[…]
O co chodzi z tym Januszem? – zapytała Irmę, kiedy siedziały na pieńku w parku, grzebały patykiem w ziemi, skręcały tytoń i piły herbatę z termosu. Czy on mnie unika, bo od razu wyszedł z tego wernisażu, kiedy ja przyszłam i jeszcze mnie powiadomił, że wychodzi, a następnego dnia wysłał do mnie wiadomość, że miło się było zobaczyć, ale musiał wyjść? I co mu odpisałaś? – zapytała Irma. No, że też mi było miło i może kiedyś jeszcze uda się spotkać. Moim zdaniem on na ciebie leci, powiedziała Irma. Ale jak to leci? – zdumiała się Arleta. Przecież wyszedł, kiedy tylko przyszłam. Już wtedy na imprezie u Moni zauważyłam, że on na ciebie leci, upierała się Irma. To wszystko wydało się Arlecie nielogiczne, ale zaraz zrobiła przemeblowanie w głowie. Może ja to wszystko rzeczywiście źle oceniam, nie rozpoznaję sygnałów i przez to nie korzystam. Bo może nie chcesz korzystać? – Irma zawiesiła pytanie.
To wyjście było jednak pożyteczne. Wydarzyło się coś, co można było teraz przemyśleć. Ten Janusz nigdy jej się nie podobał, taki typowy Polak. Taki obiektywnie przystojny Polak i w dodatku intelektualista, taki typ, którym się nigdy nie interesowała. I nigdy nie była w stanie skupić się na jego konserwatywnych gadkach, zawsze nudził coś o egzotycznych podróżach i wydawało się, że nie ma poczucia humoru. Wtedy na tej imprezie u Moni odniosła to samo wrażenie. Narzekał na złą pogodę w Polsce i złe jedzenie w Polsce, gładko przeszedł do nudnych opowieści o słonecznej Italii, potem popisywał się swoimi wystąpieniami w radiu, a ona wpatrywała się w niego tak jak mężczyźni zazwyczaj wpatrują się w laski, które coś plotą, i oceniała czy mogłaby się nim zainteresować. Pomyślała nawet: a co mi szkodzi, może się wybrać z takim Januszem na egzotyczną wycieczkę? Ta myśl była jednak bardzo ulotna. Upiła się i zaczęła obłapiać ciężką szafę gdańską, która chwiała się w posadach i prawie ją przygniotła. Wtedy oprzytomniała i podjęła decyzję, żeby natychmiast wracać do domu, bo najwyraźniej zmierza do zrobienia sobie krzywdy. Janusz akurat wychodził, zaproponował, że ją podrzuci taksą. Próbowała go zniechęcić, że przecież to nie ma sensu, bo ona jedzie dokładnie w przeciwnym kierunku, ale upierał się, że spoko, nie robi mu to różnicy. Podjechali pod jej mieszkanie, z trudem wytoczyła się z tylnego siedzenia, rzuciła mu bełkotliwe „cześć” i była zadowolona, ze może się położyć sama do łóżka. A teraz nagle, podczas rozmowy z Irmą to do niej dotarło: a, czyli on liczył wtedy, że ja go zaproszę do siebie, dlatego mnie odwoził? Irma spojrzała na nią z politowaniem.
Ile to już miała takich sytuacji, kiedy mogła się przespać z mężczyznami, którzy nie robili na niej żadnego wrażenia. Pochłonięta własnym upadlaniem się, demonstrowaniem wsobnego zeszmacania się, nie zauważała ile to razy mogła pójść do łóżka z mężczyznami, którzy jej w ogóle nie obchodzili. Była przekonana, że jeżeli ktoś nie robi na niej żadnego wrażenia, to i ona na tym kimś żadnego wrażenia nie robi, ale tak nie było. Przecież miłość to nie jest grom z jasnego nieba. Prawdopodobnie zaczyna się od spotkania, które nie robi na tobie żadnego wrażenia, a potem: ot tak nagle i masz już chłopaka. Aha, czyli to stąd się bierze, że ludzie mają partnerów? Z niepodobania się sobie! Jej utyskiwanie na samotność stało się w jednej chwili bezsensowne, może nawet niestosowne. Możliwości było wiele, trzeba było tylko zachować czujność, kiedy pojawiali się mężczyźni, którzy nie robili na niej żadnego wrażenia. Mnóstwo możliwości, żeby nie być samotną z nieinteresującymi mężczyznami. Następnego dnia postanowiła to sprawdzić i napisała do Janusza czy ma może ochotę na lampkę wina albo spacer, bo jest sobota. Czemu nie? – odpisał natychmiast.
O szesnastej byli już w parku, a chwilę potem zaprosił ją do swojego mieszkania. Przygotował się, miał schłodzone prosecco, ale zaczął też mówić o złych charakterach swoich przyjaciół i strasznie narzekał na jedzenie i pogodę w Polsce, czego nie lubiła najbardziej. Wiadomo jednak, że to była randka: kombinowanie ze światłami i słuchanie piosenek na youtubie. Bardzo ją to męczyło, ale postanowiła, że nie wyjdzie, dopóki nie sprawdzi czy jest w stanie pójść do łóżka z facetem, który nie robi na niej żadnego wrażenia. W końcu jego ręka wylądowała na jej kolanie, zaczął ją całować, z początku tak bokiem, a jego usta ześlizgiwały się w stronę jej ust, widocznie tak miał. Usiadła na nim, zamaszyście zdjęła bluzkę od razu z biustonoszem, a kiedy Janusz zobaczył jej piersi, jęknął jakby objawił się mu ósmy cud świata i zaprosił ją do sypialni.
