STOSUNKI POLSKO-NIEMIECKIE W DARKROOMACH BERLINA


 

rys. Adam Falkowskirys. Adam Falkowski

 

1.

 

Kiedy pierwszy raz brał w dupę (zaimki on jego), matce przyśniła się babka, która spucowała się z zaświatów, że Chłopak coś złego robi. Jak to wytłumaczyć?

 

To już nie był taki chłopak, to był student na całego. Student drugiego roku.

 

Wtedy stracił dziewictwo, dopiero.

 

(Pierwszy raz miał opóźniony, bo był opóźniony.)

 

 

2.

 

A może jednak stracił jako dziecko? Wkładał sobie rzeczy do środka. Np. czarne plastikowe kółko od zabawkowego motocykla, ale nie za głęboko, bo nie wiedziałby, jak z tego wybrnąć.

 

Albo kiedy wyznał Babie Miłej, że chociaż na chłopach się nie zna, to pan Wojtek mu wygląda na przystojnego mężczyznę. (Pan Wojtek był blondynem w typie Mirosława Baki). Wydawało się, że Miła traktowała to poważnie, lecz później opowiadała wszystkim, śmiejąc się, a Chłopakowi było głupio, kiedy przy nim, nad nim to robiła. Ale tak się robi nad dziećmi, przy dzieciach.

 

Albo kiedy fascynował się Krzysztofem Antkowiakiem śpiewającym o zakazanym owocu. Antkowiak był kimś takim jak on, czyli chłopcem, ale innym niż inni chłopcy, piosenkarzem, czystym, delikatnym, a nie np. pomagającym przy żniwach, strażakiem z OSP czy grającym w piłkę.

 

 

3.

 

Wkładał też sobie kulki dzikiego rumianku do nosa; tu niekiedy potrzebna była interwencja.

 

Co jest, do jasnej ciasnej?

 

 

4.

 

Rozdziewiczył go tancerz z Rzeszowa.

 

Rozdziewiczył go w akademiku Żaczek. Kraków. Czwarte piętro.

 

I się nie pierdolił w tańcu. Och, Chłopak był wniebowzięty.

 

Odnalazł się w tej sytuacji. W sytuacji całkowitego zakazu[1].

 

Chciał od tamtej pory być zboczeńcem, poganinem, obcym.

 

Chciał być wyrzutkiem, brudasem.

 

Chciał być mośkiem.

 

Chciał być śmieciem.

 

Chciał być żołnierzem uległym.

 

Chciał być pedałem wyklętym.

 

Chciał być cywilizacją śmierci.

 

Chciał ideologią być i chciał utworzyć neosocjalistyczny organizm państwowy od Lizbony aż po Władywostok.

 

Chciał być eutanazją i aborcją.

 

Chciał zniszczyć heteroseksualną rodzinę.

 

Chciał być istotą grzechu.

 

Chciał być tęczową zarazą.

 

Chciał uderzać w zdrową męską przyjaźń poprzez budowanie homoseksualnych skojarzeń.

 

Chciał być szatańskim nasieniem, bluźnierstwem.

 

Chciał być ten tego.

 

Chciał być Antypolakiem.

 

Chciał na siebie wziąć wszystkie obelgi, nie, wziąć je do siebie, do środka, z połykiem.

 

Nie, on już je przyswoił. On już był, on już czuł się tym wszystkim.

 

Witaj, nasza kurwo!

 

Poczuł się prawdziwie ochrzczony. Otworzyły się wrota i oto: zobaczył za nimi – siebie. Nie był już częścią niczego: rodziny, wsi i miasta, a nawet społeczeństwa. Czuł, że to, co zrobił, BYŁO REWOLUCYJNE. Oto się przeciwstawił chujowi. (Zrobił to w przewrotny sposób.)

 

Miał wrażenie, że wreszcie wziął odwet. Za co? nie miał pojęcia.

 

Ale wiedział, że nastąpił przełom.

 

THE FAG WAS BORN (FUCK).

 

Do you believe in cock?

 

(To był jego stan umysłu w tamtej chwili i on potem się objawiał w chwilach zatracenia. Ale pomiędzy chwilami miesiące bywały szare – tamtej nocy nie przypuszczał, że tak będzie. Myślał wtedy, że samo dobro zostanie; że zmiana wjedzie na zawsze.)

 

(Nie ma tak łatwo.)

 

I nie miał z kim tym się podzielić. A tego było tak dużo!

 

A w akademiku się zatracał potem wiele razy, w tym np. z nowicjuszem z Towarzystwa Boskiego Zbawiciela. (Nowicjusz zawsze przed seksem zdejmował i całował medalik.) On zachwycił całe piętro. Wszystkich interesowało, cóż to za młodzieniec w koloratce odwiedza pokój Chłopaka. Chłopak zawsze odpowiadał, że to kuzyn. A tamten chętnie rozdawał – różańce, obrazki, uśmiechy. Taki miły był, taki fajny był, taki ciepły.

