ŚNIK

Powieść odcinkowa ku pokrzepieniu serc

[Początek]


 

il. Janusz Gałuszka

 

1.

Drodzy Ziemianie! Jeśli pismo moje wyda się wam drżące, to może być [to] złudzenie, bo piszę na stole dębowym, który jest wyheblowany dość dobrze, jednak nie przewidywano, że tak delikatnym piórem będę na nim pisał (każdą górkę i słój czuję), a innego nie mam! W Krasiczynie na zamku piszę, zamknięty w piwnicy, przy świecach z wosku pszczelego, jestem więźniem CK (cywilizacji końskiej, wyjaśniam ten skrót pierwszy i ostatni raz).

 

il. Janusz Gałuszka

 

2.

Podstawy do lęku mam, bo z końmi żartów nie ma, jak to na pewno jeszcze nie raz będę miał okazję wam ukazać, ale ręce mi nie drżą, chyba czasem tylko od nadmiaru wina. (Wina po ludzkości zostało huk, w piwnicach sąsiednich mam zapasy na dziesiątki lat, konie się tym w ogóle nie interesują). Lęku [jednak] nie mam, bo jestem prorokiem i wiem, jak się ta moja przygoda skończy, a skończy się dobrze. Jednak wcale nie mam władzy nad tym, co się ma stać, dlatego muszę brać udział w tej przygodzie, którą chcę tu oto zaprezentować, bo właściwie ona się już dokonała, a przyszłość dalsza to i nawet przede mną jest ukryta. Mam pióro piękne całe ze złota (oprócz stalówki, która ze spiżu jest chyba wykonana, bo służy do pisania już dwa tysiące lat, a wygląda jak nowa), mam dużo papieru w prostokątach, mam inkaust własnoręcznej roboty z kory dębów krzeczkowskich, mam świece z wosku pszczół arłamowskich, mam wymieniony w rozdziale pierwszym stół też dębowy, ale z drzew rosnących ponad dwa tysiące lat temu w państwie Europa Zachodnia, na stole tym piszę ten list do was, Ziemianie, może to co pomoże na tę przyszłość, której zobaczyć nie umiem. Gdy piszę, lekki turkot słyszę, gdy pióro po tych górkach i słojach biegnie, mógłbym podłożyć kilka kartek i miałbym ślisko, ale wolę tak.

Zdradzę jednak od razu, że piszę, bo muszę: jest to kara, na jaką konie mnie skazały, osobiście uczynił to ich król i władca, Heśku, syn Naszej Szkapy, on sam, z gwiazdą na czole. « On sam, z gwiazdą na czole » dodałem siłą rozpędu, jaka mi się udziela, gdy myślę albo mówię o nim, bo mimo, że jestem więźniem CK, to Heśka kocham miłością nieposkromioną, która bucha ze mnie ku niemu nie dając się nad sobą zapanować. Napisać całą prawdę o moim losie to mój obowiązek, niemniej moja miłość do Heśka nie oślepi mnie, gdy przyjdzie chwila, gdy będę zdradzał ich [końskie] zamiary wobec naszego gatunku, zapewniam was o tym z góry, drodzy Ziemianie!

 

il. Janusz Gałuszka

 

3.

Irintiziną posługuję się prawie tak jak koń, co bardzo ułatwia mi życie w ogóle, bo konie bardzo na to zwracają uwagę: jeśli kontaktują się z człowiekiem, to traktują go zależnie od jego znajomości ich języka. W innych wypadkach jest to zwykły obcesowy sposób okupanta, czy to w biurze, czy na ulicy podczas sprawdzania dokumentów [przez końską policję {w skrócie KP}]. Od razu tu jednak wyjaśnię, że wszystkie dokumenty, jakie posiadam, są fałszywe, ale jak dotąd żaden patrol nie zatrzymał mnie, uznając moje papiery za podejrzane. Dowodów tożsamości mam kilka, ale zawsze wyruszając w tzw. Polskę [tak nazywa się rejon planety, na której przebywam] biorę z sobą tylko jeden z nich. Wszystkie takie dziwne informacje wyjaśnię przy innych okazjach. Konie bardzo nie lubią szpiegów, którym w istocie jestem i dlatego trzymają mnie w więzieniu piwnicznym, ale doskonała znajomość ich języka sprawia, że zwykle udaje mi się wyjść cało z wszelkich opresji. 

