Palę fraktale
Ostatnio kiedy palę blanty zaczynają mnie drylować okropne pytania
kim jestem?
i jaki jest sens mojej egzystencji? i wypala mnie dziura jak czarna fala
fraktale rozwijają się w kolorowe rozety
praktyka hakerstwa w sen wieczny zwija się w myśli jak ochłapy sklejające się w skrzepy
Hai
Sufit, nie sufiks
Skreślam tysiące znaków hiragany
Pan Yamada słucha Los Espiritus
Ta przeciągłość riffu marnuje prąd
Odmierzam długość miesiąca w stopach
Wtedy zakradam się do snu
Skrywa arkusze kaligraficzne
Gładkość i szlif starego pióra
Każda kreska zna swój rytm
Nihon, ale nie gon
***
Jestem płodną diadą,
i łączy się to z cyklicznym cierpieniem
kuglarskim zarysem sprzęgającym tkanki z istnieniem.
Spełniam perwersyjny sen romantycznej (poezji)
ściągając antyrewers z rewersu parezji
***
Ubrana w strukturę, czy w płaszcz ze słów?
oj ta co inkantacje, gusła, roszczenia w żyły wszyła
upiorka to, nemezis, czy wilczyca?
nie pieśniarka, nie kopiarka, duszyczka żywa
czyja to dziewczyna?
czyja to poezyja?
czyja to trajektoria,
oj chwila
czy to naprawdę ta skolopendra niemiła
co szczypcami nas szarpała
co grzać się przy ogniu nie pozwalała?
czemu żywa?
czemu wzywa
wilki na zagon?
jak to!
chciwa na pewno tak chciwa
czegoś chciwa?!
mów niewidmo!
mów gdy program uskoki wykrywa!
mów co wiesz!
mów co chcesz!
„krwi chcę
krwi i chleba
węchu psa
wzroku miejskiego ptaka
chcę gołębnika na końcu świata”
Są we mnie wilki
Ciemne jak zwęglona kartka,
widzą kłodę, którą niesie rzeka
nie bryłę, nie drewno, nie opowieść
(nie)wyraźną już na zakręcie
mogą zawyć,
a milczą