 

Opowiadał, ale tylko Chłopakowi, jak się księża jebią, jak biskupi lubią macać sobie, płatać figle z klerykami itp., a Chłopak nie czuł obrzydzenia, czuł zafascynowanie – miał dostęp do tajemnicy. Wtedy już nie chodził do kościoła, bo nie wierzył, ale niechęć do religii, zwłaszcza do katolicyzmu, zaczął odczuwać potem. Potem nie mógł z księdzem, w życiu.

 

(Nowicjusz wystąpił z zakonu. Zajął się wróżeniem.)

 

5.

 

Raz wyszedł przed akademik w porwanych dżinsach z Terranovy, które wydawały mu się wtedy super (pod względem mody oraz ekonomii), oraz we włosach przez pomyłkę czerwonych, które miały być po farbowaniu rude.

 

Ktoś za nim rzucił: „pedał!”. Pierwszy raz.

 

Przystanął.

 

Umościł się w tym.

 

Wolno ruszył.

 

Poczuł się wtedy dumnie.

 

Poczuł się wtedy sobą.

 

Reagować na to słowo z lękiem zaczął jakiś czas później. Obelga pozostaje obelgą. Pisał o tym Eribon (on dobrze pisał niekiedy): Poruszamy się, próbując utrzymać chwiejną równowagę między raniącym znaczeniem obelgi a dumnym jej przywłaszczaniem[2]. Obelga obelgi ma posmak, nawet gdy zostanie przyswojona, przecwelona. „Pedał” to nie to samo co „queer”. „Gej” to nie to samo co „pedał”.

 

Geje są z Berlina, pedały są z Polski.

 

 

6.

 

„Pedał” nie zawsze brzmi dumnie.

 

Kiedy go pobili w metrze, w mieście (nie trzeba pisać, w jakim mieście, w Polsce metro jest tylko w Warszawie), więc kiedy go pobili w polskim narodowym metrze, w mieście, niektóre słowa zaczął słyszeć inaczej. „Pedał” zaczął go boleć, gdy z ust pedała nie pochodził.

 

Kiedyś dostał „pedałem” w polskim języku w czeskiej Pradze.

 

Ojczyzna go tam dopadła.

 

POLSKA HOMOFOBEM NARODÓW.

 

POLSKA PEDAŁÓW NIEGODNA.

 

(Ona ma wszędzie brudne macki, ujebane w wieprzowinie i piwie. Uważaj!)

 

Ludzie, brońcie pedalstwa.

 

BROŃCIE PEDALSTWA OD GIEWONTU DO BAŁTYKU.

 

 

7.

 

Tak mówił, gdy robił stand-up:

 

Ja jestem prosty chłopak.

Pochodzę z tradycyjnej rodziny.

Matka Polka.

Ojciec pijok.

Mieliśmy owczarka niemieckiego.

Nazywał się Cygan.

Każdej niedzieli na deser było ciasto Murzynek.

 

To mnie ukształtowało.

Prawdziwe polskie wartości.

 

Niewielu jest takich jak ja.

Szacuje się, że około dziesięć procent.

 

Ludzie często zaczynają ze mną rozmowę:

„Bo wiesz, ta twoja odmienna wrażliwość…”

„Osoby takie jak ty mogą na pewne sprawy patrzeć inaczej…”.

Jaka, kurwa, odmienna wrażliwość? Jakie sprawy inaczej?

 

Ja po prostu jestem pedałem!

 

Ludzie tak o mnie mówią.

Ostatnio tak nazwał mnie mój facet.

Zupełnie nie wiem, dlaczego.

Chyba dlatego, że nauczyłem się jeździć rowerem dopiero w wieku piętnastu lat.

 

Zdarza się, że pytają mnie: „Jak sobie radzisz ze swoim homoseksualnością?

No, co za pytanie! 

„A jak ty sobie radzisz ze swoją heteroseksualnością?”.

 

Wyobraźcie sobie kolesia hetero, który sobie nie poradził.

 

Kiedy komuś mówię, że jestem gejem, słyszę czasem: „zajebiście, stary, w ogóle nie mam z tym problemu!”

No ale zaraz, jaki ty miałbyś mieć z tym problem?

Rozumiem inną sytuację: podoba mi się koleś, okazuje się, że jest hetero. No to faktycznie JA mam wtedy problem.

Ale koleś hetero, któremu inny mówi, że jest pedałem? Halo?!

 

No chyba, że on myśli sobie: „O cholera, stary. Myślałem, że pójdziemy na piwo. A skoro mówisz, że jesteś gejem, to chyba będziemy musieli się przeruchać”.