Postanowiłem, żeby jednak uważać i na tym samym terenie nie używać różnych paszportów, bo konie mają dobrą pamięć wzrokową, i zdarzyło mi się, że zostałem zatrzymany przez tę samą trójkę mundurowych, co dzień wcześniej. Nie tylko ja ich rozpoznałem, ale okazało się, że także jeden z nich rozpoznał mnie.

– Wczoraj nazywał się pan inaczej! – powiedział, stukając kopytem w zdjęcie na moim paszporcie. – Nie pamiętam jak, ale na pewno nie tak! 

– Czyżbym miał sobowtóra? – zdziwiłem się ze śmiechem. 

Udałem zaskoczenie widać dobrze, bo ów tylko zaśmiał się « ihaha! », tym znanym sposobem, opryskując mnie śliną, i już nie wnikał w szczegóły. Może szło po prostu o to, że konie nie wierzą w istnienie sobowtórów [mają nawet takie przysłowie: « Nawet król nie ma sobowtóra »], ale obserwowałem go ze strachem, czy nie odwraca się tyłem ku mnie, bo zdarza się czasem, że co bardziej prostacki stójkowy potrafi kopnąć, niegroźnie i dla żartu, ale przecież kopytem. Nie wolno dać się sprowokować, bo każdy przejaw agresji traktowany jest jako gatunkizm i kończy się na sali sądowej. Należy też jednak wiedzieć, że bardzo często prosty koń potrafi wykorzystać różnice między naszymi gatunkami w traktowaniu np. fizjologii i np. podczas sprawdzania danych na paszporcie bezceremonialnie oddać mocz. Nie należy tego wtedy uznawać za obrazę honoru, tylko upewnić konia o naszym ludzkim szacunku do jego potrzeby i wydawać długie gwizdy, gdy on sika. Pamiętam, że gdy zdarzyło mi się to pierwszy raz, musiałem bardzo panować nad sobą, by nie zaśmiać się w głos, gdy na końcu koń podziękował mi gwarą z okolic Krasiczyna [co pozwoliło mi zrozumieć, że miał nauczyciela języka z poczuciem humoru]:

– Dzinkuji za gwizdani, miałym letki jszczani! – wyrzekł zwyczajową formułę.

 

il. Janusz Gałuszka

 

4.

Od początku okupacji końskiej zamknięte są także nasze szkoły. Okupanci na pewno nie pozostawią problemu edukacji ludzkości sobie a muzom, lecz opracują go zgodnie z własną wizją wszechświata. Tymczasem znalazłem na ulicy zeszyt ucznia, a w nim parę zdań wypowiedzi o wojnie (zadanie zostało napisane niedawno), które w naiwny sposób przedstawiają powody napadu koni na naszą planetę, jak też rolę Polaka sensu largo. Ten groteskowy szczątek propagandy, przetrawiony przez umysłowość dziecka, przedstawiam po to, aby na jego przykładzie wyjaśnić niżej niektóre drażliwe kwestie [jakkolwiek temu też służy w ogóle to moje pisanie!]:

 

 Konie zaatakowały Ziemię za te tysiąclecia wykorzystywania ich pod batem w budowaniu cywilizacji ludzkiej! Najbardziej były wkurwione za nazwanie mechanicznej siły końmi, gdy już te mechanizmy wynalazły!… Tysiąc lat temu ktoś potajemnie wywiózł konie na inną planetę, genetycznie ulepszył je tak, że zaczęły myśleć, co doprowadziło ostatecznie do tego, że postanowiły one zemścić się na ludzkim rodzie: przyleciały na Ziemię w setkach tysięcy statków, nie mieliśmy szans! Oczywiście, wygrały z nami tylko dzięki temu, że po ich stronie stanął jeden naród ludzki, który zdradził ludzkość i zbratał się z nacją końską, byli to Polacy! Odtąd rządzili Ziemią wspólnie, wszyscy pozostali ludzie byli niewolnikami, mieszkali w stajniach i zaprzęgano ich do pługów itp., bo nastąpił powrót do czasów dawnych, żeby przemysł nie dewastował Planety!