„To nic nie daje, bo jednak nie chodzi o seks, tylko o miłość”. W sumie okej, kiedy już było wiadomo, że dojdzie do seksu, oczywiście, że nie miała na to ochoty, ale postanowiła się przymusić, to nie była najgorsza opcja. Siedzieli chwilę nadzy na łóżku, powiedziała mu, że ma piękne ciało, a on zaskoczony zrewanżował się jej tym samym. Potem szybko założył prezerwatywę i przystąpił do tradycyjnego ruchania. Z początku nie była w stanie go w siebie wpuścić. Co jest – pomyślała, błona dziewicza mi się odnowiła? Ale była zdeterminowana, nie mogła się teraz wycofać, rozluźniła się jakby była u ginekologa i go w siebie wpuściła. Szybko zorientowała się, że nie będzie miała z tego żadnej przyjemności, nie mogła zrozumieć dlaczego mężczyźni nie mają pojęcia, co kobiecie sprawia przyjemność, przecież nie ten atak członka na pochwę. Ale tutaj nie było innych opcji, jej łechtaczka była nieuznawana. Leżała pod nim i myślała: nie wiem, napiera, napiera, tracę już siły i kiedy to się skończy, niech on już skończy, żebym mogła zająć się sobą, ale nie wiem czy on skończył, czy nie skończył, nic nie mówi. Czy by nie można porozmawiać, czegoś ustalić? W końcu straciła w ogóle zainteresowanie tym, co się działo, po cholerę ma się zajmować, czy on coś miał czy nie miał, skoro ona z tego nic nie będzie miała. A tu nagle jeszcze przerwa i przytulanie, zerwała się i powiedziała, że zamówi sobie taksówkę. Wyraźnie się tego nie spodziewał. Proponował nawet, żeby została do rana, ale powiedziała: dziękuję, chyba jednak zamówię sobie taksówkę. Wielokrotnie pytał czy wszystko w porządku. W porządku, pomyślała, przecież chodziło tylko o to, żeby było miło. W sumie było miło, ale bez przesady, trzeba by włożyć w to mnóstwo pracy.
Tydzień potem znowu siedziała na jego kanapie, patrzyła na niego i rozciągała myśli w czasie. Zaskoczyło ją, że jednak mógłby jej się spodobać. Myśl pojawia się bezczasowo i znika, a ona chciała ją przytrzymać, wypowiedzieć, zadbać o strukturę językową. Podobno ciało drugiej osoby odkrywa się jak nowe lądy, ale u niej pojawił się ból, chciała się od niego odciąć i pomyślała: natychmiast muszę iść pieprzyć się z kimś innym. Przez chwilę współodczuwała z seksoholikami. Tylko multiplikowanie aktu seksualnego mogło ją teraz powstrzymać przed zakochaniem się. I wcale nie pomyślała o kimś innym konkretnym. Była z nim tu i teraz, zdumiona swoją otwartością, ale uczucia miała schowane, tylko ciało było otwarte. „I żeby nie mówił o swoich byłych dziewczynach. Ja nic o sobie nie mówię”. Chętnie się rozebrała, chciała na kanapie, ale on zaproponował sypialnię. „Korci mnie, jestem otwarta, jestem zamknięta”. I ta myśl, że chciałaby się o niego roztrzaskać. Być może była w tym jakaś delikatność. Delikatność fali. Podczas penetracji poczuła się niespodziewanie dobrze, zauważyła, że traci swoją osobowość.
Wahała się czy zostać na noc. Podobno ludzie tak ciągle robią, ale czy ona? Zgasił światło i powiedział, że wybiera się jak sójka za morze. I już wiedziała, że zostanie. Zaczęła grzebać w swojej torbie, szlag i cholera jasna. Wyciągnęła szczoteczkę do zębów, na wszelki wypadek jednak zabrała ze sobą. Mogę pożyczyć twoją pastę do zębów? Pytała o wszystko, chociaż on powiedział, żeby czuła się jak u siebie w domu, co wywołało jej kpiący uśmiech. Zęby szorowała gwałtownie, z irytacją. Teraz będzie najtrudniej, pomyślała. I jeszcze burza. TRZASK, podskoczyła, a on ją przytulił. To miłe, pomyślała, że kobiety boją się burzy, ja się nie boję, nie wiem dlaczego podskoczyłam, najwyraźniej odgrywam tu jakąś kobietę. Więc zamarła, pioruny biły, a ona się nie poruszała.
Była pewna, że to nie potrwa długo. To jego nieustanne gadanie o Polsce było nie do zniesienia. Brzydził się Polską, a ona miała dosyć tego brzydzenia się Polską. Wszyscy jesteśmy Polską, czego tu się brzydzić? Ale on się brzydził samego siebie, co było najgorsze. Rano zapytał czy może zapalić jej papierosa. Wyciągnął jednego z paczki, podzielił na pół, wypalił, a potem machnął ręką i wypalił też drugą połówkę. Powiedział, że to jest jak ssanie sutka matki. Co za bzdury, że on porównuje uzależnienia do ssania sutka matki, skrzywiła się. I co on sobie tak dawkuje przyjemności?
[…]