Tomasz Dalasiński


 

Do domu

U progu ściągam buty, tak jakby
brud, który przynoszę ze świata, był gorszy
od tego wewnątrz.

 

Przekręcam kluczyk w zamku. Pająki, ćmy i duchy
znikają w okamgnieniu
nie wiadomo, gdzie.

 

Otwieram drzwi, włączam światło
i wchodzę do środka. Wchodzę do środka
i chociaż wtedy w domu przestaje być pusto,

 

czuję, że właśnie teraz
bardziej niż kiedykolwiek
nikogo w nim nie ma.


 

Bruzdy i blizny

Dziewczyna w nocnym na Wrzosy. Jej twarz
odbita w szybie, cała w bruzdach i bliznach

 

z zadrapań na tafli szkła, jakby to była twarz
tej samej dziewczyny

 

dziesięć, piętnaście lat później.


 

Utrata

Rzeka, nad którą rano rozbiliśmy namiot.
Płynie, nie wiedząc, dokąd. Nie wiedząc,
że płynie.

 

W tej rzece w zeszłe lato
utopił się chłopiec, na chwilę spuszczony z oka
przez pilnującą go babcię. Wbiegł w nurt, chyba

 

za piłką, i po prostu zniknął
pod którąś z czarnych fal. Po pogrzebie babcia, jak gdyby
nigdy nic, poszła w to samo miejsce, wskoczyła do rzeki,

 

by, jak mówią tutejsi, wyciągnąć z wody wnuka,
bo coś się jej w głowie popsuło na amen,
i tyle ją widziano. A teraz ja

 

moczę w tej rzece stopy i wiem, że powinienem
poczuć na skórze twardy, ciężki chłód ich śmierci, i wstyd mi,
bo nie czuję.