 

Jak mógł ten gówniarz napisać, że « ludzie byli niewolnikami, mieszkali w stajniach » itd., jeśli jeszcze nawet rok nie minął i żaden pług w pole nie wyszedł? Co do Polaków, to już od dawna nie ma państw na Ziemi, zaś narody nazywają się, jak chcą. Językiem urzędowym planety jest pallaka, która wprawdzie pochodzi od starożytnego języka polskiego, ale naród polski tak się wymieszał z innymi narodami, że za potomków tych ongi bitnych rycerzy niektórzy uważają plemię Dogonów. 

Tak się składa, że w ogóle w moim przypadku mogę udowodnić swoje polskie pochodzenie od początku ery [a nawet co najmniej wiek w głąb ery chrystusowej, jeśli taka potrzeba by zaistniała], ale jako Polak bardzo nietypowy nie jestem w tej sprawie dobrym przykładem. Teraz Polak jest synonimem sprzedawczyka na szczeblu kosmicznym, do czego doprowadziła propaganda antykońska, stosowana podczas lat wojny, zaś obecnie, gdy media dostały się w ręce okupanta, to odium, tak nieprzychylne naszemu narodowi, będzie się zmieniać. Nie będę się obecnie o tym rozpisywał, powiem tylko, że autor zadania domowego zapewne pojęcia nie miał, że Polacy doczekali się tej opinii z powodów dokładnie odwrotnych, niż mu się zdaje. Na jakie potworności mogły się były poważyć końskie władze, gdyby nie to polskie doradztwo, tego ten młodzieniec o zdeformowanej mentalności nie jest zdolny pojąć.

 

il. Janusz Gałuszka

 

5.

Napisałem, że jestem nietypowym Polakiem, wyjaśnię to natychmiast. Nietypowość polega głównie na tym, że żyję już około dwóch tysięcy lat. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, obliczę to teraz i zaspokoję ciekawość nas wszystkich. Urodziłem się w 7 roku przed nasza erą [czyli w erze chrystusowej], a ponieważ obecnie mamy rok 2268, to wynika z tego, że pomiędzy tymi datami na Ziemi upłynęło 2275 lat. Jest to szokujące eo ipso, dlatego nie wspominam tymczasem o innej rzeczy, jeszcze bardziej szokującej w sensie planetarnym, która nastąpiła podczas tego okresu, a która była aż do obecnych czasów utrzymywana w tajemnicy przed ludzkością, ponad tysiąc lat. Wyjaśnię i tę tajemnicę, tak jak to obiecałem Panu Heśkowi, ale nie mogę wszystkiego zrobić w tym samym momencie, jak łatwo zrozumieć. Powiem krótko, że chodzi o opanowanie technologii reinkarnacji, której efektem jestem jednym z nielicznych ludzi w historii naszego rodzaju, a ta moja cecha jest kolejną oznaką mojej nietypowości. Około tysiąca lat temu zreinkarnowano grupę Polaków i wysłano ich w kosmos z misją specjalną, a gdy po tysiącu lat wrócili, okazało się, że ludzkość nie pamięta tego faktu, zaś wiedza o reinkarnacji zaginęła wraz z religią, której towarzyszyła. Nas (bo byłem jednym z członków wyprawy) internowano, diagnozując jako wariatów i nie podając nawet do wiadomości publicznej, że wróciliśmy. A trafiliśmy na bardzo zły czas, bo już od kilku lat trwała ta wojna.

[…]

 

Roman Lis


 

CZYTAJ TEŻ