 

Spoko, w ogóle nie mam z tym problemu!

 

Naprawdę, nic z tego nie rozumiem.

 

Słuchajcie, homoseksualność to nic nadzwyczajnego!

W końcu onanizm to też jest seks z przedstawicielem tej samej płci.

 

Kto się onanizuje?

Nie mówię, że teraz.

 

Dobrze, dobrze, ja wiem, dlaczego nikt nie trzyma teraz ręki w górze.

W porządku, nie przeszkadzajcie sobie.

Wiem, jak działam na ludzi.

W ogóle nie mam z tym problemu!

 

Najważniejsza w życiu jest szczerość z samym sobą.

 

Ostatnio zostałem zaczepiony przez dresiarzy pod klatką.

Powiedzieli, że ubieram się jak pedał…

Przecież nie będę ubierał się jak górnik!

 

Chociaż, swoją drogą, te dwa odległe z pozoru światy, górniczy i pedalski, mają ze sobą wiele wspólnego.

Półnadzy spoceni mężczyźni stłoczeni w dusznych ciemnych korytarzach…

To może być szychta w kopalni, to może być impreza w darkroomie.

No i te silne związki górnicze…

 

Wiecie, jak ich załatwiłem, tych dresiarzy?

Pobiła ich moja błyskotliwość.

Kiedy zapytali, czy chcę w czapę, odpowiedziałem, że nie.

To ich tak zaskoczyło, że spokojnie wszedłem do środka.

 

Ale wyobraźcie sobie inny dialog:

Chcesz w ryj?

A ty chcesz w dupę?

 

Wtedy tak łatwo bym nie wszedł.

 

Jakiś czas temu w nocnym sklepie zaczepił mnie podpity koleś i zapytał, komu kibicuję. Odpowiedziałem, że nikomu. Zdziwił się. Na co ja się zdziwiłem. No bo popatrzcie na mnie. Czy ja wyglądam na kibica? Chyba że jakiegoś zespołu, nie wiem, Tęcza Tel-Aviv.

 

Swoją drogą, izraelscy kibole muszą się bardziej starać. Nie mogą się przecież wyzywać od Żydów…

 

(Po stand-upie dała koncert niszowa kapela punkowa, bo to był event w lokalu offowym. Wokalistka wykrzykiwała do mikrofonu: „Czyściciele kamienic! Czyściciele kamienic!”, nawet gdy wysiadło nagłośnienie. Tak bawiła się podziemna Warszawa.)

 

 

8.

 

Jakieś dwadzieścia lat wcześniej typ, który stawiał im nową stodołę, słuchał na kaseciaku Grundig disco polo, a Chłopak kręcił się gdzieś z jakimś patykiem, jak to Chłopak, i słuchał tego mimo woli:

 

Czy normalny podchorąży, może być przyczyną ciąży?

Ależ owszem czemu nie, jemu też należy się.

 

Cztery razy po dwa razy, osiem razy raz po raz

O północy ze dwa razy i nad ranem jeszcze raz.

 

Czy normalnej zdrowej pannie można zrobić dziecko w wannie?

Ależ owszem czemu nie, pannie też należy się.

 

Cztery razy po dwa razy, osiem razy raz po raz

O północy ze dwa razy i nad ranem jeszcze raz.

 

A czy dziwka z podstawówki, może dawać za złotówki?

Ależ owszem czemu nie, dziwce też należy się.

 

Cztery razy po dwa razy, osiem razy raz po raz

O północy ze dwa razy i nad ranem jeszcze raz.

 

Każdy rolnik postępowy sam zapładnia swoje krowy,

każda krowa postępowa, rolnikowi dać gotowa.

 

Cztery razy po dwa razy, osiem razy raz po raz

O północy ze dwa razy i nad ranem jeszcze raz[3].

 

Typ czasem wołał Chłopaka do siebie, dawał mu kasę i kazał jechać rowerkiem po piwo, a przy okazji, żeby sobie kupił Chłopak oranżadę, oranżadę, a nie colę, cola to jest dla pedałów, mówił typ.

 

 

9.

 

Kto i co nas nazywa? Kto i co nas definiuje? Kto i co ma taką moc?

 

Czy pedał istnieje?

 

„Nie jestem pedałem, bo z tobą nie spałem” – zapamiętał tę odzywkę z podstawówki, a jej sens zrozumiał na studiach, dopiero po nocy z tancerzem (a może i wiele lat później?); tak, to właśnie tamta noc, to przecież ona mu nadała tę jego nową tożsamość – pedała (przypieczętowaną późniejszą obelgą). Noc zastała go drewnianym, zostawiła zbudowanym, noc w akademiku go stworzyła, taka prawda. Zdefiniował się przez seks, nie seksualność; w praktyce odnalazł różnicę, w praktyce znalazł potwierdzenie.

