do powstrzymania.
tu nawet nie mowa o kwantykułach splendoru,
o pękających w powietrzu naręczach piór, z których każde

 

przerażająco niczyje. tu mowa o tym, że teraz

 

w powietrzu tli się kra.
w złotych niciach tkwi coś
niezwyciężonego.

 

ouru buru, ouru buru, szara wyspo,
szoruj na żer.


 

Kosmoplan

wylęgarnia kosmo-uch opanowała wszechświat
można by jej nie ufać, ale patrz, jak daleko
dotąd dotarła, nocami zwisa z wiaduktów, zatrzaskuje
się na przeszłość, oplątuje krój fal.

 

(w krótkich słowach powiem, że Gocha by nie umarła, gdyby halo-
peridol, arypiprazol, król fal).

 

lecz i: piryt, andezyt; butelki
z wrzątkiem też mają w sobie cząsteczki, te z kolei –
„ja już nie wierzę, że coś się może zmienić”,
mówi pani pod kioskiem i katapultuje palce. – roztrzaskują się
o podłość, jakby to był spadochron.

 

ale ktoś te butelki z wrzątkiem musiał kiedyś podnieść,
to nie jest tak, że na sznurki, że kotki na wierzbie, cokolwiek;
kosmos gryzie w aortę, nie ma przeproś; „miałam w życiu
ich dwoje: buzię i bozię, teraz już
są dorośli”.


 

Kolejka

interesuje mnie kokon jako przedsięwzięcie,
ile punktów stycznych ma on z termi-
nacją. kalendarze są przepełnione, jak przychodnie,
w których zawieszono PALTO.

 

wysmakowany prochowiec. cacy dwurzędówka. i nagły

 

cios,
do którego nie da się dostać.


 

Życiu i śmierci: Fiuuuuu

przyjedź do mnie, a pokonamy
pokłady złota, które ciągną się po ziemi, jak doczepiany
medalion, trzos. ludzie na skłotach
aż boją się śmiać. i mówią: Czukcze, Czukcze, to nie
nas –

 

sierść przepadła, skoro

 

– kiedy wypompujesz ze mnie cały
pierwiastek, zostanie tło, do którego
poprzypinasz pinezki. zostanie tło,
na którym zsinieją ci ręce.

 

tu nie chodzi o to, że ktoś jest
uprzedzony albo że gwiazdy
mówią, że gwiazdy nie płaczą. tu chodzi o proste kłosy,
których nie dopuszczasz, bo nie chcesz
przyznać, że sok z brzozy zdejmuje brzemię
ze społeczeństw. nabłyszcza bowiem
każdą komórkę mego ciała, aż staje się ona
rozcieńczoną krwią.