 

Pierwszy pocałunek. O matko. Wtedy poczuł przebiegunowanie. (Trudne słowo.)

 

Czuł się jakby łamał prawo. Przesada? Nie tego spodziewano się po nim.

 

Pocałunek mężczyzn JEST REWOLUCYJNY. (Był rewolucyjny.) (Jest rewolucyjny.)

 

Określił się jako renegat tym postępkiem.

 

Wypowiedział domową wojnę.

 

(Bycie pedałem to wojna, to ciągła walka o siebie.)

 

Lecz dlaczego TA różnica określiła go najbardziej, nie np. pochodzenie? Albo combo? Był gejem ze wsi czy gejem?

 

Losy chłopa i pedała przecież są do siebie podobne, chłop i pedał jest jebany.

 

Ale chłop to już historia.

 

Chłopak ze wsi wyszedł – bo tam nie pasował, a nie że uciekać musiał, bo był „homoseksualistą”. Nikt go nie prześladował, na pewno nie za to. Raczej był niekiedy traktowany – za całokształt – jako pewna taka osobliwość. Z bezwzględną pewnością wiedział, że nie chce na wsi zostawać – zanim pojął swoją seksualność (tę pojął dopiero na studiach). Z bezwzględną pewnością wiedział, że nie chce na wsi zostawać – od zawsze.

 

Chłopak ze wsi wyszedł – i po wyjściu ze wsi nie chciał ze wsią mieć niczego wspólnego. Ale czy wieś także nie chciała? Czy wieś wyszła z Chłopaka? Jak to mówią. Ta wieś, ten dom, ta rodzina?

 

Więc może był gejem ze wsi.

 

(Baldwin pisał o tym, jak jest być i czarnym, i gejem, lecz Chłopak po wyjściu ze wsi nie czuł, że jest i ze wsi, i gejem, choć jednocześnie podejrzewał, że pochodzenie ze wsi też jakoś go określa – lecz nie na równorzędnych warunkach. Więc może był gejem ze wsi. Lub nie był.)

 

Na „geja ze wsi” reakcją najczęściej bywa śmiech (przetestowane). To oznacza, że gej ze wsi jest bytem nieoswojonym.

 

Gej ze wsi jest nieprzystawalny, gej we wsi również, tak samo gej poza wsią, nawet jeśli już mieszka w mieście. Wszyscy wynosimy coś z domu, ale tylko niektórym imputuje się słomę w butach albo pióra w dupie.

 

(Co mi tu imputujesz w dupie?)

 

Gej ze wsi to podwójny odmieniec.

 

Kto go uczynił? To on nie uczynił sam siebie.

 

Chcielibyśmy jakoś się nazywać. To nie my definiujemy samych siebie. No dobra, czasem tak, a czasem nie.

 

 

10.

 

Jego pierwszym klubem dla ten tego był Hades na Starowiślnej w Krakowie. A później, na Kazimierzu, Cocon. Jest coś ciekawego w tych nazwach, w ich znaczeniu. Pierwszy klub w Berlinie, do którego poszedł, nosił nazwę Connection.

 

Ale nie uprzedzajmy wypadków.

 

W Berlinie całkiem się stracił. Myślał, że tam będzie tym gejem najbardziej, as fag as possible; a okazało się, że był najmniej.

 

Ale nie wyprzedzajmy upadków.

 

Do czegóż by przyrównać pierwszy raz w TAKIM MIEJSCU? W sobie dedykowanym itp.? (Mowa tu o Hadesie).  To destynacja marzeń. To all inclusive. Exclusive. Mało kto to zrozumie. Może, dalibóg, ci, których zmuszono do opuszczenia umiłowanej ojczyzny i w momencie, kiedy już nabyli przekonania, że nigdy więcej tam nie wrócą, chociaż tęsknią (do kraju tego, gdzie kruszynę chleba itd.) – ale niespodziewanie wracają – dalibóg! – i widzą ten kraj wreszcie, dalibóg, i słyszą ten język, i smakują te smaki, dalibóg!, i nie czują już oddechu prześladowcy, dalibóg… Może ci zrozumieją. Albo ci, co przez całe życie nie widzieli, nie słyszeli (np.) i odzyskują nagle dany zmysł. Może ci zrozumieją. (Są pośród nas tacy.) To nie jest rewolucyjne. W tym jest ekscytacja i niepokój. To może być czułe. To może być odurzające.

 

(Kiedy robi się to zbyt późno w życiu, może być rozdzierające.)

 

Do Berlina ruszył już pod koniec lipca, choć przyjechać miał dopiero we wrześniu. No ale nie mógł się doczekać; gdy dowiedział się, że dali mu stypendium, myślał tylko o Berlinie.

 

(I’M A GAY MAN LIVING IN HOMOPHOBIC POLAND. WHAT’S YOUR SUPERPOWER?) (Wyobrażał sobie sceny.)

 

Wsiadał do pociągu z poczuciem, że ucieka – nie wiedział tylko: przed czymś, przed kimś czy przed sobą? Z poczuciem, że ucieka, i że chce się – od czegoś, kogoś, siebie – wyzwolić. (GAY LIBERATION.) (Przyswajał pojęcia.)

 

Wszyscy chcą się w tym Berlinie odnaleźć. To takie mainstreamowe.

 

Ale nie zapomniał, skąd miał ród. 1 sierpnia o godzinie „W” wysrał się w Deutsches Historiches Museum. (W toalecie.)

 

 

11.

 

Pokój wynajmował od starszego geja, który mieszkał niedaleko muzeum żydowskiego. Całe tamto mieszkanie, zwłaszcza toaleta, obwieszone było zdjęciami zmarłego partnera Niemca, dalibóg, już zdziwaczałego, który miał np. fazę na Muminki, czyli zbyt wiele miał w Muminkach: wycieraczkę, ręczniki, szczoteczkę, talerze, podkładki, kubki, łyżeczki, widelce i łyżki, i wszystko. I zasłonki. Lecz zasłonek nie miał wszędzie. Akurat między pokojem Chłopaka a sypialnią Niemca, na zamkniętych niby na amen drzwiach wisiała gęsta firanka. Chłopak nabrał kiedyś podejrzenia, że bywa przez firankę podglądany. Nie przeszkadzało mu to.

 

Cieszył go każdy objaw uwagi.

 

(Po tancerzu z Rzeszowa brał wszystkich jak leciało. Ktoś mógłby banalnie powiedzieć, że szukał w ten sposób miłości, ale on nie szukał miłości; jebiąc się, szukał pocieszenia.

 

– Cześć, mogę ci obciągnąć?

– Jasna sprawa, nie jesteśmy przecież hetero.

 

Nachodziła go tęsknota za czymś. Ale nie wiedział, za czym. Bo tego nie było?

 

Zresztą, nawet gdy doświadczał czegoś ekscytującego, od razu przeżywał z rozpaczą tego potencjalną utratę; niby się nie wydarzała w tej sekundzie, ale przecież się zapowiadała. Zawsze. To była melancholia czy histeria?

 

„Mam wrażenie, że cały czas jadę na zaciągniętym hamulcu, dlaczego?”, zapytał raz psychoanalityka. „Czy pan histeryzuje?”, usłyszał. 

 

Co to miało znaczyć?

 

Chciał czasem odpalić się jak petarda.)

 

Kiedy jechał na stypendium do Berlina, myślał, że to zmieni wszystko. Ale nie zmieniło.

 

Szczęścia nie zaznał w darkroomie, bo go nie było w ojczyźnie.

 

 

12.

 

Connection wybrał spośród klubów wymienianych w magazynie „Siegessäule” udostępnionym mu przez fana Muminków. (Rozdawane za friko pisemko trzymał potem jak relikwię. Nie mógł uwierzyć, że w jednym – jedynym? – mieście – codziennie – tak wiele dzieje się dla tak niewielu. W „Siegessäule” była cała agenda, kilkadziesiąt stron małym drukiem. A do tego zdjęcia, OGŁOSZENIA DROBNE, nawet, scheisse, dentysta się ogłaszał dla schwuli.)

 

Stanął przed wejściem. Spocił się. W brzuchu jeździło. Spierdolił.

 

Poszedł przed siebie, na U-bahn, w pizdu, szedł, nie wiedział, co się dzieje. Jeden, który wolno kroczył z naprzeciwka, spojrzał mu nagle w oczy i powiedział „jetzt?”[4]. Chłopak ze strachu odwrócił się i pobiegł w stronę klubu.

 

 

13.

 

A w środku wszystko było inne. Muzyka pulsowała jak serce, a światła rozbłyskiwały i gasły, a w tych światłach pojawiały się obrazy i znikały – jakby kadry – a potem pojawiały się te same, tylko lekko przesunięte; albo zupełnie nowe.

 

A chłopcy tańczyli, obejmowali się, całowali. Niektórzy to nie mieli koszulek. Wszyscy byli pewni siebie.

 

A Chłopak stał na skraju roju, niezdecydowany, czy chce dołączyć, czy uciec. A jeśli dołączyć, to jak? Nie umiał. Nie mógł.

 

(Witaj w klubie.)

 

A jeśli uciec, to jak?

 

Zrozumiał to tygodnie później w SO36, kiedy angielska drag queen w mejkapie Beetlejuice’a krzyknęła ze sceny: „Fuck London, Berlin is better!”. Wiwatował na te słowa z innymi, ale czuł przecież, że to nie o nim. On nie był nawet z daleka, on był daleko stąd. Gdziekolwiek by Chłopak nie był, był zawsze daleko stąd. He is afraid. He is totally alone. He is 3 million light years from here.

 

A może trzeba było jak nieznany mu podówczas, bo jeszcze dzieciakiem będący Eddy Bellegueule albo inny pan Ripley – kopiować miastowych, zachodnich, przejmować ich gesty, sposób wyrażania się i siebie, i wszystko? Ale to by jemu nic nie dało tak jak nic nie dało dwóm tamtym; sorry, Eddy[5], sorry, Ripley.

 

(A może tak zasnąć Polakiem, obudzić się Niemcem?)

 

[…]

 

15.

 

Wypił duszkiem dwa Becksy i ruszył do darkroomu. Poruszył go ten spektakl odgrywany w przejściach: jedni zamieniają się w łaszące się świnie, drudzy chodzą z napuszonymi minami.

 

W jebalni było ciemniej, niż mógł się spodziewać. Im dłużej tam stał, im więcej dotyków czuł, tym bardziej nie chciał tam być.

 

(Zawsze był niedotyczkiem, „co ty taki niedotyczek jesteś?”, pytała go matka, kiedy nie pozwalał się np. łaskotać.)

 

Wewnętrznie był daleko stamtąd. Np, za folią, za błoną.

 

Nie chciał tam być. Nie umiał wyjść.

 

Odsuwał się nieustannie, wielu było przyjmujących w tej strefie.

 

I nagle zaczął płakać. Nie jakoś bardzo, ze szlochem. Tak po prostu, poczuł w oczach łzy.

 

I wyszedł jednak stamtąd do światła.

 

 

16.

 

W klubie był sobowtór najstarszego z braci Hanson, kręcił się za nim przez chwilę i on za nim się kręcił, i uśmiechał się całkiem otwarcie, aż chciałoby się czymś zatkać te usta.

 

Ale żaden z nich się nie odezwał.

 

Potem stracili siebie z oczu.

 

 

17.

 

Następnego dnia koło południa pił kawę na Alexanderplatz, naprzeciwko wieży telewizyjnej. Dotarło wtedy do niego, że nie ma komu wysłać pozdrowień. 

 

To nie do końca była prawda.

 

Czy to była histeria?

 

(Gdy tracisz zasięg, gdy z nikim nie jesteś na łączach, wróć do siebie.)

 

LEAVE BRITNEY ALONE.

 

 

18.

 

W końcu ustalił z samym sobą, że do klubów będzie chodził, ale do darkroomów – nie. (Przy czym do Berghain nie poszedł; nie znosił stać w kolejkach.)

 

Na seks umawiał się przez sieć. Z tym, że nie na telefonie, ale na ciężkim laptopie. Takie było czasy. I była taka strona: Gayromeo. Taki portal. (W Polsce korzystał też z Czaterii na Interii i z anonsów na portalu Gejowo.pl.)

 

W internecie nie ma niepewności, uwodzenia, tych tortur dla neurotyków, podchodów, czarnej magii, rozważania o intencji gestu czy spojrzenia, nie, w internecie jest konkret, a pedały bardzo lubią słowo „konkret”, geje też i schwule też („jetzt?”). Konkret znaczy  fuck and go. Owszem, w internecie boli ghosting (wtedy nie mówiono tym językiem), ale róża nie jest tylko różą, istnieje we współpracy z kolcem. No a polowanie musi trochę trwać, taka jest natura polowania. A gorący towar może czasem wypaść z rąk.

 

(Chłopak bardzo dobrze poznał ghosting, ale nie wyprzedzajmy upadków.)

 

(Umawiania się na seks przez sieć nie należy mylić z seksem przez internet i nie z seksem przez telefon, broń urojony boże. Raz to zrobił przez telefon, na krótko przed tancerzem z Rzeszowa. Ale mu się spodobało średnio. Potem koleś wypisywał, że to było straszne, no bo miał dziewczynę itp. I chciał się zabić. Poznał się z nim na czacie w pokoju „Dla nieśmiałych”.)

 

Kogo by tu wydymać na berlińskim bruku?

 

Gonił  tam własny ogon. Uroboros. Ostatecznym sensem erotyzmu jest śmierć[6].

 

 

19.

 

Przychodzisz na ruchanie do Niemca, a ten najpierw ci otwiera drzwi w takich samych szortach jak twoje (H&M), a po jakimś czasie prowadzi do sypialni, gdzie jest taka jak twoja pościel (Ikea).

 

Na dodatek, ponieważ miał chłopaka Polaka, umie powiedzieć „ssać twojego penisa”.

 

Ma na imię Oskar. Jebie jak szalony.

 

(No ale co z tego?)

 

Albo Francuz. Występuje jako drag queen. „W Paryżu musiałem udowadniać, że jestem najlepszy. A tutaj po prostu wiem, że jestem najlepszy”.

 

(Chłopak był kiedyś świadkiem takiej sceny w warszawskim klubie Toro:

 

W sali na dole maszeruje energicznie wielka drag queen w czarnej peruce, za nią biegnie niezbyt wysoki koleś, wykrzykuje:

– Pani Pandoro! Pani Pandoro!

Drag queen po dłuższej chwili odwraca się i oznajmia basem:

– JA NIE JESTEM PANDORĄ!)

 

Albo Chińczyk. Taki nie za wysoki. Chce żebyś go ruchał. W pewnym momencie zaczyna krzyczeć „doki! doki!”. Wierci się. Nie wiesz, o chuj chodzi. Okazuje się, że chciałby na pieska.

 

Albo Anglik. Przyjechał tutaj uczyć angielskiego. Kiedy trzymasz mu rękę w dupie, opowiada, że lubi tańczyć z wachlarzem, co czyni z niego postać charakterystyczną, o wyraźnym rysie suki.

 

 

20.

 

– Sex?

– Male. U? – Fucker.

 

Każde jebanie jest dobre pod warunkiem, że jest dobre.

 

 

21.

 

Ktoś go zapytał, czy w Polsce legalne są prezerwatywy, bo usłyszał od kogoś, że nie.

 

Ktoś go poprosił o podanie, a potem jeszcze raz i jeszcze powtórzenie nazwiska, bo te nazwiska wschodnie są takie EGZOTYCZNE. Kręciło tamtego to.

 

Kogoś podniecało, kiedy w trakcie rżnięcia szeptał ekstatycznie „kurwa” i „o kurwa”.  (To chyba słowo-fetysz.)

 

Ktoś rzucił: polski, węgierski, te wasze słowiańskie języki, mylą mi się – takie są do siebie podobne!

 

(Niemiec zawsze powie, co mu w duszy gra.)

 

Ktoś miał całe plecy w pryszczach, wił się, wykrzykiwał: „Fick mich wie eine Hundin!”. Chłopak nie powstrzymał śmiechu. A potem okazało się, że typ jest Serbem, czyli w oczach Niemców kimś takim samym jak Polak (dla nich istnieli, mniej więcej, wschodni Europejczycy i Rosjanie).

 

(Dobry Polak to klęczący Polak.)

 

„Trzeba się szanować”, napisała z Polski przyjaciółka (choć w innym kontekście). „Z tym szanowaniem się to bym akurat nie przesadzał”, odpisał (mając na myśli swój kontekst).

 

(Więc jednak miałby komu wysłać pozdrowienia. Ale my nie o tym.)

 

Zatracał się w tym seksie, choć to mu niczego nie wnosiło, tak samo jak nie wnosiło w Polsce. Pomagało w regulowaniu napięcia, czasem, wywoływanego zbyt długim szukaniem (uroboros). Po obejrzeniu „Zmierzchu bogów” upodobał sobie pięknych chłopców o sadystycznych skłonnościach (utożsamił się z naturą podnóżka), ale że nie wszyscy chłopcy byli piękni oraz że nie wszyscy piękni chłopcy mieli sadystyczne skłonności – szukanie trwało nieraz nazbyt długo. Wtedy się załamywał.

 

[…]

 

 

22.

 

„Why go to therapy when I can just live in Berlin and be weird?” – pewnego razu zobaczył takie oto zdanie na murze, ale nie na TYM murze. Najpierw go to rozbawiło, potem mu dało do myślenia, a na końcu zasmuciło. Bo nie było o nim.

 

[…]

 

 

27.

 

Usłyszał, że ładnie pachnie. Odpowiedział, że to Eau de Pologne. Zaśmiali się obaj z żartu. (Chłopak uwielbiał suchary oraz tych, którzy je uwielbiali).

 

Wyciągnął rękę.

 

Objął Larsa za kark.

 

Przyciągnął go do siebie jeszcze bliżej.

 

Pocałował – ale jakoś tak inaczej, tak jakby miało to coś znaczyć, coś więcej niż tylko to, że Lars mu się podoba i że chciałby się z nim zaraz bzykać.

 

(To było coś więcej niż ślina, coś więcej niż gest, coś więcej niż dotyk. Coś więcej niż język.)

 

Nad ranem nie wyszedł.

 

„I co teraz?” zapytał. „Nie wiem”, odpowiedział Lars.

 

Miał 23 lata i był germańskim bogiem Lars, aryjczykiem z nazistowskich prospektów. Ale by go filmowała Leni! Mówił na Chłopaka „Mek”, tak sobie skrócił jego imię, pełna forma mu nie przechodziła przez gardło.

 

Poznali się w dniu trudnym, w którym sprzedawczyni na stoisku z perfumami w KaDeWe odezwała się do milczącego Chłopaka po polsku. Więc wyglądał na Polaka! Dalibóg, uznał to za upokorzenie.

 

Postanowił odbić sobie.

 

Odbił sobie.

 

Zastanawiał się już od pewnego czasu: czy sprowadzanie seksualności do seksu, czystej chuci, nie oznacza tak naprawdę, że nie akceptuje swojej tzw. orientacji? (Nie akceptował, tak, naprawdę, okropnego, okrutnego słowa „orientacja”).

 

No i zakochał się. W kolesiu.

 

„Polaków nie zdobywa się groźbą, ale sercem”[7].

 

Kolejną noc spędzili w klubie. To była prawdziwa randka. Kiedy wracali nad ranem, całowali się na maskach przypadkowych samochodów, a przypadkowi przechodnie zatrzymywali się i bili brawo (jak w dowcipie).

 

(To w sumie idiotyczny pomysł: aplauz dla ludzi, którzy się całują. Takie to podszyte się zdawało filosemicką z ducha lewą stroną homofobii. Nie przeszłoby dzisiaj na Neukölln. Ale było SŁODKIE.)

 

Lars dawał mu cały świat.

 

Trzecia ich noc była ich ostatnią nocą. Nic takiego nie robili wtedy poza byciem.

 

Nad ranem wstał.

 

Nie chciał, żeby Lars go odprowadzał na dworzec. Był jednym z tych, którzy nie znoszą pożegnań. (Odkrył to właśnie wtedy.)

 

Lars chciał go pocałować na stacji U-bahnu Kochstrasse, ale działo się to przed południem i obaj byli trzeźwi, więc Chłopak zesrał się ze strachu, bo miał zakorzeniony w sobie lęk, ten z Polski, z np. metra, że ktoś pobije, splunie, skomentuje, więc zaczął uniki robić, Lars musiał źle zrozumieć, bo już go więcej nie zobaczył.

 

 

28.

 

Zaliczył w swoim życiu wiele różnych upadków, ale ten był najpierwszy i największy.

 

A teraz po cichu wypijmy po kielichu. A teraz, żeby żyć, będziemy wódkę pić.

 

 

29.

 

Pociąg do Warszawy spóźnił się, zanim wjechał na Ostbahnof. Był ze wszystkich na dworcu pociągów najbrzydszy, najmniej nowoczesny. To była brudna dżdżownica.

 

Wsiedli do niej najsmutniejsi ludzie na peronie.

 

Potem było jeszcze gorzej, bo w pociągu nie działała klimatyzacja. Pięć godzin jechał Chłopak w jakichś, kurwa, pięćdziesięciu albo i w stu stopniach.

 

Potem było jeszcze gorzej. Za Poznaniem wzięli pasażerów ekspresu, który się zepsuł. Okupowali korytarze i przejścia.

 

„Polska, kurwa!”, pomyślał jak Cezary Pazura, tylko szerzej.

 

 

30.

 

Konduktorka była miła, ale jebała potem. „Czy ktoś z państwa dosiadał w Kutnie?”, zapytała.

 

Uśmiechnął się, bo w Kutnie jeszcze nie dosiadał. A potem przypomniał sobie Larsa i zapłakał.

 

Berlin oddalał się, ale ten Berlin był po nic.

 

Zrozumiał, że wyzwolić musi się od siebie.

 

Nie wiedział, jak to zrobić. 

 

W każdym miejscu świata będzie siebie gonić (uroboros) i w każdej nawet kryjówce, gdyby zapragnął się schować. To zrozumiał także.

 

Wieś z niego nie wyszła. (To także zrozumiał.) Jak to mówią.

 

 

 

Fragmenty książki „Gej ze wsi”.

Projekt „Gej ze wsi” został zrealizowany dzięki środkom otrzymanym w ramach stypendium artystycznego Miasta Łodzi.

[1] „Sytuacja całkowitego zakazu” – jedno z haseł, które pojawiło się w instalacji Ewy Partum „Legalność przestrzeni” na pl. Wolności w Łodzi (1971).
[2] „Powrót do Reims”.
[3] Tekst piosenki disco polo (z internetu).
[4] Podszedł do mnie i podał mi rękę. Bardzo dziwny uścisk. Jakby ściskając dłoń, próbował zarazem przekazać mieszankę gestów masońskich i znaków meksykańskiego półświatka.  (Roberto Bolaño, „Dzicy detektywi“)
[5] Eduard Louis, „Zmiana”: Czasami myślę, że cała ta walka była daremna i że uciekając, walczyłem o szczęście, którego nigdy nie zaznałem.
[6] Bataille.
[7] Ksiądz Popiełuszko.

 

Przemysław Pilarski